Czyli: wszystkie klisze za które kochamy komedie romantyczne.
Ach komedie romantyczne... jak ich nie kochać?
Nie wiem, bo dla mnie dobra komedia romantyczna w obecnych czasach to coś absolutnie na wagę złota. Cieszę się dlatego niezwykle z każdej udanej produkcji, która nie obraża mojej inteligencji i umie jakoś przełamać schemat.
W zeszłym roku dostaliśmy w końcu doskonałe w swojej klasie "Crazy Rich Asians", które nie jest niczym więcej niż zaserwowaniem nam oklepanej już bajki o Kopciuszku w zupełnie nowym wydaniu. I to piękne opakowanie z azjatyckiej kultury daje właśnie tej produkcji takiego kopa i dlatego wyszłam z kina zadowolona.
Niestety na jedną udaną produkcję przypadają co najmniej dwie koszmarne.
Jak na przykład taki Netflix w jednym roku wypuścić przecudowne "To All The Boys I've Loved Before" i absurdalnie koszmarne "The Kissing Booth". Jednak temat teen dram, to coś zupełnie innego, więc zostawmy to sobie na inną okazję. Na przykład, jak gdzieś online pojawi się "Love Simon" i będę mogła powtórzyć tę produkcję i wam o niej napisać... albo w końcu popełnię rant na temat "Riverdale".
Wróćmy do komedii romantycznych z dorosłymi bohaterkami (bo nie ukrywajmy, w filmach zawsze musi być główna bohaterka, w serialach panowie mają więcej miejsca). W zeszłym roku zupełnie nie wiedząc, dlaczego i co mnie podkusiło, wybrałam się razem z AnnaDowneyJr na "I Feel Pretty". To nie było dobre przeżycie, oczywiście pośmiałam się, bo sam plot twist był niezwykle zabawny, to niestety całość położyło mi kompletnie kilka niezwykle okropnych scen, w których Amy Schumer próbowała być autoironiczna. I niestety nie wyszło jej to.
A całe przesłanie filmu, który miał być o akceptacji samej siebie, został całkowicie rozjebany ostatnią sceną. Nie polecam.
Dziś jednak na Netflix wpadła produkcja, w której zakochałam się od pierwszego zwiastuna i o niej sobie porozmawiamy. Zamysł wydaje się pozornie podobny, jak w filmie z Amy Schumer, bohaterka grana przez Rebel Wilson ma drobny wypadek, który wywraca jej życie do góry nogami.
Natalie nie jest przesadnie zadowolona ze swojego życia, w pracy mimo pozornych sukcesów nie umie się przebić i oczywiście, nie jest w stanie uwierzyć, że jakikolwiek facet mógłby być nią zainteresowany. No i przede wszystkim nienawidzi komedii romantycznych. Jednak gdy budzi się w cukierkowym świecie rodem z jednej z nich, musi grać według jego reguł, żeby jakoś wrócić do swojej rzeczywistości, która nagle już nie jest dla niej taka okropna.
I od tego momentu twórcy filmu płyną równo z wyśmiewaniem prawie wszystkich możliwych klisz, na jakie możemy natrafić w komediach romantycznych. Natalie wpada na przystojniaka, który od razu się w niej zakochuje, zyskuje stereotypowego geja za przyjaciela, związki, które dopiero się zawiązały, nagle prowadzą do ołtarza... i tak dalej.
Absolutnie wspaniałe podczas oglądania tej produkcji jest właśnie wyłapywanie takich drobnych tropów, które powielają się w niemal każdym romantycznym filmie.Cudowne jest naśmiewanie się też z ograniczeń wiekowych dla takich produkcji, wszystkie wypikania przekleństw, którymi rzuca Natalie, czy też absurdalnie doskonała scena łóżkowa z powiewającymi zasłonkami.
Realizacja całości też jest bardzo przyjemna, podoba mi się doskonale zastosowana paleta kolorystyczna, gdy razem z główną bohaterką trafiamy do świata komedii romantycznej. Wszystkie kawałki znane nam z klasyków tego gatunku też doskonale podkreślają absurdalność całości i przyjemnie budują sceny.
Największą zaletą tej produkcji jak dla mnie jest jednak obsada, która gra bez cienia zadęcia i wypada fenomenalnie. Wiadomo, to nie są oscarowe role, ale jest tu to, co kocham najbardziej, czyli widać, że wszyscy aktorzy dobrze bawili się na planie i mieli przy tym niezły ubaw. Najlepiej wypada moim zdaniem Liam Hemsworth. Osobiście akurat za tym z braci Hemsworth przepadam średnio, ale tu wypada tak uroczo, że nie da się go nie kochać. Czuć, że naprawdę dobrze grało mu się z Rebel i w końcu zrobił na mnie pozytywne wrażenie w jakiejś swojej roli!
No i jako wisienka na torcie pojawia się dla mnie też Priyanka Chopra, do której mam niesamowitą słabość. Ma małą rolę, ale w scenie musicalowej wypada po prostu doskonale.
Tak, w tym filmie jest scena musicalowa w pubie i jest to absolutna kulminacja absurdu, ale jakiego cudownego absurdu.
Podsumowując — szacunek dla twórców, którzy na najbardziej sztampowych motywach stworzyli niezwykle zabawny i przyjemny film, który oczywiście ma swoje wady i nic nie zmieni w waszym życiu, ale przecież czasem wcale nie o to chodzi. Morał jest tak przewidywalny, że to aż szczypie w oczy, ale nie można mieć wszystkiego, to w końcu komedia romantyczna z platformy streamingowej, a nie Sundance Film Festival.
Jak macie luźnie półtorej godziny, Netflixa i lubicie się pośmiać, to polecam serdecznie.
CZYTASZ
totalnie nieobiektywnie
LosoweNie mam życia - mam popkulturę. Więc piszę subiektywne recenzje filmów, seriali, sztuk teatralnych a czasem i długie lewackie ranty. Zapraszam serdecznie. 🎥 Praca została nagrodzona w konkursie literackim "Splątane Nici 2019" organizowanym przez @g...