Chapter 59.

115 12 9
                                    

(Maraton 03/05)

Draco's POV

- Nie zmuszaj mnie - mruknął.

- Nie zmuszam cię. Pozwalam ci zrobić to, co chcesz. Chcesz się pociąć? Zrób to. Nie będę cię powstrzymywać, ale będę patrzeć.

- Poważnie. Chcę, żebyś wyszedł.

- Rozumiem, ale nie zostawię cię. Myślisz, że co? Że jesteś mi obojętny? Nie jesteś. Mówię, że pozwalam ci to zrobić, bo widzę, że nic innego nie zadziała.

- Zaraz się pokłócimy.

- I co z tego? - Wzruszyłem ramionami. - Tak czy inaczej, nie wyjdę stąd. Jak masz jakieś pytania na ten temat, pytaj. Odpowiem, ale będę szczery do bólu i nie obchodzi mnie, że obaj się popłaczemy.

- Ciężko wyjść?

- Z tego pokoju? Teoretycznie nie. Ale rzucić samookaleczanie, tak. Chcesz przechodzić to wszystko, co ja?

- Nie wygląda to przyjemnie, ale sam mówiłeś, że całowanie blizn jest przyjemne.

- Jest przyjemne, jak już sam nauczysz się z nimi żyć. Wcześniej nie jest. Jest to wtedy najstraszniejszą rzeczą na świecie. Minęło dużo czasu, zanim w ogóle pozwoliłem ci na to.

- Jak długo minie, zanim będę chciał to rzucić?

- Nie wiem - odparłem.

- Czyli mogę nigdy nie wyjść?

- Tak i możesz nigdy nie chcieć tego rzucić, aż w końcu cię to zabije. Chcesz tego?

- Nie. Nie chcę umierać.

- Więc czego od tego chcesz?

Minęła chwila, zanim w końcu odpowiedział:

- Po prostu tego chcę.

- Nie. Czego dokładnie chcesz?

- Spokoju. Ukarania się. Nie umiem ci tego wytłumaczyć.

- I jak już to zrobisz... Co dalej?

- Dalej? - powtórzył.

- Tak, co dalej.

- A co jest dalej?

- Ty mi powiedz.

Cisza. Nadal trzymał dłonie w kieszeniach i patrzył w szufladę.

- Nie wiem, co dalej - zaczął w końcu.

- Zaopiekujesz się ranami i co dalej?

- Będę żyć, jakby nic się nie stało.

- To nie jest możliwe. Te obrazy... One zostają w twojej głowie już na zawsze. Nigdy ich nie zapomnisz. I nie chodzi tylko o obrazy. Każdy czuje potem co innego i to właśnie to, co czujesz, jest chyba najtrudniejsze.

- Teraz też chcesz to zrobić? - zapytał.

- Nie. Czuję palącą potrzebę, ale wiem, że nie mogę tego zrobić. Może i zrobię to w najbliższym czasie, ale wiem, że to nie jest tego warte.

- Co cię powstrzymuje?

- Ja. Ja sam się powstrzymuję. To, że chcesz przestać, musi wyjść od ciebie i to też jest trudne. Takie coś, jak nie robienie tego dla innych, to według mnie bzdura.

- Bardzo boli?

- Cięcie? Zależy. Już raz próbowałeś i myślę, że to pamiętasz. Cóż, za każdym razem jest inaczej. Każde cięcie jest inne.

- A ciebie bardzo bolało?

- Zależy. Poza tym, to co ja wtedy czułem, to nie będziesz czuć tego samego.

- Serio, możesz wyjść? Wolałbym...

- Nie - wszedłem mu w słowo. - Wiesz, co może się stać. Nie zostawię cię teraz. Będziemy tutaj stać, aż podejmiesz decyzję.

- A jeżeli ja nie chcę podejmować decyzji?

- To nie podejmuj. Będziemy tutaj stać. Jeszcze coś chcesz wiedzieć?

- Co byś zrobił, gdybym to zrobił?

- Nie - mruknąłem. - Nie powiem ci. Wtedy twoja decyzja byłaby nierówna i nie byłaby w pełni twoja.

- Nie możesz mi po prostu powiedzieć?

- Nie. Chcę, żebyś to ty podjął decyzję i to bez mojej pomocy. Nie chcę mieć na to wpływu. Mogę być źródłem informacji, ale nie powiem ci, co bym zrobił. Coś jeszcze?

- Naprawdę pozwalasz mi to zrobić?

- Tak - odpowiedziałem.

- Dlaczego?

- Dlaczego? To trudne pytanie. Nie robię tego, bo jesteś mi obojętny, bo nie jesteś. Po prostu widzę, że nic innego na ciebie nie zadziała tak, jak przekonanie się o tym na własną rękę.

- Nie boisz się, że nie wyjdę?

- Boję się, bardzo się boję. Ale co mam zrobić? Jak mówiłeś - twoje ciało i twoja decyzja.

- Łatwo się wciągnąć?

- Zależy, ale łatwo. Bardzo łatwo. Mówiłem, że jak raz zaczniesz, to możesz nie rzucić.

- Czy... - Przełknął ślinę. - Czy cięcie jest przyjemne?

- Nie chcę odpowiadać.

Nadal patrzył na otwartą szufladę. Światło już nie migało. Po prostu stał. Patrzyłem na niego i wiedziałem, że widok ran i blizn na jego ciele będzie bardzo trudny dla nas obu, ale inaczej go nie przekonam.

- Decyzja? - ponownie wydusiłem.

- Naprawdę mogę to zrobić?

- Tak. Nawet nie musisz pytać mnie o zgodę, bo w końcu to twoje ciało. Warunki są takie: jeżeli to zrobisz, to zrobisz to przy mnie i będę patrzył, po czym pewnie zrobię sobie podobne rany. Wiem, że to cholernie głupie i pogorszy sprawę, ale naprawdę do ciebie nic nie dociera.

- I jesteś tego pewien? - W jego głosie było wahanie.

- Oczywiście, że nie. Ale co innego mam ci powiedzieć? Przecież nie mogę wyrwać ci tych ostrzy siłą. Muszę tylko mieć pewność, że jesteś świadomy konsekwencji.

- Jestem świadomy.

- Decyzja?

Westchnął głęboko. Wiedziałem, że to cholernie trudna decyzja, ale nie mogłem czekać.

- Spróbuję. Wiem, że będzie ciężko, ale chcę to zrobić.

Zamurowało mnie, ale wiedziałem, że już nie mogę się wycofać.

- Daj ostrza - poprosiłem.

- Mówiłeś, że...

- Muszę je zdezynfekować, bo raz, że dzielenie się nimi jest wręcz śmiertelnie niebezpieczne, a dwa, że długo tam leżały i mogły się zabrudzić. Wierz mi, wolelibyśmy nie mieć zakażenia.

Wyjął je z kieszeni i zaraz kilka nożyków z temperówek znalazło się na mojej dłoni. Wziąłem dwa z nich, a resztę wrzuciłem z powrotem do szuflady. Kilka minut później obydwa były zdezynfekowane.

- Jeszcze możesz się wycofać. Zawsze do momentu, zanim przejedziesz. Potem nie ma odwrotu.

- Chcę to zrobić - powiedział.

Podałem mu jeden nożyk. Spojrzałem mu w oczy na chwilę. Widziałem wahanie, ale nie powiedziałem ani słowa. Jego decyzja.

Usiedliśmy obok siebie na łóżku. Podwinął lewy rękaw. Ja podwinąłem prawy. Przyłożył ostrze do skóry w połowie przedramienia.

- Jakieś rady? - zapytał.

- Nie. Sam się musisz przekonać.

Docisnął nożyk.

- Lżej - rzuciłem - bo będzie mógł być problem.

Poluzował ucisk na skórę.

𝑻𝑰𝑴𝑬 // 𝒅𝒓𝒂𝒓𝒓𝒚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz