Chapter 67

436 45 57
                                    

Wiecie co?

Czasem zastanawiam się co się stało z tą książką..
To miała być historia o Karolu, który ma rozdwojenie jaźni i bywa agresywny w stosunku do Huberta..

A TU YEB JAKIEŚ PORWANIA MAĆKI ROXY INNE SHIPY WIRTUALNA RZECZYWISTOŚĆ TEAM YAOISTEK KIJ WIE CO JESZCZE.

XD

Tak to jest kiedy Kicialka sobie coś zaplanuje x)

Karol

Wyruszyliśmy w podróż. Ja i ten blondwłosy dzieciak. Muszę przyznać, że bardzo miło mi się z nim rozmawiało. O dziwo mieliśmy wiele wspólnych tematów, choć znaliśmy się dopiero kilkanaście minut. Chociaż..
Czuję że widzieliśmy się już wcześniej. Wydaje mi się że jest on w kilku moich wspomnieniach, ale niestety nie potrafię sobie tego przypomnieć.. Coś mnie z nim łączy. To jest pewne.

Wspięliśmy się po skałach na wysoką górę. Stamtąd będziemy mogli dobrze zbadać okolicę i obrać następny kierunek. Pomimo że droga na szczyt była stroma, poradziliśmy sobie bez najmniejszych problemów. Stanęliśmy na najwyższym punkcie góry i rozglądaliśmy się. Musiałem przyłożyć rękę do czoła, bo słońce bardzo mnie raziło.
Rozglądałem się wkoło myśląc, gdzie moglibyśmy się udać. Wszędzie tylko ten las.. A za lasem kolejne góry. No cóż.. Jak to się mówi:

W lewo las.. W prawo las.. Idziemy przez las!

(Szacun kto wie skąd ten cytat ^.^ nwm tylko czy najpierw nie była prawa a potem lewa.. Ale kij z tym!)

Nagle gdzieś zza siebie usłyszałem krzyk. Odwróciłem się. To Hubert. Chłopak zsunął się ze skał i spadał. Ja stałem w miejscu i się patrzyłem. Patrzyłem jak mój nowo poznany.. Przyjaciel [?] właśnie umiera. Nie mogłem się ruszać. Nie mogłem mówić. Nie mogłem oddychać. Nie mogłem.. Nie mogłem niczego oprócz patrzenia się na śmierć blondyna. Stałem zszokowany. Chłopak spadał. Z każdym ułamkiem sekundy był coraz bliżej ziemi, ale dla mnie były to może minuty?..

W połowie drogi stało się coś.. Po prostu niebywałego. Z pleców blondyna.. Wyrosły skrzydła. Prawdziwe, białe, anielskie skrzydła. Chłopak zatrzepotał nimi. Przestał spadać. Unosił się teraz nad ziemią sam ogarniając co tu się właśnie dzieje. Spojrzał na mnie, po czym zaczął machać skrzydłami wznosząc się spowrotem do góry. Gdy wylądował obok mnie, jego skrzydła magicznie zniknęły. Patrzyłem się na to głupim wzrokiem. On patrzył się na mnie. Po chwili na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek. Chłopak wziął rozbieg, po czym.. Podbiegł na kraniec urwiska i z niego zeskoczył. Jego skrzydła znów się pojawiły, a on zaczął latać.

- Karol.. Ja latam! - krzyknął unosząc się kilkaset metrów nad ziemią. Nie odpowiedziałem. Patrzyłem się na to jak zaczarowany. Skoro on ma moce.. Czy ja też je mam?
Ale chyba nie będę tego teraz sprawdzał. W sensie.. Wolę nie zeskakiwać z urwiska.
Blondyn podleciał do mnie i ponownie wylądował, a jego skrzydła znowu zniknęły.

- Kozacko, co nie? - spytał podjarany.

- No.. - wydusiłem z siebie.
- Mamy.. Super moce.. - powiedziałem powoli wracając do rzeczywistości.

- Mega.. Ciekawe jaka jest twoja?- zagaił.

- Wiesz.. Chyba nie będę sprawdzał.. - odpowiedziałem patrząc jak daleko jest stąd do samego dołu.

- Tia.. Ja odkryłem to przez przypadek. Poślizgnąłem się, i.. - przerwał Hubert z lekkim uśmiechem.

- Masz szczęście. Nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci się stało..- powiedziałem troskliwie kładąc mu rękę na ramieniu. W sumie nie wiem czemu tak zależy mi na tym dzieciaku.. Może dlatego że oprócz zwierząt jest tu jedyną żywą istotą? A ja chyba jestem starszy.. Tak mi się przynajmniej wydaje. Nie znam swojego wieku. Jedyne co o sobie wiem, to chyba to że mam na imię Karol. Tak przynajmniej napisane jest na moim toporze. Blondyn się zarumienił. Ja spojrzałem w dal.

- Idziemy? - spytałem.

- Gdzie? - odpowiedział młodszy pytaniem na pytanie.

- W świat.. - powiedziałem. Hubert przytaknął i ruszyliśmy po stromych skałach ostrożnie w dół. Głównie to ja musiałem uważać. On ma te swoje skrzydła, a ja?..

Kamerzysta

Stałem przed czerwonym jak pomidorek Markiem. Chłopak patrzył mi w oczy.

- Um.. Czy mógłbyś się odwrócić?- spytał niepewnie. Ja tylko się uśmiechnąłem i ani drgnąłem.
- KAMERZYSTA!!! - wydarł się w końcu. Oho! Powrócił stary "Lord". No tak.. Jestem tylko "sługą". Muszę się go słuchać. Odwróciłem się z głębokim westchnieniem. Po chwili słyszałem jak Marek ściąga z siebie ubrania. Tak bardzo chciałem się teraz odwrócić.. Ale nie. Nie mogę tego zrobić. Czuję że ja i on trochę się do siebie zbliżyliśmy.. A to mogłoby wszystko popsuć.

- Teraz ty - usłyszałem po chwili jego głos. Tak samo bezemocjonalny jak zwykle. A jeszcze przed chwilą był taki nieśmiały..
Odwróciłem się i zobaczyłem Marka ubranego we wcześniej przygotowane przez Tosię ubrania. Miał on na sobie koszulkę Gucci i spodnie z Calvina Kleina. (Nie znam się na markach ok? XD) Chłopak się odwrócił, a ja powoli zdjąłem z siebie koszulkę. Miałem małą nadzieję że Marek się odwróci i zobaczy mnie na w pół nagiego, ale chyba się na to nie zbierało. Założyłem na siebie koszulkę z Pumy i spodnie z 4F. Tosia wie co lubię..

Potem nadeszła pora na śniadanie. Marek wyszedł pierwszy z pokoju. Zastanawiałem się nad sensem brania mojej torby Gucci na łeb, ale ostatecznie stwierdziłem że nie, bo Tosia i tak już widziała moją twarz. Pozostawiłem więc torbę na szafce nocnej i poszedłem do jadalni.

Na śniadanie dostaliśmy krewetki w sosie Carbonara. Nigdy czegoś takiego nie jadłem. Widziałem po Marku że to coś, co on zdecydowanie lubi. Postanowiłem więc spróbować.

...

Bleeeeeeee...

Skrzywiłem się. Jak oni to wogóle mogą jeść??

- Tak myślałam.. Służba!! - krzyknęła Tosia. Po chwili przyszła kucharka która zabrała mi jedzenie sprzed nosa i zastąpiła je.. Burgerem z frytkami! Mniam! Zacząłem zajadać.

- Fuuu... - skomentował Marek odsuwając się ode mnie jak najdalej to było możliwe. Miałem to w dupie. Nie wie co traci i tyle.

Kama

- Zysia no mówię ci! - krzyknęłam idąc krok w krok za dziewczyną. Przed chwilą wróciłyśmy z peronu. Odprowadzałyśmy resztę dziewczyn na pociąg. One twierdzą że ich misja dobiegła już końca. Ja mam nieco inne zdanie.. I dlatego nie wyjeżdżam.

- Słuchaj Kama.. Nie obchodzi mnie co ty czujesz w tym swoim łokciu, kolanie, biodrach.. Czy czym kolwiek innym! Zrozum że to już koniec! Hubert i Karol są szczęśliwi! I co najważniejsze SĄ RAZEM! Ty też powinnaś być happy! - powiedziała pokazując uśmiech na twarzy.

- No jestem, ale.. To nie koniec! - krzyknęłam. Jestem pewna swoich słów.

- Wiem że może ci smutno bo się rozstajemy, ale.. Zobaczymy się jeszcze..

- Nie o to chodzi! - przerwałam jej.
- Coś się jeszcze wydarzy. Coś dużego.. Większego i gorszego niż do tej pory. Ja.. Ja to po prostu wiem! - krzyknęłam.

- Kama.. Proszę cię.. - powiedziała blondynka.

- Nie! A tak wogóle.. To gdzie są chłopaki? - spytałam podejrzliwie.

- Jeju pewnie znowu gwałcą się gdzieś w krzakach, nie znasz ich?- odpowiedziała Zysia.

- No niby tak, ale..

- Ogarnij się! - przerwała mi.
- Po prostu się ogarnij. A teraz idę spać bo jestem padnięta - powiedziała, po czym pokierowała się do bazy DxD. Stwierdziłam że dalsza kłótnia z nią nie ma sensu. Wiem że mam rację! Zresztą.. Chłopaki nie wrócili wczoraj na noc. Może faktycznie chcieli się zabawić?.. Ale to nie zmienia faktu że jest wczesne popołudnie! Powinni już wrócić..
Tak.
Jest wczesne popołudnie a Zyśka poszła spać. Świetnie. Chociaż.. W sumie to się nie dziwię. Przecież nie spałyśmy całą noc aby wykorzystać te "ostatnie chwile" w pełnym gronie. Sama bym się z chęcią położyła..

Po tych słowach walnęłam się na kanapę i poszłam spać.

Poyebane xD

Mam nadzieję że nie przeszkodzi wam tu odrobina fantastyki ^.^

Słowa - 1189
~Kicialka

Dwa Oblicza Karola//DxDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz