★ X-Men: Dark Phoenix

240 23 15
                                    

Czyli: You're always sorry, Charles. And there's always a speech, and nobody cares.

Moja miłość do serii o mutantach jest bardziej burzliwa niż romans Charlesa i Erika, który zafundowali nam twórcy przez te wszystkie filmy. Nie jest dla mnie to uczucie łatwe, czasem wręcz wpadające na granice syndromu sztokholmskiego, ale w końcu udało mi się tę relację zakończyć.

Stosunkowo niedawno miałam okazję powtórzyć niemal wszystkie filmy z serii, gdy okazało się, że moja przyjaciółka żadnego do tej pory nie widziała, dlatego teraz zrobię małą retrospekcję. Muszę wam przyznać, że dwa pierwsze filmy nadal trzymają poziom, a X-2 ogląda się naprawdę super, gdy po tylu latach znamy już te wszystkie późniejsze nawiązania z Deadpoola, chociażby. Stara obsada co prawda dalej nie ma charakteru (poza Xavierem i Magneto), ale mają przynajmniej coś do grania. A wątki szkolne przynajmniej mają tutaj więcej miejsca, tak samo jak próba przedstawienia konfliktu ludzi i mutantów.

Później niestety całe dobre wrażenia psuje The Last Stand, ale ja nawet go całkiem lubię. Jasne jest beznadziejny, ale tak przyjemnie beznadziejny, że ogląda się to z miłym sentymentem do Jackmana i można się uśmiechnąć do młodziutkiej Ellen Page. Po tej produkcji całe uniwersum kilka razy wywaliło się na pysk, aż w końcu pałeczkę przejął Matthew Vaughn (♥), który miał swój pomysł na restart marki.

I dostaliśmy absolutnie najlepsze w całym uniwersum X-Men: First Class. Kocham ten film, to absuolutnie jedna z moich najbardziej ukochanych produkcji komiksowych i do tej pory nie mogę pojąć, jak świetny casting udał się twórcom. Fassbender, McAvoy, Lawrence i Hoult to nazwiska, które wtedy jeszcze nie były na topie, a dzięki chemii między nimi ogląda się to super. Lubimy te postacie, wierzymy w nie, kibicujemy im i przede wszystkim... mamy tam właśnie bohaterów z krwi i kości, których chce się więcej.

First Class jest produkcją, która dała mutantom miejsce w moim sercu i gdy przyszło X-Men: Days of Future Past nadal miałam wobec tego uniwersum wielkie nadzieje. Szkoda, że studio nie pozwoliło na to, by Vaughn zrobił jeszcze jeden film przed nim, ale ok. Days of Future Past nadal jest super, co prawda miesza ono jak cholera w chronologii i spójności całego uniwersum, ale przywraca starą obsadę (sentyment) i daje dużo miejsca nowej. Chyba w tym filmie jest moja najbardziej ukochana scena z całej serii, czyli wyciąganie Magneto z więzienia.

Tylko na tym niestety historia filmowych X-Men się kończy, w sumie kończy się dobrze. Charles prowadzi szkołę, Logan rusza swoją drogą i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. W sumie byłabym cholernie ukontentowana, gdyby Disney zatrzymał posiadanych aktorów i dał nam na przykład serial osadzony w szkole? Przecież to byłoby obłędne, a Fassbender i McAvoy kochają swoje role, wiec na pewno by się zgodzili...

...

Oh. Wait.

Jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej.

Fox jest najbardziej chujowym studiem, jeśli chodzi o realizację filmów komiksowych i cieszę się, że zdechli w męczarniach pożarci przez Disneya. Należało im się za zniszczenie działającego uniwersum X-Men z topowymi nazwiskami w rolach głównych i doszczętne zmasakrowanie Fantastycznej Czwórki.

Trzy lata temu Fox wypluł twór nazwany X-Men: Apocalypse i to jak dla mnie totalnie najgorszy film z całej serii. Antagonista jest sklejony z piasku, patyków i gówna, które nie dają pola do popisu nawet aktorowi, który się w niego wciela (serio, to mógłby być pan Mietek spod sklepu, a nie Oscar Isaac) Apocalypse w końcu tylko cały film stoi i krzyczy, jak to wszystko zniszczy i zbuduje nowe lepsze. Nowi bohaterowie, na których powinno nam zacząć zależeć, mają jakieś pięć minut czasu ekranowego, gdzie najlepsze sceny z nimi są kurna wycięte. Lawrence cały film patrzy na zegarek, czekając, aż spienięży czek, Charles miota się jak zawsze, a Erik jakimś cudem wylądował w Polsce. I nie widziałam większego kuriozum niż sekwencja w Polsce. To jedyne co zapamiętałam z tego filmu, te zjebane dialogi kaleczoną polszczyzną.
„Henryk, proszę cię, nie rób tego"

totalnie nieobiektywnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz