31. LIKE A RECORD

244 28 0
                                    

– Mam dla ciebie prezent. Twoje ulubione wino...

– Dzięki. – Adeline przerywa bratu beznamiętnym głosem. Nie obdarza go nawet krótkim, szybkim spojrzeniem. – Możesz zostawić je w kuchni. Druga szafka, pod zlewem.

– Okej... – mruczy Ross, nieznacznie marszcząc gęste, jasne brwi. – Wszystko w porządku?

– Ta, zajebiście wręcz – rzuca szorstko ona, po czym wskazuje na niego palcem. – Zajebiście nie w porządku.

Tego lipcowego, dość późnego ranka Everett zastaje Adeline wybitnie wkurzoną, tak, że o mało negatywna energia nagromadzona w jej drobnym ciele nie rozsadza niewielkiej kamienicy na Upper West Side. Kobieta, z włosami niechlujnie spiętymi w wysoki kucyk, siedzi na kanapie i nerwowo bębni palcami o brzeg niewielkiego, skórzanego kalendarza z wytłoczonym na okładce napisem 2022. Zaraz potem odrzuca go na pusty, dębowy stolik i wzdycha głośno. Unosi spojrzenie na brata, który z kluczami od samochodu w jednej dłoni, a butelką prosecco w drugiej, stoi w progu salonu. Mężczyzna uśmiecha się do niej słabo, nie kryjąc jednak zaskoczenia. Ona z kolei, nie mówiąc więcej, po prostu zabiera poduszkę w kolorze kawy z mlekiem, która leży na samym końcu kanapy, po czym chowa w niej twarz. Chwilę później po pomieszczeniu przebiega jej stłumiony krzyk, pełen złości i frustracji.

– Okej, rozumiem, że ten dzień nie należy do twoich najbardziej udanych – podsumowuje Everett.

Mężczyzna chowa klucze do kieszeni, a na komodę odkłada wino, które przywiózł jej w ramach podziękowania za opiekę nad Timmym w zeszłym tygodniu, kiedy on sam musiał wyjechać na kilka dni do Wakandy w sprawach służbowych. Jest naprawdę zaskoczony widokiem siostry w takim stanie; czerwonej na całej twarzy, wściekłej, tak, że lada chwila i zacznie z jej uszu iść gęsta para, niczym u kreskówkowego bohatera. Jej morderczy wzrok, który spotyka jego łagodne, błękitne spojrzenie sekundy później, gdy Ada zmęczona krzykiem, odkłada poduszkę, wręcz mrozi krew w jego żyłach. Jego siostra może i miewa spektakularne wybuchy złości, ale nie aż w takim stopniu. Ostatni raz widział ją w podobnym stanie we wczesnych latach dwutysięcznych, kiedy oblała prawo administracyjne tylko dlatego, że prowadząca za nią nie przepadała. Och, ile przekleństw przy tej okazji poleciało, to szkoda gadać.

– No, co się stało, hm?

Prawniczka zaciska szczękę, z trudem panując nad złością, która zawładnęła nią w momencie wyjścia z budynku sądu. A nawet i wcześniej, w trakcie rozprawy, choć punkt kulminacyjny nastąpił poza salą sądową. I to prawdziwy cud, że wracając do domu, nie spowodowała żadnego wypadku drogowego. Albo chociaż jakiejś kolizji. W takim stanie nie było jej łatwo skupić się na drodze, a co dopiero na pozostałych uczestnikach ruchu drogowego.

– Jak mi zaraz nie powiesz, o co chodzi, to uduszę cię tą poduszką, przysięgam.

– Błagam cię, ja naprawdę nie mam na to ochoty – warczy ona pod nosem. – Jestem kurewsko wściekła.

Ross krzyżuje ręce na piersi, gniotąc przy okazji materiał świeżo wyprasowanej koszulki polo z wizerunkiem niewielkiego krokodyla na piersi. Nie czekając na zaproszenie, bo doskonale wie, że takowego dzisiaj nie usłyszy, po prostu wchodzi w głąb pomieszczenia.

– No, tego nie da się nie zauważyć, wiesz? – odpiera po drodze, starając się brzmieć w miarę luźno i swobodnie.

Adeline bez słowa unosi dłoń, pokazując bratu środkowy palec. Następnie siada głębiej na kanapie i krzyżuje nogi w kolanach. Jej nozdrza nadal intensywnie falują, gdy kobieta agresywnie nabiera powietrza. Kątem oka uważnie obserwuje Rossa. Mężczyzna szybkim ruchem wyciąga z kieszeni dżinsów smartfona i kilkoma ruchami kciuka podłącza urządzenie do wieży stereo, pozwalając, aby z głośników zaczęły płynąć pierwsze nuty You Spin Me Round (Like a Record), ulubionej piosenki z ich dzieciństwa. Wargi prawniczki drżą w stłumionym uśmiechu, kiedy słyszy pierwsze dźwięki tak dobrze znanej sobie melodii.

mercy ∆ avengersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz