Czyli: dlaczego kocham Gwiezdne Wojny, a nie ich fandom.
To ciekawe, że wybierając pierwszy film z uniwersum Gwiezdnych Wojen, wybieram akurat ten "najmniej udany". Jednak uznałam, że właśnie "Solo" będzie idealnym wprowadzeniem do tego, za co właściwie uwielbiam ten cykl i ile on dla mnie znaczy.
Na początku powinnam zaznaczyć, że kocham świat Gwiezdnych Wojen od dziecka, de facto się wychowałam na tych filmach i starą trylogię potrafię cytować z pamięci obudzona w środku nocy. Jednak nigdy nie wpadłam w ten fandom tak głęboko, jak na przykład w komiksy superbohaterskie, dlatego nie czytałam żadnych książek ani z nowego, ani ze starego kanonu. Świat przedstawiony znam tylko z filmów, wypieram istnienie prequeli i nigdy do nich nie wracam i... naprawdę jaram się nowymi produkcjami.
Nie lubię za to bardzo toksyczności fandomu Gwiezdnych Wojen, jasne, większość ludzi jest w nim cudowna, ale Ci którzy mają najebane w głowach, są szczególnie głośni i tego nie znoszę. Nie potrafię ścierpieć marudzenia, jak to "Disney niszczy Star Wars" i te produkcje to teraz tylko lewacka, feministyczna propaganda. Tak, sama nie potrafię znieść Rey, ale do bohaterów nowej trylogii wrócimy sobie szerzej przy recenzji ostatniej części cyklu w grudniu.
Teraz skupmy się na "Solo".
Jasne, zwiastuny aż do ostatniego nie zachęcały, z planu docierały niepokojące doniesienia o bałaganie, a wymiana osób na stołku reżysera to też nigdy dobry znak. Jednak plotki w dużej mierze okazały się plotkami, film wyszedł do kin i postanowiłam iść na niego z otwartą głową (w przeciwieństwie do całego fandomu) i... bawiłam się pysznie.
Wiecie, co najbardziej kocham w Gwiezdnych Wojnach? Bogactwo tego uniwersum! I strasznie, strasznie cierpię, że trochę zamknięte jest to w ramach niedzielnego obiadu u Skywalkerów, gdy można zrobić tak o wiele, wiele więcej. Jak na przykład w ramach doskonałego "Rogue One" dostaliśmy film wojenny, dlatego w "Solo" chciałam dostać lekki western w kosmosie.
I dokładnie to dostałam.
Nasz protagonista, który całe życie dostawał po dupie, dorastając w slumsach, nadrabia przede wszystkim sprytem i chce zrobić wszystko, by wyrwać się do wielkiego świata ze swoją dziewczyną. Jemu się udaje, jej nie. Han trafia do imperialnej armii, gdzie chce zostać pilotem, ale przez swoje zarozumialstwo zostaje zdegradowany do mięsa armatniego. I tam, na kolejnej zapomnianej przez moc planecie spotyka grupkę złodziei i Chewbacce, z którymi planuje ten jeden skok, by zarobić na swój statek i wrócić po swoją dziewczynę. A jak to bywa w każdym heist movie, nie wszystko idzie zgodnie z planem.
CZYTASZ
totalnie nieobiektywnie
De TodoNie mam życia - mam popkulturę. Więc piszę subiektywne recenzje filmów, seriali, sztuk teatralnych a czasem i długie lewackie ranty. Zapraszam serdecznie. 🎥 Praca została nagrodzona w konkursie literackim "Splątane Nici 2019" organizowanym przez @g...