Chapter 84.

89 11 1
                                    

Draco's POV

Wróciłem z kwiaciarni. Cały czas czułem na sobie zmartwiony wzrok Neville'a i wbrew pozorom, nie mogłem się do tego przyzwyczaić. Czasem specjalnie musiałem iść do toalety, żeby wziąć kilka głębokich oddechów i tym samym trochę się uspokoić.

Byłem wdzięczny, kiedy w końcu oznajmił, że idzie do domu i to ja mam zamknąć tego dnia. Mogłem w końcu podwinąć rękawy i w spokoju posprzątać lokal.

Kiedy wychodziłem, z powrotem opuściłem rękawy i do domu szedłem krótszą drogą. Chciałem wybrać dłuższą, bo miałem nastrój na rozmyślania, ale nie chciałem martwić Harry'ego swoją przedłużającą się nieobecnością, więc jednak wybrałem krótszą drogę.

Wszedłem do domu. Stał w kuchni i wyłączył kuchenkę, jak do niego podszedłem.

– Przepraszam, że jestem później, bo inaczej bym ci pomógł, ale musiałem zamknąć – powiedziałem.

– Nic się nie stało – odparł. – Bierz talerz i jedz. Jadłeś lunch?

– Nie. – Pokręciłem głową, rumieniąc się lekko.

– Draco... – zaczął zmartwiony. – Nie możesz się głodzić.

– Wiem, przepraszam. Jutro wezmę coś na lunch, okej?

– Okej. – Westchnął.

~•~

Wieczorem to on pierwszy wziął prysznic, a kiedy ja wszedłem do sypialni, on siedział na łóżku i patrzył na ścianę. Spojrzał na mnie, kiedy wszedłem. Czułem na sobie jego wzrok, jak chowałem ubrania do szafy.

Odwróciłem się w jego stronę i zaraz usiadłem obok niego na łóżku. Oparłem się plecami o wezgłowie tak samo, jak on. Złapał mnie za dłoń i ścisnął ją, więc na niego spojrzałem.

– Jest okej? – zapytał.

– Jest okej. – Posłałem mu delikatny uśmiech.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, zanim pochylił się i zatrzymał kilka centymetrów przed moimi ustami. Czułem jego oddech na swojej twarzy.

– Mogę? – zapytał.

– Tak – odparłem.

Położył swoją dłoń na moim policzku i przyciągnął mnie do siebie, łącząc nasze usta. Smakował pastą do zębów i ja pewnie też, ale smakował też sobą. Jego usta były mi tak dobrze znajome i sprawiały, że czułem się bezpiecznie.

Odsunął się, żeby złapać oddech. Zbliżyłem się do niego i znowu złączyłem nasze usta. Oddał pocałunek czule. Kiedy się odsunąłem, spuściłem wzrok na swoje dłonie.

Złapał mnie za dłoń. Nie podniosłem na niego wzroku.

– Co się dzieje? – zaczął.

– Nie wiem. – Pokręciłem głową. – Martwię się po prostu o ciebie.

– Możemy iść do kuchni? – Był niepewny.

Posłałem mu pytające spojrzenie.

– Kostki lodu – wyjaśnił.

Wiedziałem już, o co mu chodzi. Wstałem i zaraz on też wstał. Złapałem go za dłoń i zeszliśmy do kuchni. Oparłem się o blat i wyjął z zamrażarki kostkę lodu. Przyłożył ją do przedramienia.

– Przepraszam – powiedział cicho.

– Za co? – Byłem zdziwiony.

– No... Za to, że musiałeś tu ze mną schodzić. Przepraszam.

– Harry, już ci to mówiłem i powiem to jeszcze raz: lubię się tobą opiekować. Martwię się o ciebie i chcę być w stanie ci pomóc, jeżeli będziesz chciał tej pomocy. To naprawdę nie jest dla mnie problem zejść z tobą do kuchni o dwudziestej trzeciej po kostki lodu i zaczekać z tobą, aż się rozpuszczą.

Podszedł do zlewu, bo woda zaczęła ściekać z jego ręki. Poruszał kostką lodu po ramieniu, zatrzymując ją co chwilę w miejscu.

– Serio? – zapytał, patrząc na mnie.

– Serio. – Podszedłem do niego. – Będę tutaj stać tyle, ile będziesz chciał. Jak to nie pomoże, to poszukam z tobą innych sposobów rozładowania tego napięcia, jeżeli zechcesz.

– Nie musisz się tak o mnie martwić.

– Wiem, ale chcę. Kocham cię i to dla mnie naturalne, że nie chcę, żeby coś ci się stało.

Stanąłem za nim i objąłem go wokół talii. Oparłem swój podbródek na jego ramieniu. Pocałowałem go od tyłu za uchem. Zachichotał.

– Poczekaj, muszę wziąć drugą kostkę lodu.

Wysunął się z moich objęć. Podszedł do zamrażarki i wyjął drugą kostkę. Wrócił do mnie i z powrotem wsunął się między moje ramiona. Widziałem, jak przykłada lód do przedramienia i widziałem na nim cienkie rany sprzed kilku dni. Mimo to cieszyłem się, że mi zaufał i poprosił mnie o pomoc.

W milczeniu stałem tam z nim i czekałem, aż lód się rozpuści. Patrzyłem, jak porusza kostką lodu po przedramieniu, z którego ścieka woda.

Chciało mi się już spać, ale mimo to wolałem tam z nim zostać jeszcze te kilkanaście minut i dopilnować, żeby nic sobie nie zrobił.

– Ale serio się o mnie martwisz i lubisz się mną opiekować? – zapytał.

– Hm... Serio. Kocham cię i mimo że chcę już spać, to wolę zostać z tobą te kilkanaście minut i pomóc ci w pokonaniu tej chęci zrobienia sobie krzywdy.

– Słodki jesteś, ale nie musisz tu ze mną stać. Możesz iść już spać.

W odpowiedzi mocniej oplotłem go ramionami, komunikując mu tym samym, że z nim zostaję. Kostka lodu prawie się już rozpuściła.

– Lepiej? – zapytałem.

– Trochę – odparł. – Może nie przeszło do końca, ale chyba będę już w stanie zasnąć. Dzięki, że ze mną zszedłeś.

– Nie musisz dziękować.

Odsunąłem się od niego i pozwoliłem mu wytrzeć przedramię i dłonie ścierką, żeby były suche.

– Nie czuję ręki, ale trochę mi przeszło – powiedział.

– To dobrze?

– Tak. Chodźmy spać. Widzę, że już ledwo stoisz.

Złapał mnie za dłoń i zaczął mnie ciągnąć w stronę sypialni. Pozwoliłem mu, żeby mnie poprowadził.

~•~~•~~•~~•~~•~

Od następnego rozdziału zaczyna się maraton i będzie trwał cztery rozdziały. Postaram się wstawić to w środę, ale nie wiem jeszcze, o której godzinie.

𝑻𝑰𝑴𝑬 // 𝒅𝒓𝒂𝒓𝒓𝒚Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz