Wielki, czerwony napis „Game over" szaleńczo migocze na ponad czterdziestocalowym ekranie. Adeline odkłada pada na szklany stół, podczas gdy Timothée energicznie wciska odpowiednie guziki, aby przełączyć grę do głównego menu.
– Musisz się jeszcze wiele nauczyć, ciociu – rzuca chłopak całkowicie poważnie.
– Daleko mi do ciebie i twojego taty, to fakt – stwierdza van Doren, mierzwiąc włosy Timmy'ego dłonią ozdobioną dwoma subtelnymi pierścionkami.
– Odwiedzaj nas częściej, to wszystkiego cię nauczę.
Valerie, praktycznie niezauważona, pojawia się w salonie, niosąc tacę z talerzem i dwiema wysokimi szklankami wypełnionymi mrożoną zieloną herbatą. Odstawia naczynia na stolik i podchodzi do syna, całując go we włosy.
– Ciocia Ada ma też swoje obowiązki, Timmy – wyjaśnia ciepłym głosem jasnowłosa kobieta. – Przyniosłam wam kanapki z dżemem i masłem orzechowym.
– Dzięki, mamo – rzuca chłopak, od razu sięgając po jedną z nich.
Adeline podnosi się z dywanu, rozprostowując obolałe kości. Przeprasza swojego bratanka na chwilę, obiecując, że na kolejną rundę gry, której nazwy kompletnie nie pamięta, na pewno wróci. Timothée posłusznie skina głową i nie zwracając już więcej uwagi na dorosłych, na nowo daje się pochłonąć przez zabawkę, jaką na święta sprawił mu Everett.
Van Doren zabiera ze sobą szklankę z herbatą i razem z Ross ruszają do kuchni. Tam Valerie wraca do zmywania naczyń, podczas gdy Adeline siada po turecku na krześle przy stoliku. Upija kilka zachłannych łyków napoju, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo zaschło jej w gardle. Od prawie dwóch godzin grała razem z Timmym w jakąś strzelaninę, co – musi szczerze przyznać – pozwoliło jej się trochę wyżyć ze swoich realnych, namacalnych emocji. Niech szlag weźmie to wszystko, cały ten chaos, który przez ostatnich parę miesięcy urósł do zastraszających rozmiarów.
– Myślałam nad tym, żeby zrezygnować z dalszego prowadzenia sprawy Laufeysona – oświadcza nieoczekiwanie. Spojrzenie ma utkwione w szczupłych plecach Valerie, na które kobieta narzuciła sobie kremowy sweterek sięgający jej kolan.
Jasnowłosa z brzdękiem wrzuca czyszczony talerz do zlewu i odwraca się w kierunku Ady.
– Czy Loki cię w jakiś sposób skrzywdził? – pyta z przerażeniem w głosie.
Usta van Doren lekko drgają, jakby kobieta zastanawiała się, czy powinna się teraz uśmiechnąć, czy też nie. Finalnie rezygnuje z tego pomysłu, posyłając Valerie łagodne spojrzenie jasnozielonych oczu.
O Lokim można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że kiedykolwiek ją zranił. To tylko ona zraniła siebie, myśląc, że poprzez tamten felerny pocałunek chciał jej powiedzieć, że przestała być dla niego zaledwie prawnikiem, a zaczęła być czymś więcej. Ale może dobrze, że tak się nigdy nie stało. Adeline nie miałaby pojęcia, jak się zachować; co zrobić z tą informacją. Zapewne by uciekła, szybciej niż ucieka teraz.
– Nie, Valerie...
– Na pewno? – przerywa jej niepewnie kobieta.
Ada skina głową.
– Nie czuję się z nim bezpiecznie, ale nie czuję się też przy nim zagrożona – tłumaczy zgodnie z prawdą. – Chodzi tylko o to, że on nie chce ze mną współpracować, proces utkwił w martwym punkcie, a ja nie mam zielonego pojęcia, jak mu pomóc. Przegrywam, Valerie, a ja naprawdę nie znoszę przegrywać.
Ross posyła jej szeroki, ciepły uśmiech.
– Nikt nie będzie na ciebie zły, jeśli odejdziesz – oznajmia łagodnie. – Jeśli uważasz, że to najlepsza rzecz, jaką możesz zrobić, złóż rezygnację.
CZYTASZ
mercy ∆ avengers
FanfictionKiedy w drzwiach siedziby Avengers stają Thor, Bruce i... Loki, Tony może szczerze przyznać, że tego zdecydowanie się nie spodziewał. Nawet w najśmielszych snach. Niemniej jednak faktem jest, że trójka zagubionych wędrowców trafia z powrotem do Nowe...