"Wybraniec?!"

239 19 9
                                    

Nie byliśmy na to gotowi, nigdy nie będziemy. Ale śmierć przychodzi sama, idzie krętymi drogami i atakuje znienacka...

.................................................

Minęły cztery miesiące od ślubu. Siedzę na kanapie i wgapiony jestem w zgaszony telewizor. Na górze słychać płacz...To Dorcas i Lily. Płaczą za Marleną. Nie mogę tego słuchać, każdy  szloch, każda łza przypomina nam o niej. Muszę wyjść, muszę znaleźć się jak najdalej mogę wszystkiego. Chce uciec...Dalej niż moje myśli mnie mogą dosięgnąć. Wstaje z kanapy, idę w stronę drzwi. Na schodach siedzi James, głowę podpiera rękoma. Spojrzałem na niego, był zdenerwowany. Złapałem go za rękę i poczułem jak serce mu bije mocniej.

- Jamie, co się stało? - spytałem cichutko.

Nastąpiła chwila ciszy.

- Mam już dość...Dość tego że bliscy mi ludzie giną, że nie mogę nic na to poradzić. Przytłacza mnie ta wojna. Jak mam wychowywać syna w takiej sytuacji jaka panuje na świecie?!

- Syna? - zamurowało mnie.

- Lily jest w ciąży...Powiedziała mi za nim Dor przyszła.

- Gratulacje, to wspaniale. - poklepałem go po plecach.

I tak się to wszystko zaczęło...

~•......................•~

- Zakon Feniksa nie potwierdził tej teorii. - rzekła Molly.

- Równie dobrze może chodzić o dziecko Franka i Alice. - powiedziała Ruby - Nie jest powiedziane, że musi być to dziecko Potterów, a skoro Alice jest w ciąży to wszystko jest możliwe.

Remus siedzący na kanapie obejmował ręką Ruby. Obok siedziała Dorcas, wgapiona była w ścianę. Na fotelu naprzeciwko sofy siedział Dumbledoor, a na oparciu podparty był Regulus. Molly krzątała się w tą i w drugą. Stałem oparty o ścianę i słuchałem rozmowy zakonu.

- Przepowiednia mówi, że wybraniec urodzony pod koniec lipca zniszczy Lorda Voldemorta i tym sposobem uratuje świat czarodziejów. - odezwał się Albus - Obje czarodziejki urodzą w lipcu. Każda z nich może w tej chwili nosić wybrańca pod sercem.

Odgarnąłem kosmyk włosów z twarzy i spojrzałem na brata. Był inny...Zmienił się, wydoroślał i zmądrzał. W dalszym ciągu był naszą wtyką i był w tym najlepszy. Nikt nawet nie podejrzewał go o to, by mógł zdradzić rodzinę. Miłe uczucie...nie być samotnym w tym co się robi. Zawsze to ja byłem uważany za zdrajce, kłamliwego syna i oszusta, który wybrał przyjaciół zamiast rodziny.

Gdy dobiegł koniec narady podszedłem do Regulusa, który rozmawiał Dorcas o kolejnej misji.

- Dor, będę musiał na chwilę ukraść ci kolegę. - chrząknąłem - Muszę pogadać z bratem, wybacz.

- Za chwilę wracam. - odrzekł do niej i poszedł ze mną.

Wyszliśmy na korytarz. Siedzibą Zakonu był nasz dawny dom, w którym znaliśmy każdy najmniejszy zakątek.

- Martwiłem się...Nie było cie na ślubie Jamesa i Lily.

- Ach...No tak. - westchnął - Ojciec zabrał mnie na spotkanie z Czarnym Panem i...

- Nie nazywaj go tak! - nie dałem mu dokończyć - To nie jakiś "Pan", tylko palant bez nosa, który nie ma odwagi stanąć przed równym sobie i walczyć sam na sam.

- A tym "równym sobie" jesteś ty, tak?! - krzyknął - Syriusz zrozum! On ma całą armię, jest silniejszy niż my! Ma moc, o której Dumbledoor mógłby sobie jedynie pomarzyć!

- A jednak według przepowiedni pokona go dzieciak. - odpyskowałem.

- Nie jakiś tam dzieciak, tylko "Wybraniec"! Możliwe, że syn twoich przyjaciół.

Zapadła cisza. Usiadłem na schodach.

- Dlaczego gdy dzieje się coś złego, my zawsze jesteśmy w pobliżu? - spytał.

- Nie wiem, braciszku. - przytuliłem go i wróciłem do pokoju.

..............................................
W środę next rozdział. Happy Birthday for me😊

Futerkowe przeznaczenie/Wolfstar🐶❤️🌕✨🐺🍫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz