XXXII

242 33 41
                                    

Teraźniejszość.

Stał przed drzwiami, które w tamtym momencie stanowiły dla niego prawdziwy pomnik wstydu, przed którym od dziesięciu minut niespokojnie trwał. Gdyby tylko można było zabrać, choć jedną z kłębiących się w jego głowie myśli... Gdyby, choć na ułamek sekundy uciszyć natrętne szepty, które mąciły nowo tworzący się porządek.

Pchnął drzwi, włócząc nogami do środka. Całym swoim poranionym sercem błagał, by dzisiejszego dnia dom był pusty. Jego matka przecież mogła pójść na zakupy lub spotkać się z klientem. Stukanie w klawiaturę słyszane już z daleka świadczyło nie tylko o obecności kobiety, ale również o jej niezbyt pozytywnym nastroju.

Przełknął gulę wstydu, która utworzyła się w jego gardle. Ruszył powoli. To „powoli" kosztowało go wszystkie siły, jakie tylko zdołał w sobie zebrać, by uciec do tego miejsca. Już u wejściu do pokoju po jego policzku spłynęła pierwsza łza.

Kobieta z początku nie zarejestrowała ruchu. Była jednak na tyle czujna, by wyłapać chlipnięcie, którego z kolei Changkyun nie był zdolny powstrzymać. Starał się z całych sił, ale... Był roztrzaskany. Zupełnie jak niechciane lustro.

Odwróciła się w jego stronę, obrzucając go tym samym zmęczonym i karcącym spojrzeniem, co zawsze. Na pierwszy oka nic się nie różniło. Nawet usta zasznurowała w ten sam niepokojący sposób.

Nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia - bezwiednie padł przed nią na kolana, z rękami spuszczonymi wzdłuż tułowiu. Kolejne łzy, salwy pełnych beznadziejności jęknięć i sapnięć mieszających się na twarzy wykrzywionej w przeraźliwym bólu i mrożącej bezsilności. Ręce, które do tej pory spoczywały bezwiednie - teraz przeniósł kawałek przed siebie układając dłonie płasko na ziemi. Załzawione oczy kompletnie nie spełniały powierzonego im w chwili narodzin zadania. Ale to co chciał zrobić nie potrzebowało ich obecności.

W pokornym akcie pochylił czoło, układając je na chwilę wcześniej przygotowanych dłoniach. To był jego gest oficjalnej porażki. Klęcząc przed swoją matką... Wykonując tak zawstydzający, a jednocześnie tak przepełniony szacunkiem pełny ukłon... Tak, to był gest oficjalnej porażki.

-Miałaś racje! - Krzyknął dławiąc się własnymi łzami. - Miałaś rację!- Powtórzył, choć od ciągłego płaczu brakowało mu już powietrza w płucach. Co chwilę łapczywie łapał je pomiędzy spazmatycznymi drgawkami, które ogarnęły jego ciało.

Jak dzisiaj pamiętał jej ostrzeżenia. Wtedy nie chciał jej słuchać.... Był wściekły, że śmie podważać jego związek! A teraz? Od samego początku miała rację. Doskonale wiedziała jak ta historia się skończy i pozwoliła swojemu nieposłusznemu dziecku przekonać się na własnej skórze jak boli bycie zbyt pewnym.

Wstydził się nawet przez sekundę spojrzeń na jej twarz. Bał się tego, co ostatecznie może tam dojrzeć.

Niespokojnie drgnął, gdy wysłużone krzesło zaskrzypiało przeraźliwie.

Poczuł lekki dotyk na swoich włosach. Z początku był on nieśmiały, ale później wybuchł z całą czułością, jaką kobieta włożyła w ten niepozorny gest. Drugą ręką sięgnęła jego podbródka, którym zachęciła go do uniesienia spojrzenia.

-Moje dziecko - odezwała się miękko samej z trudem opanowując szklące się oczy. - Moje małe, biedne i zranione dziecko - szepnęła, ocierając kciukiem jego spływającą łzę. - Chodź, przytul się do mamy - rozłożyła lekko ramiona w zapraszającym geście.

Nie musiała dwa razy powtarzać. Nim skończyła zdanie - już tulił głowę do jej piersi. Dotyk jej drżących dłoni na plecach przyprawił go o kolejny niepohamowany szloch, który stanowił idealne dopełnienie tej sytuacji.

Behind You #CHANGKIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz