|6| Rozdział 143. Na ile wyjeżdżasz?

1.1K 89 67
                                    

Czekał ktoś na to? 

Dzień integracyjny w przedszkolu minął nam naprawdę przyjemnie. Maciek wręcz nie chciał opuszczać murów placówki, mówiąc, że jeszcze z Franiem się nie pobawił. Cieszyło mnie, że mój syn zaaklimatyzował się w przedszkolu i nawet razu nie przybiegł do nas, żeby siedzieć z nami dłużej niż 2 minuty, co chwilę sprawdzał czy jesteśmy, ale myślę, że nasza obecność wręcz mu przeszkadzała. Być może chciał poczuć się w 100% niezależny, może chciał zobaczyć jak to jest bez mamy u boku, ale tego dowiemy się następnym razem, gdy zostanie już sam, bez rodziców na sali. Obym nie musiała przyjeżdżać po niego, 10 minut po wejściu do domu. 

- Tak Krzysiu? - odebrałam telefon od szwagra, gdy szliśmy do auta. Kuba pomógł Maćkowi wejść do fotelika, więc ja oparłam się o auto i pogrążyłam w rozmowie z przyjacielem. 

- Jest z Tobą Que?  - zapytał po chwili. 

- Jest, wyszliśmy właśnie z przedszkola, a co tam? 

- Weź się go zapytaj, o której jutro mamy ten lot, bo nie mogę znaleźć biletu na skrzynce. 

Zdziwiłam się na pytanie, które zadał mężczyzna. Nie miałam pojęcia o żadnym locie, żadnej podróży, ani biletach na samolot. Kuba nie pisnął nawet słowem, nie mówił mi nic, że gdzieś wylatuje i zostawia mnie samą z dwójką dzieci. Byłam zdziwiona. 

- Jaki lot? - dopytałam, przestępując z nogi na nogę. 

- No jak to jaki, przecież sam Grabowski zorganizował nam podróż na Arizonę, lecimy jutro. - oznajmił mi rozemocjonowany Krzysiek, po którego głosie wyczułam mocne zaintrygowanie wyjazdem, o którym pojęcia nie miałam. - Nie wiedziałaś? - zdziwił się po chwili, gdy w słuchawce zastało go milczenie. 

- Nie. - przyznałam cicho, odwracając się w stronę Kuby, który właśnie obchodził auto, by chwilę później stanąć obok mnie. - Mój mąż nie raczył mnie poinformować, o tym, jakże mało ważnym, aspekcie. - prychnęłam, patrząc na twarz Que, który wykrzywił się w nierozumieniu. 

- To chyba moja wina. - odezwał się Kondracki. - Mogłem trzymać jęzor za zębami, jak zwykle coś pacnę. 

- Nie, nie jest Twoja wina. Dzięki Tobie wiem, że gdzieś wylatujecie, bo może dowiedziałabym się jutro, 10 minut przed wyjazdem na lotnisko, albo zastałabym puste mieszkanie i kartkę z obrączką na stole. 

- Pierdzielisz głupoty Alicja, pogadaj z nim, a nie scenariusze tworzysz. I powiedz mu, że ma mi jeszcze raz wysłać bilet na skrzynkę. Cześć. - kumpel wyraźnie się zdenerwował przez moje wyznanie, a ja po chwili usłyszałam pikanie w słuchawce, które informowało o zakończeniu połączenia. 

- Arizona? - prychnęłam, spoglądając na Kubę z politowaniem. 

- Wytłumaczę Ci. - odezwał się od razu, łapiąc mnie za nadgarstek, ale od razu wyrwałam dłoń i otworzyłam drzwi od naszego auta. 

- Jedźmy do domu, Hanka czeka na mnie. 

- Alicja, proszę Cię. - Kuba stanął przy drzwiach, blokując mi możliwość ich zamknięcia. - Pogadajmy. 

- Pogadamy, jak ogarnę dom, dzieci, psa i będę miała chwilę wolnego dla samej siebie. - uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi, gdy mężczyzna odszedł o krok. 

Sama nie wiedziałam co mam czuć w tamtym momencie. Poniekąd byłam zła, bo nie powiedział mi nawet słowa, że wyjeżdża gdziekolwiek; ale z drugiej strony nie miałam prawa się złościć, bo każde z nas miało prawo do spełniania się i realizowania swoich planów, więc nie mogłam stawać mu na drodze do podróżowania. 

Gdzieś w głębi serca poczułam delikatne ukucie. Chciałam lecieć z nim, towarzyszyć w kolejnych podróżach i zwiedzać świat z miłością mojego życia, ale to było niemożliwe na ten moment. Musielibyśmy albo zabrać ze sobą całą naszą bandę, albo chociaż Hanię, gdyż dziewczynka nadal jest karmiona piersią. Nie mogłabym zostawić jej na dłużej niż doba, a takie wyjazdy planuje się na trochę dłużej. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz