Rozdział 10 - Szóstki

397 26 2
                                    

Harry chciał skorzystać z czasu, który spędził poza ośrodkiem szkoleniowym, dlatego non stop gdzieś chodził lub przyjmował gości. Święta minęły im we względnym spokoju. Silver zorganizowała kolejne spotkanie w domu chłopaka w takim towarzystwie, jak w dniu jego przyjścia do Dempsey. Dobrze się razem bawili, jedząc to, co przygotowała Evelyn. Wszyscy zamarli, kiedy do pomieszczenia wpadła biała mgiełka. Uformowała się ona nad stołem w patronusa w postaci buldoga, który ryknął głosem Tony'ego Hurta:

— Potter! Natychmiast na trening, ty parszywy leniwcu, albo wylecisz z ośrodka! Masz pięć minut!

Partonus zniknął. Przez chwilę panowała cisza.

— Ku*wa — wyjąkał Harry, a wszyscy na niego spojrzeli. — O ku*wa! — krzyknął, gdy uświadomił sobie, o co chodzi. — Jego pie*dolony prezent świąteczny!

Szybko zerwał się do pionu. Tonks wybuchnęła niepohamowanym chichotem, gdy chłopak w pośpiechu pobiegł się przebrać. Kobieta po chwili zamilkła, a jej oczy rozszerzyły się.

— Harry! Tam nie można się deportować! — krzyknęła.

Furia wpadł do pomieszczenia, mocując się z górną warstwą ubrania, a oni ze zdumieniem dostrzegli, że jest już właściwie w pełni ubrany, co zajęło mu kilka sekund.

— Co? — zapytał.

— Do ośrodka nie można się deportować wprost, jeśli nie masz zezwolenia. — Furia zamarł. — Odeśle cię kilometr od niego.

Stęknął żałośnie.

— Sukinsyn, zrobił to specjalnie, żebyśmy sprintem zapie*dalali.

— Niewątpliwe — odparła ze współczuciem, choć jej oczy znowu się śmiały.

Harry deportował się z głośnym trzaskiem. Tak jak powiedziała mu Tonks, w oddali widział ośrodek, do którego musiał pobiec. Tuż obok niego zmaterializował się Mickey wyglądający na zdezorientowanego tym, że pojawił się nie tam, gdzie miał. Furia pokazał mu tylko kierunek i szybko ruszyli w stronę budynku. Wielokrotnie mieli treningi, na których musieli biegać sprintem, ale presja czasu sprawiła, że biegli jeszcze szybciej. Tony czekał niedaleko bramy wejściowej ośrodka. Na miejscu byli już Jasper, Jason, Alano oraz Navid ciężko oddychający po biegu. Chwilę po Harrym i Mickey'u wpadli Madison i Stan. Brakowało Isaaca i Shannona.

— To było chamskie, Panie Tyranie — wysapała Madison, a Tony roześmiał się.

— Mówiłem, że dostaniecie prezent. — Zerknął na zegarek. — Dwadzieścia sekund.

Isaac i Shannon nie zdążyli. Harry wymienił spojrzenie z Alano. Z Isaacem zdążyli się już zżyć, a niepojawienie się prawdopodobnie miało skończyć się wydaleniem z ośrodka. Na polecenie Tony'ego rozpoczęli trening. Po pięciu minutach Navid krzyknął, wskazując za bramę:

— Isaac biegnie!

Owszem, chłopak biegł, ale coś było z nim wyraźnie nie tak. Robił to dość powoli i krzywo, jakby nie mógł utrzymać równowagi.

— Merlinie, on jest pijany — parsknął Jason.

Isaac dobiegł do Tony'ego, bełkocząc:

— Jestem, Panie Niemiłosierny.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, gdy zaczął przechylać się na boki. Tony patrzył na niego bez wyrazu, ale zaraz wybuchnął:

— Ty ochlejusie! Natychmiast doprowadź się do porządku!

— Próbuję, ale... cięszkooo...

Chwilę później rozległ się głośny plusk, gdy Isaac został wrzucony do basenu. Wrzasnął głośno, wynurzając się na powierzchnię.

Bitwa Myśli/Instynkt MordercyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz