Rozdział 46 - Przypadki

221 19 1
                                    

Harry nie wiedział, co było najgorsze: pustka na twarzach siódemek, widok Lisy na silnych środkach uspokajających czy zamknięta trumna z ciałem Navida. Pamiętał, że jako kapitan wygłosił krótkie przemówienie o koledze. Wspominał kilka anegdot ze szkolenia i pracy, mówił o tym, jakim był aurorem i człowiekiem oraz o jego poświęceniu dla obywateli i dywizjonu. W tym dniu przeklinał moment, w którym został kapitanem i moment, w którym został aurorem. Poczuł nienawiść do tej pracy, bo pierwszy raz zginęła osoba, która była pod jego dowództwem. Często odnosili rany i lądowali w szpitalu, ale wszyscy zawsze wychodzili z tego cało. Teraz zginęła jedna z siódemek. Było to strasznie nierealne.

Zrozumiał słowa starszych aurorów twierdzących, że nie powinni przywiązywać się do innych kolegów po fachu, żeby później nie czuć tak wielkiego bólu. Zrozumiał podejście Johna, który zawsze traktował swoich podwładnych z chłodem i dystansem. Zrozumiał Tony'ego, który porzucił tak dobre stanowisko, by nauczać kadetów w taki sposób, żeby byli w stanie dużo przetrwać. Ich opiekun ze szkolenia również pojawił się na pogrzebie, stojąc obok zasmuconej Silver. Harry nie chciał patrzyć na twarze reszty siódemek, gdy wracał do ustawionego przez nich szeregu. Stali z pochylonymi głowami, z wyuczonym, twardym wyrazem twarzy, kiedy wkładano trumnę do grobu. Kiedy wszyscy rozchodzili się do domów, siódemki nie patrzyły w swoją stronę. Silver ścisnęła Harry'ego za rękę. Jego wzrok padł na stojącą nad grobem Lisę, żonę Navida.

- Idziemy? - spytała cicho Evelyn.

- Muszę jej coś powiedzieć.

- Harry...

- Prosił mnie o to.

Pokiwała powoli głową.

- Będę czekała w domu.

Furia dał Lisie czas na pożegnanie się z mężem. Podszedł do niej dopiero wtedy, gdy wróciła na ścieżkę. Spojrzała na niego zaszklonymi oczami.

- Długo cierpiał? - szepnęła.

W gardle coś go ścisnęło na to pytanie. Tylko chwilę.

- Nie - odpowiedział cicho. - Jednak prosił mnie, żebym przekazał jedną wiadomość: że bardzo kochał ciebie i Tiffany.

Kobieta starła łzę wypływającą z oka.

- Cały on - szepnęła.

- Mógłbym w czymś pomóc?

- Tak. Nie zapomnijcie o nim.

Po tych słowach odeszła, zanim zdążył powiedzieć, że tego może być pewna.

***

Dywizjon od bardzo dawna nie był tak milczący. Zwykle w biurze toczyły się rozmowy na ważne lub bzdurne tematy, ktoś się śmiał lub przeklinał nad raportem albo omawiali jakąś sprawę. Puste biurko Navida przyciągało wzrok, gdyż wiedzieli, że już nigdy więcej go za nim nie zobaczą. Gdy John przyszedł z misją, mieli wrażenie, że mężczyzna oderwał się od rzeczywistości i żyje w innym świecie. Zwykłe sprawy były nierealne.

Harry przyłapywał się na tym, że myślał o rezygnacji ze stanowiska kapitana. Czuł, że mógł wydać jakieś polecenie, inaczej rozpracować akcję, aby Navid przeżył. Stwierdził, że źle to zaplanował i wina leży po jego stronie. To on stracił kontrolę nad całą sytuacją. Mógł wcześniej wezwać pomoc, zarządzić odwrót. Jesteś zaje*istym kapitanem. Ostatnie słowa chłopaka przed śmiercią wydawały mu się pozbawione sensu. Miał wrażenie, że siódemki rzucają mu oskarżycielskie spojrzenia, pełne pretensji i żalu, choć za każdym razem, gdy podnosił głowę, oczy mieli wbite w papiery. Jego wyobrażenia o idealnej pracy rozsypały się na kawałki.

Bitwa Myśli/Instynkt MordercyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz