Szpital cz.2

2K 79 28
                                    

Obudziłam się, a biel panującą w pomieszczeniu zmusiła mnie do ponownego przymknięcia oczu. Otworzyłam je jeszcze raz, rozglądając się po pomieszczeniu. Aktualnie leżałam na szpitalnym łóżku, wszystkie ściany pomalowane były na biało, a na szafeczce nocnej stały kwiaty w wazonie oraz jakieś herbatniki. Byłam podpięta do kroplówki, więc moje ruchy były dosyć ograniczone. Nagle przez drzwi przeszedł Bartek z czerwonymi od płaczu oczami.
-Co się stało? -zaczęłam, gdy brunet spojrzał na mnie, rozklejając się na dobre.
Wyciągnął taboret spod łóżka i postawił go obok, siadając na nim. Złapał mnie za rękę, mocno ją ściskając, kilka razy otwierając buzie, jednak nic nie mówiąc.
-Co się stało? -powtórzyłam, gdy położył swoją dłoń na moim brzuchu, delikatnie go głaskając.
-Bartek, co się stało? -mruknęłam, gdy chłopak pochylił się do przodu, opierając głowę na naszych dłoniach.
-Nasze dziecko... -zaczął, pociągając nosem. -poroniłaś...-szepnął, a ja poczułam, jakby wszystkie emocje ze mnie uleciały.
Momentalnie łzy zebrały się w kącikach moich oczu, powoli spływając do policzków.
-Co. -tylko tyle dałam radę z siebie wydukać, nie dowierzając w to, co przed chwilą usłyszałam. -jak to się wydarzyło?
-Ciąża była zagrożona i doszło do pęknięcia jakiegoś naczynka.
-Przepraszam...
-Za co ty mnie przepraszasz? Przecież to nie jest twoja wina, co najwyżej moja bo nie potrafiłem cię porządnie dopilnować, żebyś się nie przemęczała.
-Nie obwiniaj się, robiłeś, co tylko mogłeś. -ścisnęłam mocniej jego rękę, drugą ścierając sobie łzy z policzków. -mi też jest teraz cholernie ciężko, ale musimy żyć dalej, widocznie tak miało być, w swoim czasie postaramy się jeszcze o bobasa, mamy dopiero po 21 lat.
-Jak możesz tak mówić, ono powoli rozwijało się w tobie, a mówisz, jakbyś tak naprawdę nigdy go nie chciała. -uniósł się, wstając z taboretu.
-Bartek, do cholery, nie chciałam mieć teraz dziecka, ale jak się o nim dowiedziałam to już się oswoiłam z tym i je pokochałam, jak możesz uważać, że pasowało mi to poronienie. Chodziło mi o to, że nie mamy co się załamywać, życie kręci się dalej, a załamując się będziemy ciągle stać w miejscu. Nie jest mi z tym faktem łatwo, ale czasu nie cofnę, przez wypadek ciąża była zagrożona i to nie jest ani moja ani twoja wina.
-Czyli w ogóle cię to nie ruszyło? Fajnie.
-Uwierz, że ruszyło. -podniosłam głos, gdyż już trochę zaczynał mnie denerwować. -ale co mi da leżenie i płakanie przez nie wiadomo jaki czas.
-Okazała byś chociaż odrobinę serca. -mruknął, trzaskając drzwiami.
Głośno westchnęłam, patrząc w sufit. Stracenie dziecka nie jest łatwym przeżyciem, a zachowanie Bartka w ogóle mi nie pomagało w tej sytuacji.
-Hej. -cichy głos Werki rozbrzmiał w pomieszczeniu, a blondynka usiadła na krzesełku obok mojego łóżka, spoglądając na mnie ze smutkiem. -jak się czujesz?
-Fizycznie średnio, psychicznie chujowo.
-Nie załamuj się, byłaś dopiero w drugim tygodniu, jeszcze przyjdzie czas na dziecko. -położyła swoją dłoń na mojej, delikatnie ją głaskając. -Domyślam się, że strata dziecka jest dla ciebie trudna, ale nie poddawaj się, jesteś silna.
-Bartek myśli, że chciałam, żeby ono znikło... -pociągnęłam nosem, po raz kolejny wycierając spływające łzy.
-Musi ochłonąć, daj mu czas, a pewnie później przyjdzie z przeprosinami. Dla niego to też jest trudne, nawet nie wiesz, jak się ucieszył, gdy się dowiedział, że zostanie tatą. -przez te kilka słów jeszcze bardziej się rozpłakałam. -o Boże, przepraszam.
-Nie szkodzi, spokojnie. Gdzie on jest?
-Nie wiem, mruknął tylko, że jedzie do jakiejś Mai i żebyśmy mu dali spokój.
-Maja to jego była... zajebiście. -westchnęłam. -proszę pilnujcie go, żeby nie zrobił nic głupiego.
-Spokojnie, zajmiemy się nim, a ty może się prześpij bo wyglądasz na wymęczoną. -wstała z krzesełka, zbliżając się do drzwi. -trzymaj się.
-Dzięki, Werka. -uśmiechnęłam się smutno w jej stronę, a po chwili zostałam sama w pomieszczeniu.
Poprawiłam się na łóżku, patrząc tempo w ścianę. Nie miałam pojęcia co wstąpiło w Bartka, bo jego dzisiejsze zachowanie w ogóle nie było w jego stylu. Oczywiście strata dziecka jest czymś okropnym, ale byliśmy w takim wieku, że mieliśmy jeszcze wszystko przed sobą i na pewno jeszcze przyjdzie czas na stworzenie bobasa. Życie bywa przewrotne, ale już nic z tym nie zrobimy bo niestety czasu nie da się cofnąć.
Starłam łzy spływające po moich policzkach i stwierdziłam, że się prześpię, żeby o tym nie myśleć...

Hejka!
Błagam nie zniechęcajcie się do tej książki po tym rozdziale i mnie nie zabijajcie 😭
A tak poza tym bardzo wam dziękuję za 50 tys wyświetleń, gwiazdki i miłe komentarze bo to bardzo motywuje!
Swoją drogą jest to już 104 rozdział, a nie jesteśmy nawet w połowie...
Miłego dnia/nocy! 💞

Perfection/Bartek KubickiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz