*Martyna*
Póki jeszcze mogę, to chodzę do pracy, oczywiście mam dzisiaj dyżur z moim mężem i Doktorem Góra, po chwili dostaliśmy pierwsze wezwanie.
-21s- powiedziała Ruda
-21s, zgłaszam się- powiedział Piotruś.
-Macie wezwanie do dziecka, leży na trawie, koło głównej ulicy, Mieszkalna 22/10- dodała Ruda.
-Przyjęłam, jedziemy- odparłam.
*Piotrek*
Po chwili byliśmy już na miejscu. Zbadlismy chłopca i już mieliśmy wracać, kiedy usłyszałem coś co zmrozilo mi krew w żyłach.
-Ta kobieta w brązowych włosach stoi na bombie- powiedział jakiś saper.
-Piotruś, boję się- odparła moja żona.
-Martynka, nie bój się, damy radę- odparłem. I w tym momencie bomba wybuchła. Przekazałem nosze i szybko pobiegłem do Martyny.
-Nie zostawiaj mnie, błagam!- krzyczałem.
-Pamietaj, że Cię kocham!- odparła.