Chapter 81.

119 14 7
                                    

Draco's POV

Zaczęły się właśnie wakacje i kwiaciarnię otwieraliśmy godzinę później niż zazwyczaj, dzięki czemu mogłem spędzić rano więcej czasu z Harrym.

Wstałem i ogarnąłem się. Zszedłem na dół, gdzie on już pracował w ogrodzie. Jeszcze nie było takiego upału, ale martwiłem się, że tak jak poprzedniego dnia zostanie na dworze w największy upał.

Wyjąłem z lodówki dzbanek z lemoniadą, która nam została z poprzedniego dnia, i nalałem sobie trochę do szklanki. Wypiłem, krzywiąc się lekko i po tym wszedłem do ogródka. Potter spojrzał na mnie, prostując się.

– Nie powinieneś już wychodzić? – zapytał.

– Nie, teraz zaczynam godzinę później.

– Aha – stwierdził i znowu wrócił na ziemię.

Powstrzymałem się przed nazwaniem go idiotą, bo pewnie znowu spędzi cały dzień na zewnątrz, zapracowując się na śmierć.

– Harry... – zacząłem.

– Co!? – warknął, odwracając się w moją stronę, ale nie podnosząc się z ziemi.

– Proszę, nie pracuj aż do zdechu. Ogródek nie musi lśnić w tydzień. Naprawdę, a jak przyjdę, to mogę ci pomóc z pracą.

– Nie chcę twojej pomocy w ogródku.

– Proszę, przegadaj to dzisiaj na terapii – odparłem.

– Szczerze, to nie wiem, czy chcę tam dzisiaj w ogóle iść.

– Jeżeli nie pasuje ci ta terapeutka...

– Pasuje, jest świetna, ale czuję, że ją wykorzystuję i marnuję jej czas.

– Więc powiedz jej to. – Wszedłem do ogródka, a mężczyzna podniósł się z ziemi. – Po prostu o tym porozmawiajcie. Serio, rozmowa z nią o tym może ci dużo pomóc, a ona sama się nie domyśli, jak ty się czujesz.

– Dzięki, ale nadal czuję, że marnuję jej czas.

– Wiem, jak trudne może być pójście tam, kiedy właśnie tak się czujesz, ale proszę, przynajmniej spróbuj, dobrze?

Westchnął i spuścił głowę na moment, zanim odpowiedział:

– Dobrze.

~•~

Wróciłem do domu po pracy. Harry jeszcze był na terapii, ale powinien wrócić za około pół godziny. Zająłem się przygotowywaniem obiadu.

Nie mogłem jednak pracować w ciszy i włączyłem telewizor, żeby grał w tle, po czym wróciłem do kuchni.

Potter przyszedł lekko pół godziny później, kiedy właśnie miałem zamiar zacząć na poważnie gotować posiłek. Jednak nie zajrzał do kuchni, tylko od razu poszedł na górę i gdy chciałem za nim pójść, to krzyknął, że mam go zostawić.

Odłożyłem nóż na blat i umyłem dłonie, po czym schowałem pokrojone jedzenie z powrotem do lodówki.

Pobiegłem na górę. Nie było go w sypialni, więc poszedłem pod drzwi łazienki. Zapukałem. Nie odpowiedział, ale usłyszałem jego drżący oddech.

– Harry... – zacząłem.

– Zostaw mnie kurwa!

– Proszę, wyjdź. Będę gdzieś, jakbyś chciał porozmawiać.

Mimo to jednak nie odszedłem od drzwi, a usiadłem na podłodze i oparłem się o ścianę obok. Byłem cholernie zmęczony i już nie miałem siły się ruszyć. Nie chciałem wstawać, ale wiedziałem, że muszę go pilnować, chociaż nawet nie miałem możliwości go pilnować.

~•~

Nie miałem pojęcia, która jest godzina, a pierwsze, co poczułem, to dotyk na ramieniu i zaraz usłyszałem głos Harry'ego. Otworzyłem oczy. Klęczał przede mną i patrzył na mnie.

– Wyszedłeś – stwierdziłem krótko i nadal trochę sennie, bo zasnąłem na podłodze.

– Tak i... Jezu, co ty robisz na podłodze?

– Martwiłem się – odparłem.

Westchnął i podniósł się. Podał mi rękę i pomógł wstać. Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął do sypialni.

Kazał mi usiąść na łóżku, a sam za ten czas zamknął drzwi. Przyszedł zaraz do mnie i usiadł obok mnie. Był w krótkim rękawku, więc widziałem plasterki na jego przedramieniu i coś we mnie się po prostu łamało.

Zacząłem żałować, że mu na to pozwoliłem. Chciałem płakać, ale czułem, że chyba nie do końca mogę pokazać mu, ze jestem słaby.

Wstałem i szybko wyszedłem. Słyszałem jego kroki tuż za mną. Wszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi. Przekręciłem zamek w momencie, jak szarpał za klamkę.

– Draco, proszę! – krzyknął.

Nie odpowiedziałem. Zużył już wszystkie żyletki, a pozostałe leżały w mojej szufladzie przy łóżku. Zresztą nie chciałem tego znowu robić, ale nie znałem innego sposobu na rozładowanie napięcia. Wiedziałem, że jak wyjdę, to nie pozwoli mi się skrzywdzić i może tak nawet będzie lepiej.

Drżącą dłonią przekręciłem zamek i sekundę później mężczyzna już stał tuż koło mnie w łazience. Nie miałem odwagi na niego spojrzeć.

– Nie ma już żyletek – oznajmił krótko.

Nie odpowiedziałem, bo czułem, że głos by mi drżał. Po prostu pokiwałem głową, nie podnosząc na niego wzroku.

Stał przede mną i ponownie zobaczyłem świeże plasterki na jego przedramieniu. Poczułem łzy na policzkach i nie mogłem się powstrzymać przed wzięciem nagłego, drżącego wdechu. Przepadłem.

– Chodź. – Złapał mnie za dłoń.

Nie podniosłem oczu, ale poszedłem za nim do sypialni. Puścił moją dłoń i usiadłem na łóżku, gdzie zwinąłem się w kulkę w pozycji siedzącej. Materac obok mnie się ugiął. Czułem obecność mężczyzny obok mnie.

Czułem się jak kompletny idiota, kiedy brałem spazmatyczne oddechy i trzęsły mi się ręce. Nie chciałem nawet na niego patrzeć, bo nie chciałem, żeby zobaczył, jak słaby jestem.

𝑻𝑰𝑴𝑬 // 𝒅𝒓𝒂𝒓𝒓𝒚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz