Nie mam życia - mam popkulturę.
Więc piszę subiektywne recenzje filmów, seriali, sztuk teatralnych a czasem i długie lewackie ranty.
Zapraszam serdecznie.
🎥
Praca została nagrodzona w konkursie literackim "Splątane Nici 2019" organizowanym przez @g...
Dlaczego jako pierwsze wleciało tu La La Land? Żebym mogła pokazać, jak bardzo kocham filmy o muzykach i w których właśnie muzyka, jest jedną z najważniejszych części składowych.
Pamiętam, jak oglądałam pierwszy raz zwiastun do A Star Is Born , dlatego, że moment, w którym Lady Gaga zaczyna śpiewać, zjeżył mi włosy na karku i już wiedziałam, że jestem sprzedana. Pamiętam też, jak zwiastun leciał w kinie i mój mąż nie chciał za nic mi uwierzyć, że to właśnie Lady Gaga.
Później sporo czytałam o tej produkcji, w końcu zbierała niesamowity oscarowy buzz od czasu festiwalu w Wenecji, a samo sprawdzenie, jak Bradley Cooper poradzi sobie za kamerą, stanowiło dodatkowy smaczek. Co by nie mówić, niesamowicie lubię typa za Silver Linings Playbook(który pewnie tu zagości, bo znam go na pamięć), jak i trochę nowsze i trochę lżejsze Burnt. Oczywiście mój entuzjazm podsycało samo typowanie Gagi na faworytkę do Oscara i jej urocze wywiady m.in. u Grahama Nortona.
Więc, jak widzicie — były oczekiwania.
Warto też zaznaczyć, że im jestem starsza, tym łatwiej mnie emocjonalnie ruszyć. Kiedyś nie umiałam uronić łzy na Królu Lwie, dziś wyję na trzeciej części How To Train Your Dragon. Czyli nieszczęśliwy romans młodej dziewczyny i przeżutego przez życie rockmana powinien mnie złapać za serce i nie puścić.
Czy to zrobił? No ni cholery.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Niesamowite jest dla mnie to, jak wielu ludzi, z którymi rozmawiam o tym filmie, dzieli go tak jak ja na dwie części. I ta pierwsza, w której Ally i Jackson się poznają, zakochują i śpiewają, jest cudowna. Jest tym, czego oczekiwałam od tego filmu, trochę kina drogi, trochę głosu Gagi i tego, czemu tak trudno im będzie być razem. Ba! Nawet na drugim planie błyszczał mi Anthony Ramos (Laurens z podstawowego składu Hamiltona, a jak wiemy #lams4life), więc cud miód.
Jednak później przychodzi druga połowa filmu. Dużym problemem tej produkcji jest to, że powstawała ona więcej razy, niż Cooper stał za kamerą. Scenarzyści nie przyłożyli się za mocno do przepisania tej historii (która oryginalnie pochodzi z1937 roku!!!) na bardziej współczesne tony i to niestety czuć. Mimo niezwykle błyszczącej Ally to nadal jest opowieść o facetach i ich ojcach. I męczymy się historiami o fermach wiatrowych i o tym, że to: nie ja jestem, jaki jestem tylko to wina mojego tatusia i starszego brata. Bu hu. I tym sposobem historia zaczyna się rozłazić. Nie wiem, co scenarzyści próbowali zrobić z postacią Jacksona, ale ja jej zwyczajnie nie znoszę. Uważam go za egoistę, który zwalał winę za swoje błędy na innych i nie próbował szukać pomocy.
Jasne. Alkoholizm jest chorobą. Tak samo, jak narkomania. Jednak pierwszym z 12 kroków jest: przyznanie, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu — że nasze życie stało się niekierowalne. I tego mi zabrakło. W końcu na odwyk trafia dopiero w obliczu niewyobrażalnych okoliczności.
I tu muszę spoilerować, żeby wyrazić swój punkt widzenia. Możecie wrócić po linku do Shallows, jeśli macie ochotę na podsumowanie.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Najbardziej nie rozumiem, czemu twórcy tak usilnie próbują nam sprzedać Jacksona jako ofiarę, jeśli dostajemy scenę w łazience. Scenę, która jest dla mnie po prostu niewybaczalna i przekreśla go całkowicie. I nie chodzi tu o to, że się kłócą a o to, że Jack uderza w czule punkty Ally, tak by zabolało to, jak najmocniej. Co czyni z niego nie tylko osobę chorą, ale przede wszystkim przemocową, bo przemoc fizyczna to taka sama przemoc.
Film próbuje nam też nieumiejętnie pokazać zachłyśnięcie się sławą przez bohaterkę Gagi. Problem jest w tym, że Ally w tym filmie nie ma prawie własnego zdania, więc wychodzi to dość pokracznie. Najpierw jest kierowana przez Jasona (który w ogóle wziął jej piosenkę i przerobił bez pytania, ale ok, to miało być romantyczne), a później zakulisowo przez swojego managera. Przecież kobiety nie mają swojego umysłu! Te biegne, głupie istotki, które po prostu dają się kierować przez wpływowych facetów... (sarkazm). Nawet piękny ślub ze zwiastuna tu jest niezwykle toksyczny, Ally nie ma nawet chwili na zastanowienie. Bierzemy ślub i już, decyzja zapadła.
Ja nie widziałam w niej osoby uzależnionej od swojego sukcesu, a kogoś z ciężkim syndromem żony alkoholika, która jeszcze próbuje mieć jakieś własne życie poza ich związkiem, ale jak to bywa w takich relacjach, jego choroba przekłada się na wszystko.
Oczywiście jest też zakończenie... Ally, która już wie jaki wpływ ma na jej karierę jej małżeństwo, dalej o nie walczy, dalej przekłada trasę, chce mieć go przy sobie, nawet jak miałoby to swoją PRową cenę, nawet mimo sprzeciwienia się managerowi.
Jednak Jackson jak zawsze ma inne zdanie na temat decyzji swojej żony i postanawia, że zrobi jednak po swojemu.
I robi.
Kurwa. Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć jego postaci, może jako DDA nie mam po prostu sympatii do alkoholików, którzy nie umieją wziąć się za siebie i niszczą życie wszystkim wokół swoim egoizmem. Bo tak, dla mnie jego zachowanie było skończonym egoizmem.
Podsumowując — zazdroszczę każdemu, kto odebrał ten film inaczej. Ja niestety wyszłam niezwykle wkurwiona i zmęczona z sali kinowej.
Historia sama w sobie wciąż ma niezwykły potencjał, tylko mam wrażenie, że scenarzyści trochę się bali dać Ally własne zdanie i jakieś decyzje do podjęcia.
Na pewno N-I-E-S-A-M-O-W-I-C-I-E zagrała Lady Gaga, mam wiele zarzutów do tego, jak była napisana jej postać, to jednak sama rola wypadła obłędnie. Ją kupiłam w całości. I o słodki Thorze... ona po prostu wygląda bosko!
Na pewno niesamowicie śpiewa też Bradley Cooper, ale na stołku reżysera to on musi jeszcze trochę posiedzieć, bo wizualnie nie wyróżnia się tu za wiele. Ciekawie wypadają tylko sceny koncertów z początkowej części filmu, które były kręcone na faktycznych festiwalach muzycznych i to widać.
I uważam, że miał o niebo lepsze role niż ta... jak to podsumował jeden z recenzentów: Ostatni raz tak przekonującą historię upadku dostaliśmy w drugiej części Iron Mana. Tak, wliczając w to scenę z sikaniem do zbroi.
Muzyka oczywiście jest cudowna, ścieżka dźwiękowa na pewno zostanie ze mną na dużo dłużej, bo ją, w przeciwieństwie do filmu mam zamiar powtarzać regularnie.