Chapter 08.

296 18 13
                                    

Draco's POV

Rano wstałem pierwszy i dziękowałem wszelkim bóstwom, że Harry się jeszcze nie obudził, bo nie dość, że opadła mi skarpeta, to na tej samej nodze nogawka się podwinęła i było widać moje rany.

Szybko wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki. Załatwiłem swoje potrzeby i przynajmniej na chwilę zdjąłem te cholerne rękawiczki.

Myślałem w nocy, że się w nich po prostu ugotuję. Kilkanaście razy się budziłem, bo było mi za gorąco i myślę, że Harry już zaczął coś podejrzewać. Nie mogę tego przed nim ukrywać wieczność, ale chcę, żeby sam to zauważył. Nie będę poruszał tego tematu.

Usłyszałem pukanie do drzwi łazienki i zakląłem głośno, zakładając w pośpiechu rękawiczki.

– C-co!? – krzyknąłem.

– Szukałem Cię. Dlaczego poszedłeś? – zapytał spokojnie.

– Potter, do cholery! Musiałem załatwić potrzeby fizjologiczne! Czy tak trudno się domyślić!?

– Tak! Myślałem, że gdzieś wyszedłeś bez pożegnania! Zacząłem się martwić!

– Wiesz co!? Pierdol się! Nie mogę nawet załatwić podstawowych potrzeb!

– Możesz, ale mogłeś mnie o tym poinformować!

– Jestem wolnym człowiekiem! – prychnąłem.

– Wyjdziesz? – zapytał cicho.

– Tak, ale za chwilę. – odparłem.

Westchnąłem. Oparłem dłonie o zlew i spuściłem głowę. Chciałem szlochać. Tak po prostu. Ale niestety nie umiałem.

Z powrotem założyłem rękawiczki, po czym otworzyłem drzwi.

Stał tuż za nimi i spojrzał na mnie, gdy stanąłem w progu.

– Dlaczego spałeś w rękawiczkach? – zapytał.

– Już Ci mówiłem. Bo tu jest zimno.

– Ja spałem w samych spodniach i według mnie jest tutaj gorąco.

– Według mnie nie jest. Zostaw mnie już kurwa w spokoju. – mruknąłem i minąłem go ze spuszczoną głową.

~•~

Wróciłem do domu dopiero na obiad, gdy było już ciemno. Pewnie Potter zaczął się o mnie martwić i do mnie wydzwaniać, ale wyłączyłem telefon. Miałem już dość telemarketerów.

Gdy wychodziłem z mieszkania, wziąłem ze sobą tylko wyłączony telefon, klucze i pieniądze.

Otworzyłem drzwi kluczami; moje dłonie delikatnie drżały, gdy to robiłem. Mogę być pewien, że Harry jest wściekły.

Nacisnąłem klamkę i zobaczyłem, że Potter stoi tuż metr przede mną. Jego ręce były splecione na klatce piersiowej. Jego twarz wyrażała nic innego, jak złość i, o dziwo, zmartwienie.

– Gdzie byłeś!? – warknął.

– W pracy i na spacerze. – odparłem cicho, mijając go.

– Stój, jak do Ciebie mówię! – złapał mnie za dłoń.

Wyrwałem rękę z jego uścisku pod wpływem nagłego strachu oraz też zaskoczenia.

– Nie będziesz mi kurwa rozkazywał! Jestem od Ciebie starszy o blisko dwa miesiące i nie masz najmniejszego prawa mówić mi, co mam robić! – krzyknąłem.

– Mam, bo się o Ciebie kurwa martwię! Myślałem, że coś Ci się stało! – wyrzucił ręce przed siebie.

– To masz cholerny problem! A teraz daj mi spokój i pozwól choćby zdjąć płaszcz!

– Bo co mi zrobisz?! – krzyknął.

W płaszczu i w butach pobiegłem na górę, gdzie zatrzasnąłem za sobą drzwi naszej sypialni, która ostatnio stała się raczej moją, bo Harry śpi na kanapie.

Nie mogę się przecież znowu pociąć! Już mi wystarczy, że Potter coś podejrzewa! Nie chcę, żeby się dowiedział, że się tnę! On by mnie zabił, gdyby się dowiedział!

~•~

Wyszedłem z pokoju dopiero, gdy było już dawno po dwudziestej drugiej, a nawet dochodziła dwudziesta trzecia.

Zszedłem na dół, do salonu. Zastałem Potter'a stojącego twarzą do okna. Był w połowie bokiem a w połowie tyłem do mnie. Mimo to zauważyłem, że obok niego unosi się dym. Skurwysyn znowu pali papierosa!

Nie dało się nie zauważyć, że w pokoju było aż siwo i ledwo dało się oddychać. Kaszlnąłem mocno, gdy tylko zapach dotarł do moich nozdrzy.

Harry odwrócił się i spojrzał na mnie. Między palcami trzymał papierosa.

– Ile Ty tego kurwa wypaliłeś!? – krzyknąłem, podchodząc do niego.

Wzruszył ramionami i z powrotem odwrócił się do okna. Podszedłem do niego. Przez chwilę się z nim siłowałem, zanim udało mi się wyrwać szluga z jego dłoni. Zgasiłem szluga w popielniczce natychmiast. Chciał wziąć następnego, ale schowałem paczkę do tylnej kieszeni moich spodni.

Kaszlnął głośno. Już w kaszlu mogłem usłyszeć, że ma niezłą chrypkę.

– Ty już nic nie mów. – warknąłem.

Otworzyłem parę okien, żeby nie udusił się tutaj w nocy. Czułem na sobie jego wzrok, gdy to robiłem.

W końcu odwróciłem się w jego stronę, po czym złapałem go za dłoń i po chwili zaprowadziłem go do kuchni. Nalałem do szklanki wody i podałem mu. Wziął ją chętnie i wypił duszkiem. Dolałem wody i znowu wypił. Odstawiłem naczynie na blat i wygrzebałem z koszyczka z lekami jakiś lek na gardło. Podałem mu. Wziął i włożył do buzi.

– Jak mogłeś!? – zapytałem.

Byłem bardzo zły na siebie, że mu pozwoliłem doprowadzić się do takiego stanu. Wzruszył ramionami.

– Och, Ty nawet nie waż się dziś cokolwiek powiedzieć. – mruknąłem i dodałem po chwili – Ani cokolwiek zapalić przez tydzień.

Zajrzałem do paczki. Został w niej jeden papieros.

– Jak mogłeś wypalić całą paczkę!? Beze mnie!? Mogłeś mnie zawołać! Wiesz, że lubię to z Tobą robić! – oznajmiłem.

– Przepraszam. – wychrypiał.

Przytuliłem go mocno i moment później złożyłem uczuciowy pocałunek na jego malinowych ustach. Oddał chętnie i mimo tabletki na gardło. Oderwałem się i położyłem podbródek na jego ramieniu.

~•~~•~~•~~•~~•~

Jeżeli pod tym rozdziałem pojawi się co najmniej pięć komentarzy (od różnych osób) o treści "tak" do dzisiaj do 23:00 (21/01/2023), to po dwudziestej trzeciej jeszcze dzisiaj będzie mały maraton, czyli wstawię trzy następne rozdziały w odstępie czasu około 10 minut. A jeżeli bym zasnął, to będą jutro do południa.

Tylko serio żeby nie było tak, że jedna osoba pisze dwa komentarze, bo tak miałem w innej książce i tak średnio wiedziałem, co mam zrobić XD.

Miejcie na uwadze też fakt, że jak komentarzy nie będzie, to maratonu też nie będzie, a zapewniam, że rozdziały są po prostu zajebiste i tak napisane, że trzeba je czytać jednym ciągiem, bo inaczej się nie zrozumie, o co chodzi.

~ autor

𝑻𝑰𝑴𝑬 // 𝒅𝒓𝒂𝒓𝒓𝒚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz