Czyli: to będzie mocny oscarowy rok.
Od razu zacznę od tego, że miałam problem, jak oznaczyć ten film u siebie, bo jednak widziałam go w kinie, a ostatecznie do szerokiej publiczności trafi on dopiero pod koniec miesiąca na Amazon. Więc daje oznaczenie dla streamingu, bo tam tego dość istotnego gracza sezonu oscarowego znajdziecie.
Cztery lata temu do kin trafił niezwykle głośny i cholernie dobry film Spotlight, po którym mimo wszystko nie spodziewano się, że ugra dużo na ceremoniach. A twórcy i wspaniała obsada wyszli stamtąd zwycięzcami i to jedna z tych wygranych, z których naprawdę mocno się ucieszyłam, bo uwielbiam ten film. Problem pojawia się później, gdy coś zupełnie niespodziewanego zdobywa główną nagrodę, bo wszyscy inni twórcy zaczynają widzieć w tym przepis na sukces. Dlatego w ostatnich latach wymęczyłam się bardzo wiele razy na produkcjach, które chciały dorównać świeżości Spotlight.
W ogóle to jest tak, że pałam dużą miłością do filmów o dziennikarskich śledztwach i grze wpływów, w końcu podobał mi się omawiany tu Brexit, gdzie trochę bardziej rozwodzę się na tym gatunkiem. I gdy zobaczyłam zwiastun Raportu, serce zabiło mi mocniej.
Bo moje serce zawsze bije mocniej, gdy widzi Adama Drivera.
Ten film cierpni na brak jakichkolwiek dobrych zdjęć promocyjnych. Serio. Nie znalazłam nic oficjalnego...
Akcja The Raport dzieje się w ciągu kilku lat, gdy malutka grupa osób pracujących dla Senatu ma za zadanie przeprowadzenie śledztwa w CIA. Tematem ich pracy ma być dość nieprzyjemny temat "wzmocnionych technik przesłuchań", które miała stosować agencja po zamachach z 11 września. Oczywiście CIA zadowolone nie jest i delikatnie mówiąc, nie pomaga specjalnie naszemu bohaterowi, który jest w swoich działaniach niezwykle skrupulatny i zdeterminowany.
Produkcja zarzuca nas informacjami od samego początku, więc trzeba być przygotowanym na to, że nie jest to typ filmu, którego część można przesiedzieć na telefonie. Nie, tutaj cały czas jesteśmy zalewani datami, miejscami, nazwiskami i z każdą kolejną informacją zaczynamy coraz bardziej być zszokowani.
Właśnie, Raport mimo tego, że skupia się na działaniach bohatera, w którego wciela się Adam Driver, daje nam też spojrzenie na to, o czym czyta jego zespół. Mamy więc pokazane zebrania w CIA, podczas których omawiane są nowe metody przesłuchań, mamy wymiany zdań dotyczące tego, by pewnych osób w Białym Domu nie informować o wszystkim i że dopóki z osadzonych udaje się uzyskać jakieś informacje, to wszystko jest legalnie.
I tu zaczyna się największy problem, jaki mam z tym filmem, więc ostrzegę was, bo mnie nikt nie ostrzegł niestety. Film pokazuje nam sceny tortur w bardzo mocny i brutalny sposób. Nie należę do osób o słabej psychice, czy uczulonej jakoś specjalnie na niektóre obrazy, jednak siedząc w kinie, czułam się cholernie źle. Nie spodziewałam się, że to, co zostanie nam zaprezentowane, będzie aż tak naturalistyczne i może gdybym o tym wiedziała, wybrałabym inny seans na festiwalu, a tę produkcję obejrzała w domu.
Jednak poszłam na nią od razu po Jojo Rabbit i muszę wam powiedzieć, że moja psychika została całkowicie poszarpana.
Co prawda druga połowa filmu jest już o wiele bardziej w moim guście, bo mamy tam już klasyczny konflikt: jeden prawy, kontra reszta świata. Mamy w końcu to mięso samego śledztwa i zderzania się prawdy z pewnymi naciągnięciami, których dopuściła się strona CIA. I to moim zdaniem ogląda się po prostu wybornie, jeśli tak jak ja, kocha się produkcje o przekrzykiwaniu się nad dokumentami, które będą trzymać nas w napięciu, nawet jak wiemy, jak to się ostatecznie skończy.
Na pierwszym planie błyszczy oczywiście wspomniany na samym początku Driver. Mój związek z Adamem przez kilka ostatnich lat zaczął niestety przypominać syndrom sztokholmski, z którego nie mogłam się uwolnić. Wiecie, cierpiałam katusze na filmach, w których gra, a które subiektywnie są tragiczne, a później i tak szłam na kolejne. Na szczęście w tym roku każda produkcja, którą z nim widzę, jest po prostu coraz lepsza. A jeszcze dwie przede mną, więc nie mogę się doczekać.
Jednak wróćmy do jego bohatera, czyli Daniela Jonesa. Daniel jest osobą, która absolutnie wszystko w swoim życiu podporządkowała temu, żeby dokończyć śledztwo i swoją pracę stawia na pierwszym miejscu. Czy to dobrze? Nie nam to oceniać, ale reżyser doskonale obrazuje nam powolne zapadanie się Dana w szaleństwo, by doprowadzić tę sprawę do końca. Jones jest człowiekiem, który jest w stanie zrobić wszystko dla śledztwa, jednak przede wszystkim postępuje zgodnie z własnym sumieniem, za co nie sposób nie darzyć go sympatią.
Na ekranie partneruje mu przede wszystkim Annette Bening, która wciela się w rolę senatorki i przełożonej Daniela. Też jest to postać poprowadzona niezwykle zaskakująco, a przynajmniej mnie udało się zaskoczyć, gdy już podejrzewałam, co wydarzy się dalej.
Drugim plan to też typowe bingo, które sprowadza się do tego, że będziemy na Amazonie zatrzymywać film, by dowiedzieć się, skąd znamy tego trzecioligowego agenta CIA. Tak, mnóstwo tam znanych i utalentowanych twarzy.
Przez ilość i sposób pokazania niektórych scen, reżyser Scott Z. Burns doskonale wymyka się utartym schematom tworzenia typowego "Oscar Bait". Nie wydaje mi się, by film miał powalczyć w dużej ilości kategorii, ale na pewno ma jedną rzecz, przez którą będzie o nim głośno.
Adam Driver daje taki popis, że aż mi serce pęka. Dlaczego? Dlatego, że ja mojego faworyta do Oscara miałam już w czerwcu i teraz z każdym kolejnym filmem, czuję, jak ta przewaga w moim sercu topnieje... (szybko, kupcie mi Rocketman na Blu-ray!).
Jeśli mam podsumować ten film, to gdy wyląduje na Amazonie i będziecie mieć ochotę na kawał solidnej produkcji, to polecam. Lub, gdy tak jak ja będziecie chcieli obejrzeć niemal na akord wszystkie potencjalne filmy oscarowe przed ceremonią. Ja trochę spodziewałam się czegoś ciut lepszego, ale możliwe, że wrócę jeszcze raz do tej produkcji w domu, gdy moja głowa nie będzie całkowicie zaprzątnięta przez Taikę Waititi.
American Film Festival we Wrocławiu był w tym roku tak świetną i bogatą w filmowe perełki imprezą, że cholernie żałuję, że udało mi się wygospodarować na niego jeden dzień. Za rok, jeśli będzie zapowiadało się to tak samo dobrze, to najpewniej wybiorę się na cały i będę miała więcej dyscypliny, by recenzje pisać bardziej "na świeżo" po seansie. Wtedy emocji jest najwięcej, a tak po tych kilku dniach sporo rzeczy związanych z Raportem wyleciało mi z głowy, bo zbyt mocno mam w serduszku wydarzenia z Jojo Rabbit.
CZYTASZ
totalnie nieobiektywnie
AléatoireNie mam życia - mam popkulturę. Więc piszę subiektywne recenzje filmów, seriali, sztuk teatralnych a czasem i długie lewackie ranty. Zapraszam serdecznie. 🎥 Praca została nagrodzona w konkursie literackim "Splątane Nici 2019" organizowanym przez @g...