Chatka w środku lasu

240 24 6
                                    

Po pokoju rozniósł się donośny śmiech. Spojrzałem na Jamesa, był roześmiany, ale widziałem w jego oczach cień przerażenia. Lily wydawała się bardziej zestresowana, ale nie dawała tego po sobie poznać. Cieszyłem się ich szczęściem, ale wiedziałem że z ich ślubem dużo się zmieni. I tego się obawiałem najbardziej...Zmian. Niby normalna rzecz, lecz już za dużo złych zmian zaszło w moim i ich życiach, by jeszcze bardziej cierpieć. Ale byłem już przygotowany na wszelkie nie powodzenia losu, na przykład takie jakie czekały nas jutro. A przyszło to razem z pewnym listem od Dumbledoora, który wzywał nas na misje.

................................................

- Misja?! - krzyknęła Lily - Nigdzie was nie puszczę! Służymy zakonowi dzielnie i wiernie, ale jutro jest mój ślub! Dzień w którym powinnam być szczęśliwa, a nie dzień, który cały spędzę nad opatrywaniem was po misji! Nie daruje sobie jak coś wam się stanie! Czy ten człowiek do reszty oszalał?! Co raz częściej zastanawiam się nad emeryturą dla Dumbledoora! Nie może puścić kogoś innego?!

- Kochanie, to tylko dwie godziny. - James położył jej rękę na tali - Nic nam nie będzie.

- Ślub jest dopiero jutro...- zaczęła Dorcas, ale Lily i Remus spiorunowali ją wzrokiem - Znaczy...Lily ma racje. Nie chcemy żeby wam się coś stało.

- Ruda, chcesz odebrać nam zabawę na kawalerskim? - uniosłem brew - Od razu po akcji pójdziemy do klubu...

- I się nachlamy. - skwitował Frank.

- Z umiarem, chłopcy. - ostrzegła Ruby - Chcemy was bez kaca na ślubie.

- Nie wiem czy to jest możliwe. - rzekł Lunatyk spoglądając na nas.

Po pomieszczeniu rozniósł się donośny śmiech.

- Zbierajcie się. - powiedział Rogacz, cmoknął Lily w czoło i wyszedł z pokoju - Za chwile wychodzimy.

Pociągnąłem Remusa i poszliśmy na górę się wyszykować. Po dziesięciu minutach byliśmy gotowi. Teleportowaliśmy się na miejsce misji i wtargnęliśmy do budynku. Była to mała chatka w środku lasu, jednopiętrowy budynek był wykonany z drewna. Stare, spróchniałe deski skrzypiały nam pod nogami gdy przemierzaliśmy kolejny pokój. Ciemność rozprzestrzeniała się w każdy kąt domu, nie było choć jednego jasnego miejsca. Złapałem Lupina za rękę, by mieć pewność że stoi za mną. Zatrzymaliśmy się, gdy usłyszeliśmy szmer, który dochodził z końca pokoju gościnnego.

- Słyszeliście to? - szepnął Frank.

- Lumos. - mały strumień światła wyłonił się z różdżki Jamesa.

Staliśmy na środku pokoiku. Wokół nas były stare, zapleśniałe z wilgoci meble. Do naszych uszu znowu dobiegł jakiś cichy tupot. Odwróciłem się za siebie, coś przebiegło w ciemności. Usłyszałem szept i zaklęcie, które trafiło w Pottera. On upadł, a na jego czole pojawił się strumyk krwi.

- Rogaś! - krzyknąłem sprawdzając puls - Zajmijcie się nim.

Remus rozdarł rękaw swojej koszuli i przyłożył do rany. Usłyszałem kolejne zaklęcie, które było niecelne przez słabą widoczność napastnika w ciemności. Zacząłem biec w stronę postaci, potykając się o swoje nogi. Wbiegliśmy do kuchni, a ja rzuciłem się na człowieka, który przed chwilą okaleczył Jamesa. Oboje upadliśmy na podłogę. Wystrzeliłem światło i ujrzałem twarz napastnika.

- Regulus?! - krzyknąłem zdezorientowany.

- Syriusz?! - on również był zdziwiony tym spotkaniem.

......................................................
W środę następny rozdział.

Futerkowe przeznaczenie/Wolfstar🐶❤️🌕✨🐺🍫Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz