Nie mam życia - mam popkulturę.
Więc piszę subiektywne recenzje filmów, seriali, sztuk teatralnych a czasem i długie lewackie ranty.
Zapraszam serdecznie.
🎥
Praca została nagrodzona w konkursie literackim "Splątane Nici 2019" organizowanym przez @g...
Cześć! W początkowym segmencie standardowo przepraszam za brak publikacji i zapraszam na social media mojego podcastu: Zołzy Mówią, gdzie co najmniej raz w tygodniu coś recenzuję. Enjoy.
A teraz przejdźmy sobie do filmu Marvela, na który przyszło nam czekać tak długo, że aż niemal stał się on kompletnie zbędny. Nie mówię tu tylko o tym, ile razy przekładano premierę, ale przede wszystkim o tym, że w tej chwili wiemy już o Natashy tyle, że sama nie miałam pewności, czy jest tu w ogóle coś do dodania.
Niestety, ale smutna prawda jest taka, że Black Widow powinna dostać swój solowy film dużo, dużo wcześniej. Ta produkcja powinna najpóźniej wyjść wtedy, gdy toczy się jej akcja, czyli pomiędzy Civil War, a Infinity War, by mogła nam ona powiedzieć o tej bohaterce i tym świecie coś więcej, coś nowego.
A tak wyszło, jak wyszło.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Czyli wyszło nooo ookeeej.
Black Widow jest tak bardzo filmem pierwszej fazy MCU, że aż można zazgrzytać chwilami zębami, ale nie czyni jej przez to w żadnym stopniu filmem kiepskim. Chciałabym bardzo, żeby ta produkcja wyszła przed Captain Marvel, wtedy myślę, że mogłabym z zachwytem wybaczyć jej o wiele więcej niż teraz.
Film zaczyna się bardzo dobrze, cała pierwsza sekwencja gdy wracamy do pewnego momentu z przeszłości bohaterów jest wygrana oscarowo. Uważam, że David Harbour i Rachel Weisz mają tam swoje pięć minut, co daje świetną podbudówkę dla tych postaci na resztę filmu. A przede wszystkim doskonale obrazuje nam z jakimi demonami z przeszłości, będzie musiała radzić sobie... Yelena. Bo niech was nie zwiedzie tytuł, ta produkcja jest dużo bardziej o Yelenie niż Natashy, dając nam de facto jej dramatycznie skrojone orygin story.
Jednak o tym za chwilę, wróćmy do samej fabuły, ponieważ Black Widow ma jeden z najlepszych, jak nie najlepszy opening w całym MCU. Świetnie wygrany emocjonalnie, mocno triggerujący, idealnie pasujący do tonu filmu. Do tej Natashy, która chce tylko się ukryć i przeczekać sytuację po Civil War, a niestety musi odwiedzić część swojej przeszłości, którą miała jej już więcej nie dogonić.
I od tego momentu mamy już tylko akcję, akcję i jeszcze trochę wybuchów.
Nie zrozumcie mnie źle, ta produkcja ma dużo dobrych scen, jak ta gdy Yelena i Natasha siedzą przy piwku, opatrując sobie rany i rozmawiają o przeszłości. Jest tam dużo serca, a ja właśnie takie rzeczy chciałabym oglądać, zwłaszcza po The Falcon and The Winter Soldier, które było widowiskowe, ale przede wszystkim miało genialnie poprowadzone relacje.