Parę miesięcy później.
*Martyna*
Jestem już w dziewiątym miesiącu ciąży, za tydzień mam termin. Po paru godzinach poczułam pierwsze skurcze, Piotrka nie ma w domu.
-Jezu, ale boli!- krzyczałam- Piotrek, odbierz ten cholerny telefon!- dzwoniłem do niego. Po chwili wreszcie raczył odebrać.
-Martynka? Wszystko w porządku?- zapytał.
-Zaczęło się. Ała. Gdzie Ty do cholery jesteś?- pytałam go.
*Piotrek*
Przecież do porodu został jeszcze tydzień, muszę się urwać z pracy.
-Kuba, musisz mnie zwolnić!- powiedziałem mu stanowczo.
-Nie ma mowy! Pracowałeś najmniej, musisz to odrobić- powiedział on a ja się wkurzyłem.
-Cholera Kuba. Martyna zaczęła rodzić tydzień przed terminem, muszę do niej jechać- odparłem i pojechałem do żony. Po paru długich minutach byłem na miejscu, razem z Wiktorem.
-Martynka, musisz przec- słyszałem głos Wiktora.
-Już nie mam siły!- mówiła ona. Szybko do niej podszedłem i chwycilem ją za dłoń.
-To chłopiec!- usłyszałem po chwili płacz naszego syna.
-Jesteś dzielna, kocham Cię- powiedziałem i ja pocalowalem. Chwilę później Wiktor położył Martynce synka na brzuch.
-Jak go nazwiecie?- zapytał Wiktor.
-Darek- powiedziałem, a Martyna się uśmiechnęła.