Czyli: Phoebe Waller-Bridge nie piszę miłych postaci.
Zastanawiałam się, czy recenzować ten serial, bo nie mam o nim za dużo do powiedzenia, ale nie mogę tu pisać tylko o produkcjach, które wywołują u mnie wielkie emocje. Więc napiszę też o tych takich trochę sześć na dziesięć.
Zacznę od tego, że serial ma sześć odcinków po dwadzieścia minut i w całości jest dostępny na Netflix, więc hej! Można walnąć całość przy jednym posiedzeniu, jak ja zrobiłam to wczoraj.
A czemu go sobie zrobiłam — przez Phoebe Waller-Bridge, która już w tym roku (a mamy marzec) powinna dostać moją osobistą nagrodę traumatyzowania mnie emocjonalnego. Jednak zrobiła to swoją inną produkcją, o której napiszę dużo i długo za jakieś dwa tygodnie, jak wyjdą wszystkie odcinki drugiego sezonu.
Więc Phoebe to fajna, młoda dziewczyna, która ma niebywały talent pisarski i aktorski i chciałabym w innym życiu napić się z nią piwa, ale przede wszystkim odpowiada za bardzo głośne "Killing Eve", do którego z chęcią wrócę w drugim sezonie. Tylko kilka lat temu, zanim zaczęła pisać piękną psychopatkę, napisała serial komediowy, o którym dziś wam powiem.
"Crashing" to serial na wskroś uszyty z brytyjskiego poczucia humoru, więc od razu uprzedzam, że jest ono dość chwilami specyficzne, ale dla mnie niezwykle przyjemne. Przysięgam, że wczoraj o drugiej w nocy przy niektórych scenach śmiałam się tak, że moje koty patrzyły na mnie podejrzliwie.
Cała fabuła, jak to zwykle w takich produkcjach, skupia się na grupie ludzi, którzy w wyniku sytuacji życiowej dzielą z sobą przestrzeń. Tu, budynek starego szpitala przerobiony na mieszkania, a właściwie komunę, w której wszyscy żyją. Mamy klasycznego podrywacza, wycofanego geja, kucharza i organizatorkę eventów, którzy są pozornie szczęśliwą parą i szaloną, francuską malarkę.
Czyli od razu można odnieść to ławo do produkcji typu "Friends", z tym że tu bohaterowie wcale przyjaciółmi nie są. Jasne, lubią się, ale traktują się z pewnym dystansem.
I do tego bałaganu wpada jeszcze huragan Lulu, która nie dość, że nie ma żadnego planu na życie to jeszcze nieumyślnie sieje zamęt wśród pozostałych domowników i ich relacji.
Przede wszystkim w relacji swojego przyjaciela z dzieciństwa i jego narzeczonej. Jeśli ktoś z was widział serial lub go obejrzy, to proszę, powiedzcie mi czemu Anthony i Kate tak właściwie są razem, bo ja tego nie wiem. Od dawna nie widziałam tak niedopasowanej pary, przy tym, że Kate wcale nie jest pisana, jako "ta zła", z którą nasz słodki bohater powinien się rozstać i być z Lulu.
Mówiąc szczerze, wcale nie chciałam, by Lulu i Tony byli razem, Anthony jest tak okropną postacią, że nie chcę, by był z kimkolwiek, a pozornie jest tym zagubionym, uroczym chłopakiem.
No tyle, że nie.
Właściwie w tym serialu nikt nie jest do końca fajny, wszyscy mają coś za uszami i po pijaku potrafią mówić sobie naprawdę podłe rzeczy, by następnego dnia się nawet za nie nie przeprosić i to mój największy problem z tym serialem.
Ci bohaterowie są po prostu nie przyjemni, ale hej, w sumie właśnie tacy są ludzie i jak wspomniałam, oni wcale nie są przyjaciółmi, by być dla siebie mili. Jednak po pewnej scenie miałam ogromny niesmak i już jakoś do końca nie mogłam shipować głównych bohaterów.
O ile możemy mówić tu o głównych i drugoplanowych bohaterach, bo chyba wszyscy mają tyle samo czasu ekranowego. A poza trójkątem miłosnym między Lulu a Anthonym i Kate, mamy dużo ciekawszą relację rozgrywającą się obok.
Najciekawszą postacią dla mnie jest Sam, którego punktem wyjścia jest chęć upicia się i zaliczenia tylu panienek ile się da, ale szybko koryguje swoje decyzje. Właściwie koryguje całe swoje życie, bo ma ogromny problem z rozgryzieniem własnej seksualności i uczuć, jakimi darzy swojego przyjaciela.
I to jest naprawdę świetnie napisana relacja, mimo tego, że Sam nie raz zrobi dużo głupot, to wiemy, że wynikają one z jego zagubienia w nowej sytuacji, w jakiej się znalazł.
Podsumowując — jak macie Netflixa i luźne trzy godziny życia to możecie spróbować, bo pewnie obejrzycie to, jak ja, za jednym posiedzeniem. Jednak nie jest to najlepszy serial, który odmieni wasze życie.
Mnie osobiście zabrakło cholernie tego, co Phoebe daje mi w innych swoich serialach — świetnie napisanego dramatu. Wiem, że to serial komediowy, ale przydałoby się, by niektóre wątki wybrzmiały dla mnie odrobinę bardziej, jednak to tylko moja opinia.
Jak szukacie czegoś do pośmiania się, z genialnie zagranymi postaciami to zapraszam.
Jak nie, nic nie stracicie w swoim życiu.
CZYTASZ
totalnie nieobiektywnie
CasualeNie mam życia - mam popkulturę. Więc piszę subiektywne recenzje filmów, seriali, sztuk teatralnych a czasem i długie lewackie ranty. Zapraszam serdecznie. 🎥 Praca została nagrodzona w konkursie literackim "Splątane Nici 2019" organizowanym przez @g...