Maraton 2/4
Dźwięk kapiącej wody doprowadzał Brooke do szału jednak nie pokazywała po sobie żadnych emocji. Nie wiedziała jak długo siedziała już w półmroku przykuta do krzesła. W międzyczasie zauważyła, że obręcze na jej nadgarstkach blokują sygnał z jej nadajników przez to z jakiego metalu zostały wykonane. Jednak było w nich coś jeszcze bo nie mogła zrobić niczego czego uczyła się u Strange'a. Musiała zrobić wszystko żeby się ich pozbyć aby przyjaciele mogli ją namierzyć.
Po bardzo długim czasie usłyszała za drzwiami kroki. Ktoś przekręcił klucz w zamku i wejście się otworzyło. Do pokoju weszło znowu trzech mężczyzn jednak tylko dwóch było w mundurach. Trzeci ubrany był w kitel lekarski.
-Stark, miło cię poznać. Czytałem nasze akta na twój temat ale to zupełnie co innego poznać się osobiście.
-Szkoda tylko, że jest to jednostronne odczucie. Swoją drogą macie fatalne pokoje gościnne.- Rozejrzała się po pokoju, w którym się znajdowali.
-Wybacz, to tylko chwilowe. Wyciągniemy z ciebie trochę informacji a potem wymażemy ci pamięć i dostaniesz nieco przytulniejszą celę.
-Obydwoje wiemy, że nic wam nie powiem.-Spojrzała na niego przekrzywiając głowę.
-Mam swoje sposoby na takich, którzy nie chcą mówić.-Uśmiechnął się zwycięsko.
-A ja mam doświadczenie z idiotami większymi od ciebie.-Jego mina wyrażała teraz zdziwienie.-Nie dodawaj sobie, chodziłam do publicznych szkół.
-Teraz jesteś taka pewna siebie co? Zobaczymy czy zostanie tak jak już się tobą zajmiemy.- Mężczyzna wydawał się strasznie pewny siebie.
-To na co czekasz? Przyznam, że nieco się tu nudzę.-Uśmiechnęła się do niego słodko. Jej planem było sprowokowanie tylu osób ile tylko jej się uda. W silnych emocjach ludzie popełniają najwięcej błędów. A właśnie na błędy z ich strony liczyła. Każde potknięcie przeciwnika jest szansą na zadanie ciosu. Im mocniej i częściej uderzasz, tym częściej przeciwnik się potyka. Ni można jednak walić na oślep. Trzeba analizować wszystkie możliwe opcje.- Możesz pokazać co ciekawego masz w tej strzykawce w twojej lewej kieszeni.- Spojrzał na nią lekko przerażonym wzrokiem.
-Jesteś wiedźmą? Skąd wiesz co mam w kieszeni?-Zadając jej pytanie zająknął się jednak szybko się opanował.
-Nie jestem wiedźmą, jestem po prostu dobrym obserwatorem. Nieświadomie ciągle dotykasz ręką kieszeni jakbyś chciał się upewnić czy jej zawartość nadal się tam znajduje. A, że to strzykawka to już nietrudno się domyślić znając wasze metody i widząc kształt przedmiotu. - Uniosła jeden kącik ust i wzruszyła ramionami na tyle na ile pozwalały jej unieruchomione ręce.
Mężczyzna w kitlu skinął głową na jednego z uzbrojonych agentów i ten podszedł do dziewczyny łapiąc ją za czoło i brodę unieruchomił jej głowę. Naukowiec również podszedł do nich i wyjął z kieszeni strzykawkę z tajemniczą substancją w pomarańczowym kolorze.
Dziewczyna zaczęła szarpać głową jeszcze zanim zdążył zbliżyć igłę do jej szyi. Udało jej się na tyle wyszarpnąć, że ugryzła agenta, który ją trzymał. Jednak wtedy szybko podszedł drugi i mocno uderzył dziewczynę w nos tak, że zamroczyło ją na moment. Reszta wykorzystała okazję i Doktorowi udało się wstrzyknąć jej nieznaną czarnowłosej substancję.
Po tym jak została w pomieszczeniu sama zaczęła czuć niewyobrażalny ból w całym ciele. Trwało to długi czas. Kiedy ból ustawał miała kilka minut odpoczynku i znowu przychodził jej ulubiony doktorek i podawał jej kolejną dawkę środka.
-Skoro nie chcesz nam nic powiedzieć to po prostu cię zabijemy, na co nam ktoś bezużyteczny.- Za, którymś razem doktor zaczął z nią rozmowę.
-Wiesz, jak umierasz to nie czujesz bólu. Boli to wszystkich dookoła. Tak samo jak jesteś głupi. Teraz dodaj dwa do dwóch i wyjdzie ci czemu jestem jedyną osobą, która odczuwa tutaj ból.-Zaśmiała się oddychając ciężko. Po raz kolejny dostała w twarz. Poczuła jak rana na brwi ponownie się otwiera a z kącika ust leci kolejna strużka krwi. Przychyliła głowę i wypluła czerwoną ślinę prosto na buty jednego z agentów.
-Sądziłem, że jako ktoś uważany za geniusza młodego pokolenia będziesz mieć trochę więcej instynktu samozachowawczego.
-Nie z tym nazwiskiem. Słyszałeś kiedyś o odpowiedzialnym Starku?- Wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Wyglądała okropnie i dobrze o tym wiedziała jednak nie dawała po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób obchodzi ją sytuacja w jakiej się znalazła. W środku jednak była przerażona. Jedyne co utrzymywało ją przy zdrowych zmysłach to świadomość, że przyjaciele jej szukają. Zastanawiała się co stało się pod tą kawiarnią. Miała nadzieję, że nikomu nie stało się nic poważnego.
Tym razem została sama w swojej celi bez podawania jej substancji , która sprawiała, że czuła każde najdrobniejsze naczynko w swoim organizmie. Przed wyjściem dali jej nawet kilka łyków wody. Była tak zmęczona, że gdy tylko kroki na korytarzu ucichły zasnęła.
Tym razem obudziło ją mocne uderzenie w brzuch. Poczuła jak z płuc ucieka jej całe powietrze a wszystkie organy chcą uciec ze swojego miejsca. Skrzywiła się lekko jednak powstrzymała jęk bólu, który chciał opuścić jej usta.
-Jak się cieszę, że was widzę. Już myślałam, że o mnie zapomnieliście.- Mruknęła dość głośno pod nosem.
-Ostatnio byłaś nieco pewniejsza, czyżby coś się zmieniło?-Przed nią stanął pan w białym kitlu.
-Jakbyś nie zauważył to mnie obudziliście ale nie do końca się jeszcze rozbudziłam, daj mi minutkę. Swoją drogą co robisz z włosami. Wyglądają na martwe. W końcu to jaki jesteś w środku objawia się w wyglądzie prawda?- Zaśmiała się przez co znowu została uderzona w szczękę. Ruszyła żuchwą i uśmiechnęła się.- Dobra, dobra już się zamykam.- Milczała jakieś pół minuty po czym znowu się zaśmiała.-Dobra, to było wystarczająco długo.
Tak wyglądały kolejne pobyty mężczyzn w tym pomieszczeniu. Oni ją bili a ona robiła sobie z nich żarty. Czasem po prostu się śmiała. Nie wiedziała ile czau tam spędziła ponieważ nie miała żadnego okna.
Za dwudziestym szóstym razem coś się jednak zmieniło. Do sali weszło tylko czterech agentów. Bez doktorka. Podeszli oni do krzesła po czym wstrzyknęli jej coś po czym nie mogła się ruszyć nawet małym palcem. Kiedy środek zaczął działać odpięli obręcze, które trzymały ją na krześle. Dwóch z nich złapało ją pod ręce i wywlekło z pomieszczenia. Musiała nieco zmrużyć oczy bo korytarz okazał się nad wyraz jasny a jej oczy przystosowały się do panującego w pokoju półmroku. Pociągnęli ją do innego pokoju, w którym znajdowała się jakaś ogromna maszyna i metalowy fotel. Brooke od razu skojarzyła fakty. Bucky nie raz opowiadał jej co się z nim działo w Hydrze. Mówił o maszynie do wymazywania pamięci.
-Posadźcie ją i zaczynamy zanim środek paraliżujący przestanie działać.- Jest i on. Jej ulubiony człowiek Hydry. Doktorek, którego wkurzanie było jej jedyną rozrywką.
Posadzili ją na metalowej konstrukcji i znowu poprzypinali. Dla odmiany te paski były skórzane. Jedyny ruch jaki mogła wykonywać to oddychanie i wodzenie wzrokiem za mężczyzną w kitlu.
Po chwili maszyna zaczęła buczeć i część konstrukcji opadła przylegając do jej twarzy. Po raz kolejny poczuła niewyobrażalny ból. Kiedy jednak ustał coś jej nie pasowało. Chcieli ją wymazać więc czemu wszystko pamięta? Coś musiało nie zadziałać. Dzięki bogu ta maszyna jest od niej kilkukrotnie starsza. Szybko przeanalizowała sytuację i uznała, że najlepszym wyjściem będzie udawać, że wszystko poszło tak jak chcieli.
Podszedł do niej jeden z naukowców i znowu coś jej wstrzyknął.
-Witamy ponownie Telum*.
Po czym znowu straciła przytomność.
*Telum- łac. Broń.
CZYTASZ
Ja tylko udaję wszechwiedzącą 1&2||Marvel
FanfictionPRACA BEDZIE PRZECHODZIĆ KOREKTĘ -Miałam już dość tej wrednej małpy, ciągle uważała się za lepszą niż inni. Poza tym po przyprowadzeniu was i tak ktoś dodał by dwa do dwóch więc wolałam zrobić to sama żeby wynik na pewno był dobry. Na dodatek serio...