★ A Rainy Day in New York

172 12 7
                                    

Czyli: każda z nas byłaby, jak Ashleigh.

Macie czasem tak, że zobaczycie zwiastun jakiegoś filmu, który zapowiada się super, ale macie świadomość, że coś pójdzie nie tak? Ja mam za każdym razem, gdy w kinie puszczają zapowiedź nowego filmu Allena. Absolutnie nie znoszę jego filmów na tysiąc różnych sposób i naprawdę próbowałam to zmienić, oglądając jego skrajne dzieła. Nie podeszło mi żadne.

Czy tym razem było inaczej?

Nie, ale tym razem przynajmniej obsada mi to wynagrodziła.

Trochę kocham prawie wszystkich, którzy przewijają się na ekranie w tej produkcji i no nie powiem, mam ogromną słabość do jej męskiej części, więc naprawdę jestem w stanie wybaczyć wiele. Jednak klimat filmów Allena to nie jest moja strefa komfortu. Podobnie nie mogę poczuć sympatii do jego bohaterów i tym razem jest tak samo.

Fabuła, jak widać już w zwiastunie, ma na siebie fajny pomysł — para wyrywa się z uniwerku na weekend do Nowego Jorku, z którego pochodzi nasz główny bohater. Ona przyjechała zrobić wywiad ze znanym reżyserem, on chce unikać swojej rodziny, jednak w wyniku magii miasta, ich drogi w ciągu tego jednego dnia się rozejdą i każde z nich przeżyje swój osobny wątek. Jeden lepszy, drugi gorszy.

Zaczniemy od gorszego.

Nasz poniekąd główny bohater, a poniekąd narrator ma na imię Gatsby i niech już samo to, powie wystarczająco o jego charakterze

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nasz poniekąd główny bohater, a poniekąd narrator ma na imię Gatsby i niech już samo to, powie wystarczająco o jego charakterze. Jasne, wiem, że to koncepcja, ale przez pół filmu po prostu nie byłam w stanie znieść jego egzaltowanego, pseudo artystycznego bełkotu o tęsknocie do czasów, w których nawet nie było go na świecie.

W ogóle to jest wielki problem tego filmu jak dla mnie. To, że dzieje się on gdzieś poza czasem, w jakiejś magicznej wersji Nowego Jorku z innego wymiaru, gdzie nikt nie korzysta z internetu, a z telefonów komórkowych i tak korzysta się tylko w ostateczności. I to na pewno nie po to, by na przykład wysłać swojej dziewczynie adres hotelu, czy restauracji, a po to, by dodać dramaturgii, że druga osoba nie odbiera. Jakby nie McBook na biurku w barze to naprawdę nie miałabym pojęcia, że ten film osadzony jest we współczesności.

A na pewno nie opowiada on o współczesnych dwudziestolatkach.

Więc wróćmy do Gatsby'ego, który jest jednym z najbardziej irytujących kasztanów, jakie widziałam na ekranie. To scenariuszowy wyprysk, a nie pełnoprawny bohater i może gdyby faktycznie akcja osadzona była te pięćdziesiąt lat temu, to może miałby on prawo bytu. Teraz po prostu nie pasuje. I jasne, może taki jest zamysł, by pokazać, jak bardzo on nie pasuje do otaczającego go świata. Jednak to moim zdaniem kompletnie nie działa i cały jego intelektualny sprzeciw przeciwko swojej rzeczywistości jest po prostu bzdurny. Gatsby to po prostu rozpuszczony szczyl, który nie wie, co robić w życiu, ale przykrywa to pod płaszczykiem wspomnianej egzaltacji i długimi spojrzeniami, jakie Timothée Chalamet rzuca spod za długiej grzywki.

totalnie nieobiektywnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz