Chapter 17.

283 15 0
                                    

Draco's POV

Znowu stoimy w poczekalni przed gabinetem Pana John'a Smith'a.

Potter wyłamuje palce ze stresu, co jeszcze bardziej mnie dobija. Czuję, że stresuje się tak przeze mnie.

– Przestań. – warknąłem nagle.

– Nie. – odpowiedział obojętnie.

Dodał jednak za chwilę:

– Ale co chcesz, żebym przestał robić?

– Przestań bawić się palcami. – dopiero teraz na niego spojrzałem.

Nagle przestał bawić się palcami i patrzył na mnie. W jego oczach były iskierki miłości. Jestem z nim tylko dlatego, że to dostrzegam.

Zrobiłem mały krok w jego stronę i złapałem go za dłoń. Splotłem nasze palce. Uśmiechnął się lekko i dał mi buziaka w policzek.

– Oddam później. – mruknąłem.

Nagle drzwi do gabinetu Pana Smith'a się otworzyły i stanął w nich wspomniany szatyn.

– Witam. – zaczął z uśmiechem John.

– Dobry Wieczór. – odparliśmy równocześnie.

Przewróciłem oczami i wszedłem do gabinetu, a za mną mój chłopak. Moment potem drzwi zamknął psycholog. Chwilę później usiedliśmy naprzeciw Smith'a.

– Jak się czujecie? – zapytał.

– Nie źle, ale wciąż nie jest dobrze. – odpowiedziałem.

– A Ty, Harry? – kontynuował.

– Nie wiem. – odparł.

– Co masz na myśli?

– Nic złego się nie wydarzyło, a nawet ten tydzień był bardzo spokojny jak na nas, a mimo wszystko czuję się źle. – powiedział Potter.

– Mhm. Wiesz może, dlaczego tak jest?

– Nie, ale myślę, że to może dlatego, że Draco się źle czuje, a ja tak średnio wiem, jak mam mu pomóc.

– Rozmawialiście o tym, jak możecie sobie nawzajem pomóc?

– Tak. – odpowiedziałem.

– I do czego doszliście? – John Smith spojrzał na mnie.

– Do tego, że będę informować Harry'ego na bieżąco. Było późno i nie byłem w stanie myśleć o tym.

– Świetnie. Wasze potrzeby się zmieniają z biegiem czasu i nie zawsze będziecie potrzebować tego samego, co teraz.

– Draco powiedział mi, że mógłbym się czasem zamknąć! – oznajmił z wielkim oburzeniem mój chłopak.

– Wiesz, Harry... Czasem trzeba się  powstrzymać przed powiedzieniem tych paru słów za dużo. Rozmawialiście o tym, jakie to słowa?

– Nie. – odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.

– W porządku. Draco, czego chciałbyś, żeby Harry nie mówił? – kontynuował psycholog.

– Najbardziej przeszkadza mi, kiedy mówi mi, że jestem idiotą albo coś w tym stylu. – oparłem się o oparcie kanapy.

– A Tobie, Harry?

– Ta sama rzecz. – wymamrotał ze spuszczoną głową.

– Rozumiem, że bardzo trudne jest dla was to, by powstrzymać się przed nazwaniem tego drugiego idiotą albo podobnym wyzwiskiem?

– Tak. – odparł natychmiast brunet, wciąż ze spuszczoną głową.

– A dla Ciebie? – zwrócił się do mnie.

– Też. – przewróciłem oczami.

– Moglibyście spróbować w tym tygodniu nie nazywać się nawzajem różnymi wyzwiskami? Zresztą nie tylko w tym tygodniu, ale w ogóle.

– Myślę, że tak. – odpowiedziałem, zaskakując nawet siebie.

– Ja też, ale wątpię, żeby mi się udało. – słowa Potter'a zaskoczyły mnie jeszcze bardziej niż te moje.

– Bardzo doceniam to, że w ogóle chcecie spróbować. – Pan Smith się uśmiechnął.

Szatyn znowu zaczął pisać coś w swoim niezwykle kolorowym notatniku. Zawsze mnie ciekawi, co on tam pisze. Już go o to próbowałem pytać, ale nigdy nie chciał mi powiedzieć.

~•~

– Zrobiłeś sobie coś, Draco? – w końcu zadał to pytanie.

– Tak, ale bardzo mało. – odparłem.

Harry na mnie spojrzał. Czułem na sobie jego wzrok i kątem oka widziałem, że na mnie patrzy.

– Potter, mógłbyś na mnie, do cholery, nie patrzeć!? – warknąłem.

– Nie. – odparł.

– I to jest moment, w którym powinieneś się zamknąć. – westchnąłem.

Zanim schowałem twarz między dłonie, zauważyłem, że Smith nas obserwuje.

– Nie przeproszę. – oznajmił zielonooki.

– Wiesz, byłoby miło, gdybyś jednak przeprosił, ale jak nie, to śpisz dzisiaj w salonie.

Wyprostowałem się i spojrzałem na swojego chłopaka.

– W porządku, przepraszam! – krzyknął.

Uśmiechnąłem się słabo.

– Zadowolony? – prychnął.

– Tak. – odpowiedziałem mimo, że chciałem powiedzieć "nie".

– Jestem dumny z Ciebie, Harry. – zaczął John – Z czasem będzie wam coraz łatwiej przepraszać.

– Uhm... Dzięki? – mruknął brunet.

– Och, nie musisz dziękować. – zaśmiał się cicho.

~•~

– Draco? – przerwał ciszę mój chłopak, gdy po wizycie wracaliśmy do domu przez park.

Niebo było czarne i paliły się latarnie, które miały już swoje lata. Nie było zbyt dużo ludzi wokół nas ze względu na dość późną porę – dochodziła dwudziesta.

– Co? – odparłem, trzymając dłonie w kieszeniach płaszcza.

Śnieg chrzęścił nam pod stopami. Dzięki Merlinowi nie padało.

– Uhm... Mam pytanie. – oznajmił.

– Jakie? – spiąłem się, ale na szczęście nie okazałem tego.

– Bo ja... Uhm... Mógłbym potrzymać Cię za rękę?

Patrzył na mnie i mógłbym przysiąc, że jego policzki były wtedy na różowe, ale nie z zimna.

– Musisz mnie tak stresować? – westchnąłem – Oczywiście, że możesz.

– Dzięki. – odpowiedział z uśmiechem.

Wyjąłem jedną dłoń z kieszeni płaszcza i wyciąganąłem w jego stronę. Złapał ją po chwili i ścisnął lekko.

Zwykle nie trzymamy się za dłonie, gdy idziemy razem przez miasto, bo boimy się, że ktoś nas napadnie i pobije.

Widziałem mały, ale szczery uśmiech na jego twarzy. Jak może się tak cieszyć tylko dlatego, że trzyma moją dłoń?

– W poczekalni powiedziałeś, że oddasz buziaka, którego Ci dałem. – zaczął cicho.

– I co w związku z tym? – zapytałem.

– Zamierzasz go oddać? – spojrzał na mnie.

– Tak. – powiedziałem.

Stanąłem i zaraz po mnie on też stanął, nadal trzymając mnie za dłoń. Drugą rękę ułożyłem na jego talii, po czym przybliżyłem się i złączyłem nasze usta.

𝑻𝑰𝑴𝑬 // 𝒅𝒓𝒂𝒓𝒓𝒚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz