*Piotrek*
Moja żona wciąż jest w śpiączce, postanowiłem, że ją odwiedzę przed pracą.
-Cześć skarbie. Wszyscy za Tobą tęsknimy, a najbardziej ja. Dlaczego to Ty pojechałaś na ten cholerny dyżur? Obudź się, proszę Cię. Kocham Cię- powiedziałem, pocalowalam ja w rękę i wyszedłem z sali, ponieważ do rozpoczęcia dyżuru miałem tylko 10 minut, nagle spotkałem Potockiego.
-Panie Piotrze, powinien być już Pan przebrany. Teraz przepraszam, muszę iść zobaczyć stan Pańskiej żony- powiedział i się szyderczo uśmiechnął.
-Dotknij jej, a Cię zabiję- odparłem z wsciekloscia w oczach.
-Panie Piotrze, po pierwsze powinien być Pan już na dyżurze, a po drugie proszę mi nie mówić jak mam wykonywać swoją pracę. Do widzenia- powiedział i odszedł.
-Spieprzaj dziadu!- powiedziałem do siebie i ruszyłem do bazy. Dzisiaj pierwszy raz nie mogłem skupić się na pracy. Po skończeniu dyżuru, Gora zawołał mnie do gabinetu.
-Strzelecki, co z Tobą? Dzisiaj w pracy byłeś jakiś nieobecny. Jeszcze trochę i by nam zmarł pacjent przez Ciebie- odparł Artur.
-Przepraszam Doktorze, ale martwię się o Martyne. Był dzisiaj u niej Potocki i boję się, czy czegoś jej nie podał- powiedziałem, a wtedy Doktor mnie puścił. Szybko pobieglem do żony, ale nie było jej w sali.
-Przepraszam, gdzie jest moja żona?- zapytałem ze strachem
-Przed chwilą miała zatrzymanie akcji serca, a teraz, z tego co wiem jest na badaniach- powiedziała, a ja poszedłem do Potockiego.
-Słuchaj debilu, co jej podałeś?- zapytałem z wsciekloscia.
-Ależ nic takiego- powiedział i się uśmiechnął, miałem ochotę go zamordować.