*Piotr*
Kiedy lekarz mi powiedział, że Martyna się obudziła, od razu od niej poszedłem.
-Martynka? Śpisz?- zapytałem.
-Nie, możesz wejść- odparła- Musimy porozmawiać- dodała, a ja nie wiedziałem, co mnie czeka.
-Jeśli chodzi o tę bombę, to ja naprawdę nie wiedziałem, że...- byłem wystraszony.
-Spokojnie Piotruś, nie chodzi o to. Nie wiem, czy dam radę jeszcze pracować, boję się, że pojadę na kolejne wezwanie i stracę życie ja albo nasze dziecko- powiedziała pna z płaczem- Rozumiesz, boję się. Mam już dość, zawsze mamy jakieś problemy. Najpierw byłam porwana przed ślubem, potem ten cholerny cyjanek. Kiedy myślałam, że już jest wszystko dobrze, poklocilismy się, potem strata pierwszego dziecka, wypadek taty i ta głupia bomba. Nie daję już rady, jestem tym wszystkim zmęczona- mówiła dalej z płaczem.
*Martyna*
Dlaczego musiałam przyjść do tej pracy? Może dlatego, ze wtedy nie poznalabym Piotrka i teraz nie byłby moim mężem.
-Martynka, spokojnie, poradzimy sobie. Wychodzilismy z gorszych kłopotów. Pamietasz jak miałaś w brzuchu cyjanek?- zapytał mnie.
-Oczywiście, nie da się tego zapomnieć- odparłam z lekkim uśmiechem.
-Byłem wtedy przerażony, okropnie się martwilem o Ciebie, że mogę Cię stracić, ale dałaś radę i przezylas. Teraz też dasz radę, a ja Ci w tym pomogę- powiedział, a ja się do niego mocno przytulilam.