23. NEON LIGHTS

331 32 1
                                    

Wesele Foggy'ego Nelsona i Marcii Stahl jest huczne. Pełne przepychu, dobrego jedzenia, hektolitrów alkoholu i szampańskiej zabawy. Dokładnie tak, jak powinno świętować się ślub tej dwójki.

Trzeba zatem przyznać, że ich życie, wystawione na wiele prób, ciężkich i bolesnych, w końcu zaczyna być znośniejsze, łatwiejsze, przyjemniejsze. Jakby ktoś postanowił odsłonić rolety i wpuścić odrobinę słońca, na co żadne z nich nie ma zamiaru narzekać.

Zwłaszcza w takich momentach, jak ten, gdy dwoje kochających się ludzi składa uroczystą przysięgę przed samym Bogiem, że będą sobie wierni aż do śmierci. Że będą kochać się w tym i w każdym kolejnym życiu; że będą ze sobą w zdrowiu i chorobie. Chryste, Adeline naprawdę nie może powstrzymać gorących łez napływających do jej oczu, kiedy patrzy na stojącą przy ołtarzu Stahl, ubraną w długą suknię uszytą z misternie utkanej koronki, wyglądając przy tym, jak prawdziwa księżniczka we własnej bajce. I na Nelsona, który pęka z dumy, ale i wzruszenia, gdy zakłada obrączkę na szczupłą dłoń swojej wybranki.

A kiedy kościelna, wzniosła uroczystość finalnie dobiega końca, kilkadziesiąt zaproszonych osób rusza na Dolny Manhattan, gdzie czeka na nich ogromna sala weselna, pełna jedzenia, alkoholu i muzyki. Oficjalny posiłek mija im więc w niezwykle przyjemnej, pełnej przyjaznych uśmiechów i wesołych okrzyków atmosferze, a kiedy i to jest za nimi, wreszcie przychodzi czas na pierwszy taniec młodej pary.

Betty, stojącą obok van Doren, nawet nie kryje łez wzruszenia, jakie spływają po jej policzkach. Timmy chwyta nastolatkę za dłoń, swoją ulubioną kuzynkę, samemu ukradkiem obserwując, jak pośrodku parkietu z gracją i płynnością sunie Marci, skryta w ramionach Foggy'ego. Everett z kolei obejmuje Adeline, co wywołuje na ustach rudowłosej prawniczki jeszcze szerszy uśmiech.

I po tych wszystkich pięknych tradycjach, gdy za oknem jest już praktycznie ciemno, zaczyna się mniej oficjalna część wesela, gdzie wszyscy piją, śmieją się i tańczą do upadłego. Dokładnie tak, jakby świat nigdy się dla nich nie skończył, jakby nigdy ich nie skrzywdził. Jakby bolesna przeszłość nigdy nie miała miejsca.

– Mogę? – Everett pojawia się obok Ady, ujmując jej dłoń i przyciągając do siebie.

– Ostatni raz tańczyliśmy na weselu Betty Ross, więc myślę, że to czas najwyższy – odpiera ona ze śmiechem, ruszając na parkiet. – Szczególnie że jak się zestarzejemy, to już nie będzie siły na takie wygłupy, hm?

Prawniczka wtula się w ciało brata, unosząc spojrzenie w taki sposób, aby mieć doskonały widok na jego zmęczoną twarz i przy okazji parkiet, jaki majaczy za jego ramieniem. Ross układa rękę na plecach siostry, w drugiej zaś zamyka jej chłodną dłoń. Oboje zaczynają sunąć po parkiecie, powoli i ostrożnie, śmiejąc się pod nosem. Od zawsze byli zgranym rodzeństwem, nawet jeśli w dzieciństwie wielokrotnie mieli ochotę się pozabijać, ale po tym całym bałaganie z Thanosem, zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. O ile to w ogóle możliwe.

– Dobrze, że jutro nie muszę iść do pracy, bo mam przeczucie, że po tej nocy spędzonej na obcasach moje nogi nie będą chciały ze mną już dłużej współpracować – rzuca van Doren z rozbawieniem, kiedy Ross obraca ją wokół własnej osi, mocno trzymając za dłoń.

– Kupimy ci jakiś stylowy wózek i zapłacimy Foggy'emu, żeby woził cię na rozprawy – stwierdza żartobliwie Everett, z powrotem zamykając ją w swoich ramionach.

– Dzięki, wiedziałam, że można na ciebie liczyć – mruczy ona z przekąsem, udawanym fochem. – Liczyłam, że zaproponujesz jakiś karnet na masaż.

– Zawsze do usług, Ada.

Taniec jest świetny, zarówno z jej bratem, z Nelsonem czy innymi gośćmi weselnymi, ale chwila wytchnienia też nie wydaje się złą opcją. Szczerze mówiąc, opuszczenie przestronnej sali, pełnej gorączki i duchoty, okrzyków radości i głośnych śmiechów, jest dla niej trochę jak wybawienie. Adeline nie może powiedzieć, że bawi się źle, bo nic jej tak nie cieszy, jak szczęście Foggy'ego i Marcii oraz to, że po całym tym piekle, w jakim przyszło im żyć przez ostatnich parę miesięcy, nareszcie mogą odetchnąć z ulgą i spędzić ten czas wspólnie. Ale po prostu musi odsapnąć, bo jeszcze jeden obrót na parkiecie, a naprawdę zwymiotuje komuś na buty.

mercy ∆ avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz