18

385 26 0
                                    

Dziewczyna była bardziej przerażona niż ja , dlatego kazałam jej iść po apteczkę , ale oczywiście nie mogła jej znaleźć. Na szczęście ,  że chłopak nie był ciężko ranny , bo nie wiem jakby to się skończyło. Przekierowałam go do salonu na kanapę i tam zaczęłam robić opatrunki. Był rozkojarzony , ale przytomny.

-Gdzie ja jestem?- zapytał i zaczął zamykać oczy , na co Marta zareagowała dosyć raptownie , bo popchnęła mnie i złapała go za policzki całkiem głośno mówiąc : "Nie opuszczaj mnie. Proszę. Nie rób tego". Wydało mi się to zabawne , ale jakoś się powstrzymałam od zaśmiania. Prawdopodobnie napadli na niego miejscowi chuligani , zabójcy , mordercy albo dziewczyna dowiedziała się o jego zdradach.

-Nic mu nie jest. To małe zadrapania. - wyjaśniłam i podałam dziewczynie wodę utlenioną.

-Ty go opatrz , ja zadzwonię po karetkę.

-Szpital jest zbędny. Pobił się z kimś , to normalne.

-Może w twoim świecie.

-Marta proszę. Idź sprawdź jego mieszkanie. Może coś się stało Annie.

-Teraz to się martwisz.- prychnęła , a ja się zaśmiałam pod nosem. Chłopak dochodził do siebie , a ja kończyłam przyklejać plastry.

-Dziękuję.- szepnął i przytrzymał moją dłoń na swoim policzku.

-Powinnam wiedzieć co się stało?

-Mała sprzeczka z bratem.

-A już myślałam , że Anka się dowiedziała o twoich wyskokach.

-Haha.. Jasne. Wiesz , podobno panny miękną , gdy facet jest ranny. - zażartował , a ja docisnęłam mocniej jego ranę na łuku brwiowym , by zrobić mu na złość.- Albo lubią patrzeć jak ktoś cierpi.

-Właśnie, teraz lepiej.

-Wszystko w porządku w jego mieszkaniu. Tylko Anka opatruje jakiegoś faceta.- oznajmiła Marta i przyjrzała się Filipowi. Zrobiło się niezręcznie ,więc zostawiłam ich ze sobą , a sama poszłam się umyć.  W trakcie drogi do łazienki zakręciło mi się w głowie , a później dostałam duszności. Nie mogłam nic powiedzieć ani krzyknąć , pamiętam tylko jak upadłam i słyszałam nawoływanie Filipa. Marta musiała zapomnieć i dodała coś do jedzenia. Szlag.

*

**FILIP**

-Kim pan jest?- gorączkowo wypytywała pielęgniarka , a ja wiedziałem , że nic mi nie powiedzą jeśli nie będę z rodziny , więc omijałem odpowiedź jak tylko mogłem.

-Byłem przy tym co się stało.

-Rodzina?

-Narzeczony.- podenerwowany rzuciłem szybko.

-Niech pan poinformuje kogoś jeszcze. Prędko. - ponagliła mnie jedna z personelu i wskazała na telefon. Marta szwendała się gdzieś po budynku , liczyłem , że wróci jak najszybciej i zadzowni do kogoś. Jednak przypomniałem sobie , że mam telefon Zuzi w kurtce i sam szybko wykręciłem numer do jej matki. Odebrała po trzech sygnałach.

-Proszę przyjechać do szpitala , bo Zuza miała jakiś atak , ale nie chcą mnie wpuścić , bo nie jestem z rodziny.

-Dobrze , zaraz będziemy.

-Czekam.

*

-I co? Wiadomo coś?- spytałem się jej mamy , która właśnie wyszła z sali i wypatrywała mnie.

-Muszę ci podziękować , szybko zareagowałeś i dzięki tobie moja córka żyje.- powiedziała ze łzami w oczach , a ja nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji.

-Jak to?

-Zuza ma problemy z płucami i z oddychaniem.

-Ja..ja..

-Od dziecka bierze leki i dlatego jest grubsza , ale kocham ją bez względu na to , tylko że ona tego nie rozumie. Tłumaczy sobie pewne rzeczy w bardzo okropny sposób.

-Nie wiem co powiedzieć.

-Może idź do niej.

-A mogę?

-Pozwolą ci. W końcu jesteś narzeczonym.- zażartowała , chyba musiała się dowiedzieć od pielęgniarki , że trochę na ściemniałem. Po chwili odnalazłem właściwą salę i po cichu wszedłem do środka. 

*ZUZA*

Miałam odjazd po tych lekach , a to zazwyczaj źle się kończy. Najbardziej rozdrażniła mnie rozmowa z panią " Jestem taka mądra i wszystko wiem" psycholog. Zawsze kiedy ma okazję mnie zobaczyć przyłazi , a to tylko po to , by sprawdzić mój stan po atakach.

-Jak się czujesz?- zapytała pani psycholog.

-Czego się pani boi?

-Ym..No wiesz. Są różni ludzie i ..

-To proste pytanie , nie komplikujmy.

-Boję się , że nie będę miała dzieci. Dlaczego zapytałaś?

-Bo zazwyczaj każdy z nas szuka ucieczki. Zbyt mało jest tych dobrych rzeczy , by chciało nam się pchać ten życiowy wózek. Każda rzecz po jakimś czasie brzydnie i obumiera.

-Co masz na myśli?

-Budzę się rano , wysuwam nogę spod kołdry , stawiam na podłodze i myślę sobie: Kurwa , co by tu dalej?

-Wiesz , to normalne , że się zastanawiasz.

-Powiedz to..

-Słucham?

-Powiedz mi to co chce usłyszeć , a później opowiedz mojej mamie o depresji. – skończyłam  z wyrzutem i do sali wszedł Filip. Zatkało mnie , nie wiedziałam co mam zrobić , jak zareagować. Jednak po chwili ogarnęła mną obojętność i odwróciłam głowę w drugą stronę. Pewnie już się dowiedział wszystkiego od mojej matki.

-Cześć. Jak się czujesz?- spytał , a pani doktor sobie poszła.

-Świetnie , pomijając fakt , że jestem podpięta do jakiejś aparatury , która trzyma mnie przy życiu.

-Humor ci się trzyma. Pytaaam poważnie.

-A ja odpowiadam „poważnie"

-Siedziałem tu odkąd cie przywieźli , więc bądź łaskawa coś powiedzieć.

-Zaskoczyłeś mnie. Pewnie już wszystko wiesz, więc powiem ci tylko , że lepiej mi się oddycha.

-Cieszę się.- złapał mnie za dłoń i ucałował. Nie miałam siły sięz nim wykłócać o to co robi , więc przysnęłam.


(Nie)widzialna I, IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz