|6| Rozdział 157. Znowu nas zostawił?

729 69 15
                                    


Zdążyłam przekroczyć próg domu, a w przedpokoju stanął mój synek. Mały klusek z autem w rączce, zaspanymi oczami wpatrywał się we mnie jakby zobaczył co najmniej ducha. Ale kiedy uśmiechnęłam się delikatnie do syna, ten od razu wyrzucił autko i podbiegł do mnie, uwieszając się na szyi i głośno krzycząc - maama! 

- Syneczku. - od razu podniosłam się, przytulając go zdecydowanie za mocno do siebie, ale potrzebowałam tego. Był moim małym Kubusiem, taką czystą wersją ojca, mniejszą kopią Grabowskiego z dzieciństwa. 

- Nie chcę spać. - zaznaczył od razu, gdy na korytarzu pojawiła się moja matka z dłońmi na biodrach. Spojrzał na mnie, szukając wsparcia. - Mamusiu, czemu płaczesz? - zdziwił się, delikatnie ocierając moje łzy z policzków. Obiecałam sobie, że nie pęknę przy dzieciach, jednak nie dałam rady, a łzy poleciały szybciej niż myślałam. Za bardzo kojarzyły mi się z Kubą, bym przetrwała bez płaczu. 

- To nic, syneczku. - zapewniłam go, przybierając uśmiech i cmoknęłam jego pulchną rączkę. - Gdzie jest Hania? - zainteresowałam się, wchodząc do salonu. 

W pomieszczeniu siedziało tyle osób, że byłam wręcz w szoku. Nie było tak, że nie cieszyła mnie ich obecność, ale miałam zamiar wrócić do domu, położyć się obok dzieci i zasnąć, a obudzić się przy boku męża, bez żadnych konsekwencji ostatnich dni. 

- Cześć. - szepnęłam ciszej, odstawiając Maćka na ziemię. - Co  tutaj robicie? 

- Wspieramy Cię. - stwierdziła moja siostra, trzymając się za swój brzuszek. 

- Och, okej. - nie wiedziałam za bardzo co mam powiedzieć, znowu zachciało mi się płakać, ale nie mogłam na to pozwolić. Musiałam być silna, dla dzieciaków. - Gdzie jest Hania? - zapytałam, zerkając na matkę i teściową. 

- Jest z Wiolettą, próbuje ją uśpić. - stwierdził Krzysiek, wchodząc do pokoju. Cmoknął mnie w policzek i postawił ciasto na stole. 

- Pójdę do niej i położę Maćka. - stwierdziłam, zabierając smoczek i kocyk syna. 

- Ale przyjdź tutaj, musimy porozmawiać. - poprosiła moja matka, gdy złapałam syna za rączkę. 

- Jasne. - skinęłam głową i zaczęłam wchodzić z synem na górę. 

Weszłam do pokoju córki, witając się z przyjaciółką. Kobieta po kilku słowach zostawiła nas samych, więc skorzystałam z chwili i przebrałam Maćka w body, wzięłam młodą na ręce i przeszłam z nimi do sypialni, w której ułożyłam się z dzieciakami na łóżku i próbowałam zasnąć. 

- Mamusiu? - wyszeptał Maciek, bawiąc się swoją dłonią i cieniem od lampki. 

- Hm? - mruknęłam, spoglądając na chłopca. W ostatnich minutach próbowałam myśleć o wszystkim innym, niż Kuba, więc wyłączyłam się całkowicie. 

- A tatuś? Chciałbym, żeby mi poczytał. - zasugerował, spoglądając na mnie. Moje serce w tamtym momencie stanęło, było mi przykro i źle zarazem. 

- Tatuś musiał wyjechać, wiesz? Ale wróci do nas i na pewno Ci poczyta, jestem przekonana. - zapewniłam go z uśmiechem, głaszcząc po główce. 

- Ostatnio mówił, że zabierze mnie ze sobą w każdą kolejną podróż, a teraz znowu nas zostawił? Dlaczego?  - smutno popatrzył w moje oczy, ale ja już nie kontrolowałam łez, które bezszelestnie toczyły się po moich policzkach. - Źle zrobił i dlatego płaczesz? Nie płacz mamusiu. - momentalnie poczułam ciężar na sobie, bo mój syn wskoczył na moje ciało, mocno wtulając się we mnie.

- Tata nie spodziewał się, że będzie musiał wyjechać, wiesz? Dlatego Ciebie nie zabrał, ale obiecuję, że następnym razem pojedziemy wszyscy razem. 

- Hania też? 

- Hania też, zobaczysz. - uśmiechnęłam się szeroko, głaszcząc syna po główce 

Było mi głupio, obiecywałam mu coś, o czym sama nie byłam do końca przekonana. Wierzyłam każdego dnia, że mój mąż wreszcie się wybudzi i wszystko będzie dobrze, ale nikt nie był mi w stanie zagwarantować jakie konsekwencje będzie miał guz, który rozlał się w jego głowie. Sukcesem był fakt, że go uratowali, ale nie mogli mi już obiecać, że mój mąż nie będzie roślinką po przebudzeniu, albo że będzie nas pamiętał. Nie wspominając o samodzielnym poruszaniu się, jednak ja wierzyłam, byłam przekonana, że niebiosa nad nim czuwają, a on nie jest złym człowiekiem i z pomocą z zaświatów, przeżyje i wyjdzie z tego w najlepszym stanie, w jakim może wyjść. 

Dobrą chwilę zajęło mi usypianie Maćka, bo Hania spała już od mojego przyjścia. Chłopiec jednak ciągle marudził, kręcił się i co chwilę prosił bym go przytuliła. Jednak nauka w tym aspekcie się nie myliła, bo on zwyczajnie przeczuwał, że jest coś nie tak. Ciągle chciał trzymać mnie za rękę, przytulał się i dawał mi buziaki. Bał się, że pójdę sobie, a on nie będzie miał ani mamy, ani ojca. Postanowiłam, że nie mogę mu dokładać do pieca i jeszcze bardziej niepokoić, dlatego muszę pogodzić tak czas, by moje dzieci mogły zostać w domu. 

Cicho zamknęłam drzwi od pokoju, starając się nie zbudzić maluchów. Nie chciałam ponownie usypiać syna, a wolałam zejść na dół i przeprowadzić tą rozmowę, która na pewno była potrzebna, w końcu musiałam powiedzieć wszystko co dziś dowiedziałam się od lekarza i uzgodnić z nimi wiele innych aspektów. 

- Zasnęli. - stwierdziłam z westchnieniem, wchodząc do salonu. Na miejscu już nie było Adama i Alicji, a zjawił się Koziara, który majstrował coś przy laptopie Kuby, ale nawet nie miałam zamiaru, ani ochoty pytać co robi. 

- Musimy pogadać o koncertach i dzieciakach. - zarządził Krzysiek, więc skinęłam głową, przysiadając na podłokietniku fotela, na którym siedziała teściowa.

- Ale może jeszcze zrobię sobie jakąś melisę czy coś. - powiedziałam wstając, jednak Janusz uciszył mnie skinieniem i to on zniknął w kuchni. 

- Jutro jest sobota, powinien odbyć się pierwszy koncert. - zaczął Krzysztof, a przed moimi oczami pojawiło się kalendarium Grabowskiego. 

- Nie miałam do tego kompletnie głowy. - z westchnieniem przetarłam twarz. Wiedziałam, że zawalam na każdej płaszczyźnie, od żony przez matkę do pracownika, ale nie miałam na to wpływu, po prostu nie wyrabiałam. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz