*Piotrek*
-Piotr ona się zaraz wykrwawi, musimy ją zabrać- powiedział Góra.
-Dobrze Doktorze- powiedziałem. Przez moją głupotę Martynka może zginąć. Po około 12 minutach byliśmy już w szpitalu, Martyna od razu poszła na operację.
-Cholera jasna!- krzyknąłem i usiadłem na krześle.
-Wszystko w porządku?- zapytał mnie Artur.
-Doktorze, nic nie jest w porządku. Rano poklocilem się z Martyna, a teraz ona przez moją głupotę walczy o życie, nie przeżyje jak ona umrze- odparłem. Po 3 godzinach z sali wyszedł chirurg.
-Panie Doktorze, ona żyje?- zapytałem przerażony.
-Tak, ale straciła dużo krwi. Były komplikacje, teraz oddycha za nią maszyna. Nie wiadomo, czy się obudzi, musimy czekać do jutra- odparł lekarz a ja się zalamalem- Dzisiaj nie może Pan do niej wejść, radzę jechać do domu, wyspać się i wrócić tutaj jutro- dodał lekarz i odszedł.