Ⓝ (★) The Irishman

88 13 4
                                    

Czyli: nowy ulubiony film waszego starego.

Mam taką relację z moją nerwicą, że ona nie za bardzo pozwala mi opuścić jakieś wielkie premiery sezonu oscarowego, bo wiem, że nie będę mogła wtedy zabrać głosu. Z drugiej strony cierpię na chroniczny brak czasu i dlatego, jeśli coś mnie nie zachwyci od pierwszej chwili, raczej rzadko do takiej produkcji kiedykolwiek wracam.

Jasne, możecie założyć, że od początku byłam nastawiona negatywnie do Irlandczyka i wcale nie będę was próbowała wyprowadzić z błędu. Ostatnie dwie duże produkcje Scorsese kompletnie do mnie nie trafiły, choć The Wolf of Wall Street nie był przynajmniej piekielnie nudny. Tak Silence jakoś zmęczyliśmy w kinie, choć mój mąż zasnął, a mnie przy ekranie trzymał Driver i Garfield.

Jest mnóstwo starszych produkcji zarówno Scorsese, jak i wielkich mafijnych epopei, które uwielbiam. Tu jednak nie mogłam jakoś nastawić się pozytywnie. Metraż filmu nie był dla mnie problemem, w końcu zdarza mi się w jeden dzień obejrzeć sezon serialu, jeśli mnie wciągnie.

Pytanie pozostawało, czy właśnie mnie wciągnie.

Historia, którą opowiada nam Scorsese, jest przekrojem życia Franka Sheerana, czyli tytułowego Irlandczyka

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Historia, którą opowiada nam Scorsese, jest przekrojem życia Franka Sheerana, czyli tytułowego Irlandczyka. Jak to bywa w takich opowieściach, wiemy, że będziemy śledzić jego poczynania od pionka, do kogoś niezwykle wpływowego. Tu jednak może spotkać nas po jakichś dwóch godzinach zaskoczenie, że jednak twórca dość luźno bawi się tą klasyczną konwencją. Muszę przyznać, że ta pierwsza godzina filmu, w której protagonista spotyka się z coraz ważniejszymi ludźmi i wykonuje dla nich mniej lub bardziej brutalne zlecenia, zaciekawiła mnie chyba najbardziej. Oglądało mi się to lekko, a później, gdy na ekranie pojawia się Al Pacino, miałam takie: wow, naprawdę uda mi się to obejrzeć bez bólu i nawet stwierdzić, że mi się podoba.

Tylko tu zaczynają się schody. Odkąd główną osią staje się współpraca/przyjaźń między Frankiem a Jimmym Hoffą film mocno zaczyna się rozjeżdżać. To znaczy, postać Pacino jest świetna, pełnokrwista i ogląda ją się po prostu z przyjemnością... przez pierwsze dwie godziny. Od pewnego momentu nieustająco miałam wrażenie, że tam już się nic nie dzieje. Dwóch, czasem trzech facetów siedzi i gada o tym, że nie lubią czwartego faceta.

W tle mamy przekrój amerykańskiej polityki tego okresu i nie powiem, obserwowanie jaki pośredni wpływ na nią mają działania bohaterów, jest genialnym zabiegiem fabularnym. Tylko niestety moim zdaniem największy problem Irlandczyka, to fakt, że nie ma w nim żadnych wątków pobocznych.

A jak skończy się historia Hoffy i Sheerana wie każdy, kto przeczytał notkę na Wikipedii i niestety zamienia się to w nieznośne czekanie jak jedni biali faceci, zabiją innego białego faceta. Tylko po to by na sam, sam koniec film znów na chwilę stał się interesujący i chociaż troszkę poruszył nas emocjonalnie.

totalnie nieobiektywnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz