*32*

1K 61 5
                                    

-Wyszedł ze sklepu. Kieruje się w stronę swojej kamienicy.-Steve przekazała wszystkim informacje poprzez komunikator.

-Czy jestem tutaj jedyną osobą, która zwróciła uwagę na tego busa, który za nim jedzie?-Teraz w słuchawce można było usłyszeć głos Clinta.

-Ktoś będzie miał kłopoty.-Odezwał się Sam.

-Znając życie to my.-Odpowiedziała mu siedząca w kawiarence dziewczyna.

Ich plan nie był skomplikowany. W jednym z budynków na przeciwko kamienicy Rogers wyglądał przez okno, które gwarantowało mu najlepszy widok na ulicę. Na dachu innego domu siedział Barton obserwujący wszystko dookoła i gotowy wkroczyć do akcji jeśli zajdzie taka potrzeba. W ogródku małej kawiarenki siedziała Brooke wraz z Buckym, Lokim, Wandą i Visionem w tej ludzkiej postaci. Natasha czekała na równoległej ulicy za kamienicą, która ich interesowała na wypadek gdyby ktoś wpadł na genialny pomysł uciekania tyłem. Starszy Stark razem z Samem i Thorem latał sobie gdzieś nad nimi niewidoczny z ziemi. A Bruce czekał w wieży na wypadek nie przewidzianej sytuacji.

Ich cel czyli niejaki John Lebiediew. Czterdziestoletni Amerykanin z Rosyjskimi korzeniami. To właśnie on na ostatniej misji próbował zmienić Barnesa w bezmyślną maszynę do zabijania. Ups, no coś nie wyszło a dzięki niemu pozbyli się programu Zimowego raz na zawsze. W każdym razie ich zadanie było proste. Złożyć mu niezapowiedzianą wizytę, wyciągnąć z niego tyle informacji ile im się uda i przetransportować go do Tarczy, która ma specjalne miejsca dla takich jak on.

Wszyscy śledzili wzrokiem interesującego ich mężczyznę. Kiedy wszedł do swojej kamienicy czarny bus z zaciemnionymi szybami zatrzymał się przed tym budynkiem. Nikt z niego nie wysiadł, tylko się zatrzymał.

-Wanda z Visionem zajmijcie się naszym towarzystwem, nie wiemy kto to.-Steve zaczął wydawać rozkazy.- Reszta wchodzi do środka. Pamiętajcie, że nie wiemy czego się tam spodziewać.

Przyjaciele wstali od stolika przy, którym siedzieli i przeszli przez ulicę. Wyznaczona przez kapitana para została przy samochodzie niby zastanawiając się gdzie na mapie się znajdują. Poczekali aż ich przyjaciele wejdą do budynku. 

Drzwi zamknęły się za trzema ubranymi na czarno postaciami. Rozejrzeli się po przestrzeni, w której się znaleźli. Nie był to typowy korytarz kamienicy tylko jedno ogromne pomieszczenie. W połowie jego wysokości znajdował się swego rodzaju balkon na którym znajdowało się mnóstwo drzwi. Bohaterowie powoli przeszli na środek pomieszczenia wyciągając po drodze broń. Nigdzie nie było śladu mężczyzny po którego tutaj przyszli. Panowała tam cisza zakłócona tylko echem ich kroków i skrzypienie skórzanej odzieży. W pewnym momencie rozległ się huk i wszystkie drzwi na piętrze otworzyły się. Zaczęli z nich wychodzić żołnierze z logotypem czerwonej czaszki z mackami na mundurach. Wszyscy mieli bron wycelowaną w stojących niżej członków Avengers. Jedyną postacią, która przykuła uwagę młodej Stark był jedyny człowiek ubrany w normalne ciuchy. Uśmiechał się do niej wrednie.

-Jak miło, że postanowiliście nas odwiedzić. I jeszcze postanowiliście oddać i moją własność.-Dodał patrząc na Barnesa.-Naprawdę pomagacie ludziom. Szkoda, że już więcej im nie pomożecie. Jesteście otoczeni tutaj. Nawet jeśli uda się wam wydostać, przed budynkiem czeka auto pełne moich ludzi a na dachu budynku naprzeciwko jest snajper. Nie będzie prosto przeżyć dzisiejszy dzień. -W słuchawkach usłyszeli, że pozostali zajmują się wszystkimi przeszkodami na zewnątrz gdyż słyszeli wszystko co mówił Lebiediew.

-Proste to mogą być włosy a nie życie.-Dziewczyna zrobiła krok do przodu. Wycelowała swój pistolet w dowódce.- A teraz zejdź stamtąd i walcz jak na mężczyznę przystało a nie kryjesz się za całym oddziałem jak tchórz!-Na jej słowa wśród żołnierze zapanowało poruszenie.- A może boisz się drobnej szesnastolatki co?-Zmrużyła oczy uśmiechając się złośliwie. Chciała go sprowokować żeby zszedł na dół i patrząc na jego minę można śmiało powiedzieć, że udało jej się to. 

John zacisnął mocniej szczękę z zniknął za jednymi drzwiami by po chwili wyjść przez ukryte w ścianie wejście. Krzyknął do swoich ludzi, że mają się nie wtrącać w ich walkę.

-Co ty robisz, zgłupiałaś do reszty?- Loki złapał ją boleśnie za ramię pochylając się do niej by nikt ich nie usłyszał.

-Nie bój się o mnie, nie po to trenowałam tyle czasu żeby unikać walki za wszelką cenę. Jeśli chcesz mi pomóc możesz zrobić te swoje czary mary i nałożyć na mnie jakąś barierę ochronną czy coś w tym stylu.- Wyszarpnęła się z jego uścisku i oddała Bucky'emu pistolet, który trzymała.

-Jesteś pewna, że wiesz co robisz?-Barnes spojrzał jej w oczy. Ona pokiwała tylko głową i założyła swoją maskę na twarz.

-Jak wejdzie reszta załatwcie tych na balkonie. Ale Lebiediew jest mój. Nikt ma się nie wtrącać w tę walkę.-Tym razem to oni pokiwali głowami. Dziewczyna odwróciła się w stronę przeciwnika.-To co dziadku, możemy zacząć?

On tylko z gniewnym wyrazem twarzy rzucił się na nią chcąc uderzyć ją w twarz. Nie udało jej się uchylić przed ciosem ale nie oberwała w nos, zdążyła przekręcić głowę tak, że dostała w szczękę. Nie pozostała mu dłużna i kopnęła go mocno w brzuch. Zgiął się z bólu cofając kilka kroków do tyłu co dziewczyna wykorzystała by z kolana uderzyć w jego nos. W tym momencie do pomieszczenia weszła reszta bohaterów. Ona jednak skupiała się na tylko jednym Amerykaninie. Wiedziała, że jej przyjaciele doskonale sobie poradzą. Po chwili strzały wokół nich ustały. Oznaczało to, że Avengers uporali się już z agentami na balkonie. Teraz pewnie przypatrywali się jak dziewczyna walczy z mężczyzną dwa razy od niej większym i starszym. Oni jednak nie zwracali na nic uwagi. Bez przerwy wymieniali ciosy próbując powalić to drugie. Dziewczyna otarła rękawem krew spływającą jej do oczy z rozciętego łuku brwiowego. Jej przeciwnik był w znacznie gorszym stanie. Widząc, ze ledwo trzyma się na nogach postanowiła podciąć go. Gdy mężczyzna się przewrócił zaczęła okładać go pięściami po twarzy. Przestała dopiero gdy był ledwo przytomny. Sama opadła na ziemię tuż obok niego wyczerpana. Oddychała głęboko gdy podbiegli do niej przyjaciele i pomogli wstać. Dopytywali czy wszystko w porządku. Ojciec złapał ją za brodę i obracał jej twarz oglądając rany, które się na niej znajdowały.

Bohaterowie byli tak zajęci sobą, że nie zauważyli Johna, który czołgał się powoli do pistoletu znajdującego się parę metrów od niego. Zwrócili na niego uwagę dopiero gdy usłyszeli dźwięk przeładowywanej broni. Spojrzeli na mężczyznę, który celował w nastolatkę. Dalej wszystko potoczyło się bardzo szybko. Huk wystrzału, Barnes chcący zasłonić Brooke i krzyk dziewczyny.

***

Troszkę się porobiło co?

Czekam na waszą opinię <3

Ja tylko udaję wszechwiedzącą 1&2||MarvelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz