|4| Rozdział 81. Ma Pani syna!

2.2K 108 105
                                    


Tego się nie da opisać, to jest nieprawdopodobne, trzeba to przeżyć. 

Ból przy skurczach jaki mi towarzyszył w tamtych chwilach jest po prostu przerażający. Naprawdę myślałam, że leczenie kanałowe bez znieczulenia, które miałam to było coś, albo wycinanie ósemek do aparatu ortodontycznego, to był ból, ale skurcze i parcie jakie występuje przy nich, jest 20 razy gorsze. 

- Gdzie jest ta cholerna torba?! - spanikowany Kuba, który biegał po mieszkaniu i szukał torby do szpitala wcale mi nie pomagał. Potrzebowałam teraz wsparcia, a on sam jeszcze bardziej mnie irytował. 

- Mówiłam Ci. W sypialni w szafie. - wyjęczałam, nie miałam ani siły, ani czasu by czekać na niego, więc złapałam swój płaszcz i sama wyszłam z mieszkania. Akurat było między skurczami, więc jako takie poruszanie mi wychodziło. 

Zamówiłam windę, na którą Kuba całe szczęście zdążył, bo wyszedł z mieszkania jak ta podjechała. I dobrze, że się tak stało, bo złapał mnie kolejny skurcz, jednak Grabowski mniej więcej wiedział co robić, szkoła rodzenia się przydała. Trwał 1,5 minuty, bo dokładnie obserwowałam wskazówki na zegarku chłopaka, gdy puścił od razu udaliśmy się do naszego auta. 

Droga dłużyła się cholernie, Kuba trzymał mnie za dłoń, a gdy nadchodził skurcz to jego skóra cierpiała, do tego stopnia, że zaczęła lecieć mu krew z dłoni, tak mocno wbijałam się paznokciami. 

- Już, już spokojnie. Jesteśmy. - z piskiem opon podjechał pod szpital Św. Elżbiety, w którym na świat miał przyjść nasz syn. Pomógł mi wyjść z auta i doprowadził do wejścia w klinice. 

- Wózek, wózek! - zaczęła krzyczeć pielęgniarka, gdy tylko zobaczyła jak nadchodzi mój skurcz, a ja zawieszam swoje dłonie na karku mężczyzny, który mnie podtrzymuje. - Na sale! 

- Chcę być przy porodzie. - oznajmił Grabowski, jego decyzja mnie niesamowicie zdziwiła. Posłałam mu zdziwione spojrzenie, ale ten szedł żwawo przy moim wózku, który pchała kobieta i jechałyśmy na salę, pewnie porodową. 

- Czy taka decyzja została podjęta? Który to tydzień? - zapytała nas w momencie, gdy wjechaliśmy na oddział. Kuba spojrzał na nas porozumiewawczo, ale ja nie byłam do tego przekonana. 

Mówią przecież, że partner kiedy widzi kobietę przy porodzie, później może żywić do niej obrzydzenie przez to co widział. Ale z drugiej strony to decyzja jego samego, przecież będzie mógł wyjść jak będzie tego chciał. Tylko właśnie, przecież on się boi krwi, a jak chłopak zemdleje. 

- Tak, taka była decyzja. - wymamrotałam pod nosem, z pomocą pielęgniarki usiadłam na leżance, pomieszczenie było całkiem przytulne. Różowe ściany, piłki do skakania, przez które rozchodzą się skurcze i kilka szafek. 

- Tydzień? - posłała mi spojrzenie, ale Grabowski od razu mnie wyprzedzi

- 37 i 4 dni, przecież to jeszcze dwa tygodnie, nie powinna teraz rodzić. Zatrzymajcie to jakoś. - odpowiedział jej spanikowany, podszedł do mnie i złapał za dłoń, ta pokręciła rozbawiona głową i poklepała go po ramieniu. 

- Oj Panie Quebonafide, po prostu dziecko nie może się doczekać spotkania z tatusiem. Ciąża jest już donoszona, więc to najwyższy czas na spotkanie, być może termin został jakoś źle obliczony, proszę się nie martwić, a pomóc partnerce się rozebrać i założyć jej to. - podała mu koszulę porodową, którą miałam już okazję podziwiać na szkole rodzenia. - Idę po lekarza i zobaczymy jak daleko dzidziuś jest. 

- Słyszałeś? Nawet na porodówce prześladuje mnie ta Twoja kariera. - wywróciłam rozbawiona oczami, a ten rozłożył płachtę, bo inaczej tego nie nazwę i przyglądał się jej. 

- Kochanie powinnaś być dumna, że masz takiego narzeczonego. Chodź pomogę Ci... 

I tak to się zaczęło... Moje skurcze przychodziły mniej więcej co 4-5 minut, ale były takimi falami, które bolały, ale nie aż tak. Zostałam przypięta do KTG, nawet nie doszłam do 41 tygodnia ciąży, w którym musiałabym pojawiać się tu codziennie i patrzeć jak bije serce mojego syna. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz