– Ziemia do Josie!
Ciemnowłosa, niczym rażona prądem, podrywa się na krześle. Przenosi swoje spojrzenie, mówiące coś w stylu „czego się tak wydzierasz", na zatroskaną twarz Sebastiana. Mężczyzna siedzi po drugiej stronie kuchennego stołu w swojej kawalerce, spędzając w niej ostatnie chwile; razem z Frankiem niedługo zamienią ją na kilkupokojowe mieszkanie tuż nad jego kawiarnią, ale na razie trwają tam prace remontowe.
– Co się, do cholery, dzieje?
– Nic. Jestem po prostu zmęczona – mruczy Harper, upijając łyk gorącej kawy.
Bellamy wzdycha tylko, nieznacznie kiwając głową.
– Od cholernych dwóch tygodni – odpowiada sarkastycznie. – Powiesz mi, co się dzieje, czy mam to siłą z ciebie wyciągnąć?
Josephine mrozi go wzrokiem, ale zaraz potem łagodnieje, jakby źle czuła się z tym, że karci swojego najlepszego przyjaciela za okazywaną jej troskę.
– Sebastian, odpuść.
– Jak mam odpuścić, kiedy widzę, że zachowujesz się jak duch? Jesteś, ale cię nie ma – ciągnie on, na razie będąc dość cierpliwym. – Betty się o ciebie martwi, do licha! Ada tak samo. Wszyscy się o ciebie martwimy.
Wspomnienie ostatnich chwil z Tonym znów bezpardonowo wymierza jej siarczysty policzek, dlatego też Harper przygryza delikatnie dolną wargę, z całych sił starając się nie rozpłakać. Trudno jednak powiedzieć, czy ze złości, czy ze smutku. Wiedziała, że będzie bolało, gdy będzie odchodzić, wiedziała też, że będzie na siebie wściekła kolejnego ranka, kiedy obudzi się u boku Tony'ego ze świadomością, że kochała się z nim, z zaręczonym facetem, który nigdy nie będzie należeć do niej. Ale tego, co zaczęła czuć po tym, jak Stark wyszedł, zdecydowanie nie przewidziała.
Nie byli zbyt rozmowni tego poranka. Tony pocałował ją czule na powitanie, po czym bez słowa zaczął się ubierać. Josephine zaparzyła im dwa kubki aromatycznej kawy, według przepisu Sebastiana, co rusz poprawiając za duży, wełniany sweter, tak, aby zakrył górną część jej ud; nie potrafi wyjaśnić, dlaczego nagle zaczęła czuć wstyd z powodu swojego nagiego ciała, ale wie, że wzrok Tony'ego wcale jej w tym nie pomagał. Usiedli naprzeciw siebie, tak jak poprzedniego wieczoru i w milczeniu, nieśpiesznie wypili swoje napoje. Następnie Josie przyniosła z pokoju Betty kartkę i długopis, i w obecności Starka spisała swoje wypowiedzenie. Kiedy mu je wręczała, z trudem powstrzymywała łzy, ale wiedziała, że to jedyne słuszne wyjście. Zwłaszcza po tym, co między nimi zaszło.
Tony chciał ją objąć, powiedzieć coś, podziękować za pierwszą od paru lat przespaną bez koszmarów noc, ale nie potrafił zdobyć się na jakiekolwiek słowo. Po prostu przyjął od niej wypowiedzenie, patrząc głęboko w jej jasnoniebieskie oczy, jakby próbował zapisać ich obraz na zawsze w swojej głowie. Coś w jego środku wyraźnie mówiło, ba, wręcz krzyczało, aby nie błagał jej o pozostanie; wiedział bowiem, że to daremne. Poznał Josie na tyle, aby wiedzieć, że jest uparta i swojego zdania nie zmieni. Musiał więc pogodzić się z jej odejściem, czy tego chciał, czy też nie. I może tak było łatwiej, pozwolić, aby wymazała go ze swojego życia, zanim doszczętnie by je zniszczył.
Tego samego dnia wróciła też Pepper. Nie zadając mu żadnych pytań na temat tego, gdzie był, po prostu rzuciła mu się na szyję i ucałowała tak, jakby samym tym gestem pragnęła przekazać mu wszystkie swoje myśli, uczucia; całą tęsknotę, która trawiła ją od początku jej wyjazdu do Kalifornii. Stark jedynie niezgrabnie objął kobietę, czując, jak jego policzki robią się wilgotne. Nigdy jednak nie wyjaśnił jej, że tak naprawdę tego dnia płakał z powodu odejścia Josephine.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanfictionKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...