|5| Rozdział 135. Nadal o Ciebie rywalizujemy

1.1K 89 51
                                    


Wszystko zaczęło się układać. Powolnie kształtować. Z moją ciążą było coraz lepiej, w 28 tygodniu przyjęłam zastrzyk z rhophylac'u, który dobrze się wchłonął, a ja mogłam na spokojnie przeżywać resztę ciąży. Z maluchem nie działo się nic złego, nawet szybciej przybierał na wadze, co było zdecydowanie na plus dla całej sytuacji, która miała miejsce. Oczywiście pojawiły się kolejne wątpliwości dotyczące płci. Lekarz nie był pewny czy moja córka, będzie na 100% córką. Ale przyzwyczaiłam się do tego i żyłam z nadzieją, że jednak okaże się dziewczynką. Kupowałam same różowe ubranka, więc w razie czego będzie śmigał w różu przez pierwszy okres. 

Odbudowałam relację z siostrą i resztą ekipy. Była ona dość skomplikowana, bo przecież przez taki czas było źle, ale staraliśmy się wrócić na dawne tory. Spotykaliśmy się więcej razy, spędzaliśmy trochę więcej czasu całą ekipą, w której nikogo nie brakowało. Czasem wynikały jakieś spięcia, głównie między mną, a kimś, ale Kuba zawsze tłumaczył mnie hormonami, co powinno mnie wkurzać, ale w tamtym momencie po prostu to akceptowałam. 

Z czasem zaczęłam powstrzymywać się jeśli chodzi o pracę w fundacji, większość swoich obowiązków przekazałam dziewczynom, które zastępowały mnie już wcześniej, gdy byłam na macierzyńskim z Maćkiem. Oczywiście zawsze chciałam dorzucić swoje trzy grosze do ich działań, ale Grabowski mnie w porę powstrzymywał. 
Wróciłam na stanowisko menadżera chłopaków, co było niesłychanie ciężką sprawą, ponieważ Kuba utrudniał mi tą pracę, podkreślając, że powinnam odpoczywać. Pewnie miał rację, ale ja miałam do zorganizowania koncert, który tak słabo wypadł ostatnim razem. 

Relacja z Wojciechem nabierała barw. Nie tylko ze strony Kuby, ale i chłopaków. Szanowali go i potrafili się dogadać. Maciek pomagał mi w QueQuality, więc dogadywał się w Wojtkiem najlepiej, bo musiał brać pod uwagę zdanie Koziary, którego wytypowałam jako swojego zwierzchnika w sprawie produktów na stronie i kilku innych spraw. Poza tym Kuba zaakceptował, że czasem wychodzę spotkać się z Wojciechem, a to nie jest nic złego, bo męża mam tylko jednego. Wszystko nabierało zupełnie innego znaczenia. 

W poprzedni weekend dostałam niesamowity prezent, przez który łzy płynęły mi grochami. Panowie zorganizowali zdjęcia w studiu na Śródmieściu. Nie byłoby w tym nic zachwycającego, gdyby nie okazało się, że brała w nich udział cała ekipa, a główną atrakcją byłam ja i mój brzuszek. Każdy porobił sobie z każdym zdjęcia, a dla nas pozostanie pamiątka na długie lata, które mam nadzieję, że będą tak owocne jak te poprzednie. 

Jeśli chodzi o mieszkania, to wciąż byliśmy podzieleni na dwa. Ja z Maćkiem mieszkałam na Mokotowie, a Kuba podróżował między Śródmieściem, a Mokotowem, chociaż każdą noc spędzał z nami, u nas. Było to uciążliwe, ale nie szło dojść do porozumienia w tym temacie. Grabowski chciał żebyśmy wrócili do niego, ja nie chciałam, ale też nie wyobrażałam sobie zostać w obecnym lokum. Był to temat rzeka... 

Od kilku dni byłam zaoferowana organizacją urodzin syna, ponieważ 7 października mój pierworodny obchodził drugą rocznicę narodzin, którą trzeba było celebrować hucznie. Oczywiście imprezka miała być tylko dla najbliższych, których okazało się ponad 30 osób, więc nie szło pomieścić tego w żadnym mieszkaniu. Musieliśmy wynająć knajpkę, którą trzeba było przystroić, zatrudnić jakiegoś fotografa, załatwić tort. To nie było takie hop siu. A jeszcze fakt, że młody zażyczył sobie motywu samochodu taty... Miałam okazję się wykazać w roli organizatorki. 

- Jestem! - usłyszałam krzyk z przedpokoju, gdy Kuba pojawił się w mieszkaniu. Wychyliłam się, pokazując mu palec przy ustach, ponieważ kilka chwil temu uśpiłam syna, a był to trudny projekt do zorganizowania. - Śpi? - zmarszczył brwi, podchodząc do mnie. Skradł buziaka w czoło i kiwnął głową w stronę kartonowego przodu samochodu, który miał służyć jako ścianka do zdjęć. 

- Następnym razem kup sobie malucha, bo z tym Twoim Lambo to ciężko cokolwiek zrobić, a motywu malucha jest pełno na rynku. - westchnęłam, nawiązując do samochodu męża. 

- Ale na te Lambo leci więcej kobiet niż na jakiegoś malucha 126p. - odparł, odwieszając kurtkę na wieszak w przedpokoju. Wiedziałam, że obydwoje żartujemy, więc podłapałam jego gadkę. Oparłam dłonie na bokach i posłałam mu rozczarowane spojrzenie. 

- Masz rację, na Porsche więcej mężczyzn się patrzy. Myślę, że sprzedam swoje BMW, a Porsche przejdzie w moje ramiona. - odparłam pewnie, chociaż na usta czaił mi się uśmiech. 

- Ah taka drobna kobieta za kierownicą czerwonego Porsche, podniecające. - oblizał z premedytacją usta, ale odwrócił się w stronę kuchni, w której postawił pierwsze kroki. - Ale zanim pójdziesz zwodzić innych facetów, to mogłabyś nakarmić swojego męża. 

- Ah tak? To ja się tylko do kuchni i rodzenia dzieci nadaję, tak? - burknęłam pod nosem, wchodząc do pomieszczenia. Wyciągnęłam z lodówki pojemniki z jedzeniem, wystawiając jeden po drugim. - Był u nas Twój brat, który wrócił z Ciechanowa, mamusia Ci wałówkę podarowała. 

- Oj dobra kobieta, nie to co moja żona... - wymruczał pod nosem, więc od razu dostał w potylice, aż mnie samą zabolała ręka. - Ał za co to? - burknął urażony, odwracając się w moją stronę. 

- Za to co zwykle. - uśmiechnęłam się słodko, wyjmując talerz szafki. - Niewinność mężu. 

- Oj grabisz sobie, grabisz. A chciałem zabrać Cię w pewne miejsce, miałem niespodziankę... - zaczął mnie zwodzić. Jednak udałam, że nie słyszę jego słów i nałożyłam sobie na talerz kotleta mielonego, który został przetransportowany do nas z Ciechanowa. - Taka fajna była ta niespodzianka... - zwodził, gdy nie odpowiadałam. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz