LXXXVII

192 32 67
                                        

Nadszedł czas na zaczęcie zabawy. Jako dobry barista-kelner miał w obowiązku podejść do klienta i uprzejmie zapytać się o zamówienie, jeżeli ten nie podszedł do kontuaru od kilku umownych minut od swojego przybycia. Zwykle nie było z tym żadnego problemu. To był naprawdę ciekawy sposób na rozruszanie zastałych nóg.

Tyle, że fanki jego chłopaka w żadnym stopniu nie należały do tych bezproblemowych. Czuł się całkiem poruszony faktem, że specjalnie dla niego czekały w tym miejscu, chociaż miał się tutaj w ogóle nie zjawić dzisiejszego dnia. Żeby tego było mało, prawie niczym rycerze, ubrały się w kompletny rynsztunek, na który składał się cały merch wydany kiedykolwiek przez wytwórnie. W jego oczach były wielkimi neonami przedstawiającymi rażący w oczach napis „Jesteśmy żonami Kihyuna". Gdzie jeszcze chodzenie z lightstickiem potrafił zrozumieć, bo doceniał niektóre ich wersje, to chodzenie w bluzie z imieniem idola, czapek czy targania ze sobą koszmarnie wykonanych bannerów... To zdecydowanie ciężej było mu akceptować.

Stawiał się na miejscu tych wszystkich Ajumm i Ajusshich, który mijani na ulicy mogli ograniczyć się do cichego pokręcenia głową w obawie przed byciem zmasakrowanymi przez przyszłość narodu.

-Czy mógłbym przyjąć od Pań zamówienie? - Zapytał najuprzejmiej jak tylko umiał, gdy z notesikiem znalazł się przy jednym z kilku okupowanych stolików.

-Zostaw Kihyuna-oppę w spokoju - warknęła pierwsza.

-Właśnie! On kocha tylko nas, a my jego. Nie potrzebujemy nikogo innego - szczeknęła druga.

-Przepraszam, ale nie mamy tego w naszej karcie - uśmiechał się już tylko ze względu na profesjonalizm. - Ale mogę Paniom polecić mrożoną kawę i lekcję dobrych manier gratis.

-Jesteśmy całkowicie poważne! Jeżeli się od niego odczepisz, to... - zawahała się. - Pożałujesz!

Gdzieś kątem oka dostrzegł obiektyw telefonu skierowany w swoją stronę.

„Tak chcecie grać? Dobrze." - Pomyślał.

-Dla całkowicie poważnych ludzi mamy jeszcze „Nie wtykajcie nosa w nieswoje sprawy" z okazji promocji trwającej do „Jeżeli nie przestaniecie, to będę musiał was wyprosić z lokalu".

Inne członkinie pozostałych grup z zapartym tchem przysłuchiwały się zaciętej walce swoich przywódczyń z największym z największych potworów w dziejach - Baristą z kawiarni.

-Myślisz, że sobie żartujemy? Wszystkim poprzednim dziewczynom Kihyuna-Oppy pokazałyśmy gdzie ich miejsce. Myślisz, że z tobą sobie nie poradzimy? Nie znasz...

-Mocy fandomu? - Dokończył. - Nie macie naprawdę innych tekstów? W internecie jesteście jakoś bardziej wyszczekane. Życzycie mi tam śmierci, grozicie, że potrącicie na przejściu dla pieszych czy wylejecie kawas na twarz. A kiedy przychodzi do rozmowy z twarzą w twarz, to potraficie zasłonić się tylko fandomem, którego znaczna część znajduje się i tak za granicą, i wiecie co? On ma wywalone i jest im wstyd za Was.

Jedna z obrończyń Kihyunowego tyłka nie wytrzymała widocznie napięcia. Zerwała się z miejsca, sprawnie wyciągając z torebki artystycznie ozdobionej miliardem przypinek ze swoim ulubionym idolem, jakiś spray, którym bez wahania psiknęła parokrotnie Changkyunowi prosto w twarz.

Nastała chwila ciszy...

Im zakaszlał parę razy, chcąc nie chcąc, zaciągając się tą chemią.

-A to jest dezodorant - odchrząknął. - I do tego pewnie jakiś tani, bo strasznie śmierdzi. Zamiast zatruwać tutaj powietrze, lepiej zajmijcie się prawdziwym wspieraniem swojego idola. Bo kiedy wy marnujecie energię i czas na walkę ze mną, to jego antyfani nie zostawiają na nim suchej nitki - przejechał po nich wszystkim surowym wzrokiem, na wszelkich wypadek zapamiętując ich twarze. - Jeżeli Panie nic nie zamawiają, to wrócę do swojej pracy - ukłonił się prawie niezauważalnie.

Behind You #CHANGKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz