Rozdział 41 - Jasnowidz

211 22 5
                                    

Harry wraz z dywizjonem obserwował zachowanie Pigmejczyków z samego rana. Rozpalono ognisko, wokół którego zebrało się całe plemię. Zaczęli tańczyć i śpiewać wokół niego, tak jak dzień wcześniej, więc uznali to za jakiś codzienny obrzęd. Następnie mężczyźni przygotowywali się do polowania, na które dywizjon miał zamiar ponownie się wybrać.

— Myślisz, że gdybyś zamienił się w szakala i coś upolował, to by cię zadźgali? — zapytał Navid Harry'ego.

— Obawiam się, że zostalibyście zadźgani zaraz po mnie — odpowiedział. — Wątpię, żeby w tym miejscu mieli jakikolwiek kontakt z magią, skoro są w strefie antymagicznej.

Chłopak pokiwał głową, przyznając mu rację. Po powrocie z polowania, w trakcie którego Harry dużo myślał nad obecną sytuacją, postanowił pogadać ze wszystkimi siódemkami, dlatego zebrali się nad rzeką, próbując złapać jakieś ryby.

— Nie ma chyba sensu, żebyśmy tu siedzieli nie wiadomo ile. Najwyraźniej zostaną tutaj na jakiś czas i ruszą dalej, w przeciwnym kierunku niż my.

— Stracimy dużo czasu, jeśli tutaj zostaniemy — dodał Stan. — Będziemy mieli dostęp do ryb, kiedy pójdziemy brzegiem. Może coś uda nam się upolować, a więcej się tutaj chyba nie nauczymy.

— Kiedy chcecie ruszać?

— Dzisiaj już daleko nie dojdziemy — odparł Furia. — Nie ma sensu teraz iść dalej. Myślałem nad jutrem z samego rana, jeszcze przed polowaniem. Co wy na to?

Nikt nie zgłaszał żadnych obiekcji.

Tak jak ustalili, z samego rana postanowili wyruszyć w dalszą drogę. Razem podeszli do wodza plemienia i na migi przekazali mu, że idą dalej. Mężczyzna najwyraźniej to zrozumiał. W geście podziękowania siódemki lekko pochyliły przed nim głowy. Pigmejczycy obserwowali ich, stojąc za swoim przywódcą, który coś do nich powiedział. Po chwili dwójka dzieci przyniosła im kilka zebranych owoców, za które również podziękowali.

Chwilę później szli brzegiem rzeki z pigmejskimi dziećmi biegającymi wokół nich. Przeszły z nimi kilkanaście metrów, zanim się pożegnały.

— Słodkie — stwierdziła Madison, po raz kolejny odwracając się, aby im pomachać.

— Mogłaś jedno wziąć. Wychowałabyś je z Erin — zażartował Isaac.

— Nie mam instynktu macierzyńskiego, ale lubię dzieci. Swoich jednak nie mogłabym mieć — odparła.

— Jako lesbijka raczej nie masz jak takiego spłodzić — stwierdził Alano. — Jakby co, jestem do dyspozycji.

Madison wywróciła z irytacją oczami, gdy pozostali się zaśmiali.

— Ty i te twoje głupie podteksty — wymamrotała jedynie, w ogóle się tym nie przejmując.

***

Tony stukał paznokciami o blat biurka. Chwilę wcześniej Brygada Uderzeniowa siedziała wokół niego, słuchając rad na temat ataku na szefa Biura Aurorów. Dzisiejszego dnia stało się to po raz trzeci. Tym razem wysłano Knife'owi przesyłkę z czarnomagicznym artefaktem, po dotknięciu którego wszystkie narządy zaczęły szaleć i nieprawidłowo pracować. Gdyby nie wchodząca do jego biura sekretarka, mężczyzna zapewne zmarłby przy swoim biurku.

— Dzieje się coś grubszego — wymamrotał do siebie.

Najpierw ataki na szefa Biura Aurorów, później niewyjaśnione zniknięcie siódmego dywizjonu, który został uznany za martwy, a teraz kolejny atak. Czy te sprawy mogłyby mieć ze sobą jakiś związek? Ataki miały jakieś wyjaśnienie: ktoś chciał się zemścić albo ktoś polował na stanowisko Knife'a. Ale zniknięcie siódemek? Zrozumiałby, gdyby zginęła jedna osoba, ale cały dywizjon? Co takiego mogli zrobić, że ktoś chciał ich wyeliminować? Wiedział, że byli jednym z najlepszych dywizjonów. Mówiono o awansie dla nich.

Bitwa Myśli/Instynkt MordercyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz