Rozdział 38 - Wilgotny las równikowy

287 21 4
                                    

Gorące dni powoli dobiegały końca. Coraz częściej z chmur leciały krople deszczu, zwiastując nadchodzącą jesień. Miłośnicy lata z niechęcią chowali letnie ubrania na dno szafy i coraz częściej sięgali po grubsze szaty i płaszcze. Pierwszy dzień października przywitał mieszkańców Anglii porywistym wiatrem i mżawką.

- Dziękuję wszystkim bóstwom, że istnieje coś takiego jak teleportacja. Przynajmniej nie trzeba wychodzić na tę wichurę - powiedział Jasper, wchodząc do biura siódemek.

- Mugole mają jednak przekichane - dodał Isaac. - Widziałem, jak koleś wjechał w kałużę i ochlapał jakąś kobietę. Wyglądała jak kaczka. A darła się na niego gorzej niż mandragora.

Za drzwiami rozległ się szum i głośne głosy. Po chwili do środka wpadł Furia.

- Znowu zaatakowali Knife'a - oznajmił. - W całym biurze wrze jak w ulu.

- Znowu? Komuś nieźle musi zależeć na jego śmierci - stwierdził Jason. - I co z nim?

- Na szczęście nic. Koleś zwiał świstoklikiem, gdy ochrona wezwała posiłki. Zaskoczył ich w drodze na spotkanie z Kingsleyem.

- Czyżby ktoś miał chrapkę na jego posadkę? - zastanowił się Navid.

- Kto by nie miał? - odparł Mickey. - Co jak co, ale szef Biura Aurorów jednak jest dość ważną osobą w Ministerstwie i ma wpływ na wiele decyzji.

- Raczej jest to jakiś desperat - podsumowała Madison. - Jeśli ktoś chciałby go wyeliminować dla takiej posady, powinien raczej działać subtelniej.

- Albo wcale nie chodzi o posadę. - Jason wzruszył ramionami.

- Hiszpan, co tak milczysz? - zagadnął Navid.

- Dajcie mi spokój. Leczę kaca - odparł cicho z zamkniętymi oczami, opierając się o krzesło.

Dywizjon zaśmiał się.

- Za długi czas abstynencji? - rzekł Isaac z rozbawieniem.

- Taaa... Ostatni raz tak się upiłem u Furii na weselu - wymamrotał.

- Spokojnie, pamiętamy twojego breakdance'a na parkiecie - zarechotał Isaac.

- To był breakdance? Myślałem, że się przewróciłeś i próbowałeś wstać - zdziwił się Harry, na co wszyscy ryknęli śmiechem, a Hiszpan ukrył twarz w dłoniach.

Furia i Silver byli szczęśliwym małżeństwem od dwóch miesięcy. Ślub nie zmienił między nimi niczego, oprócz papierka i nazwiska dziewczyny. Tak jak wcześniej, sprzeczali się o bzdury typu jaki kolor ubranka kupić Gabrielowi albo co będą oglądać w telewizji.

Po powrocie do ciepłego domu powitała go Silver z Gabrielem w ramionach. Tak jak zawsze, pocałował dziewczynę w usta, a później odebrał od niej chłopczyka. Ten zaśmiał się radośnie, kiedy podniósł go do góry i udawał samolot. Wziął go na ręce i usiadł na kanapie, kładąc go obok siebie.

- Jak w pracy? - zapytała blondynka.

- Gorzej niż przed świętami w supermarkecie. Ktoś znowu zaatakował szefa Biura - odparł, obserwując, jak jego synek sięga po swoje stópki i wkłada je do buzi. - Istny Sajgon - westchnął.

- Chociaż pracujesz - mruknęła, a on chwycił ją za rękę i posadził obok siebie. - Od ponad roku jestem na zwolnieniu lekarskim. Najpierw przez tego psychola, a teraz na macierzyńskim. Czasami chciałabym już wrócić do pracy, ale Gabriel jest ważniejszy.

Harry objął ją ramieniem, więc się do niego przytuliła.

- Niedługo tam wrócisz - pocieszył ją.

Bitwa Myśli/Instynkt MordercyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz