|5| Rozdział 93. Musisz walczyć

1.2K 98 262
                                    


Ostatnie dni były bardzo ciężkie, wymagały wiele pracy od Alicji, poświęcenia i cierpliwości, ale w końcu przeprowadziła się do nowego mieszkania, w którym miała rozpocząć nowe życie. Maciek trochę nie mógł się przyzwyczaić, ciągle pytał kiedy wrócą do domu, ale w końcu udało jej się uśpić synka, a sama mogła wejść do gorącej wody i odprężyć się po ciężkich dniach.

Sama nie mogła długo zasnąć, przewracała się z boku na bok, ciągle coś jej nie pasowało, a wiedziała, że to jedna z ostatnich, spokojnych nocy w ciąży. Później zacznie się latanie do łazienki, ciągłe bóle kręgosłupa i zgaga, która męczyła ją w ciąży z pierwszym dzieckiem.
Za wszelką cenę chciała zapamiętać sen, podobno ten z nowego miejsca zawsze coś oznacza.

Z samego ranka obudził ją telefon, bardzo niechętnie przetarła oczy i usiadła na wielkim łóżku, na którym mogła się zgubić. Pluła sobie w twarz, że zapomniała wyciszyć urządzenie, ale w końcu ociężale podniosła telefon, a na ekranie ukazał się numer brata jej męża. Zmrużyła jeszcze oczy i zerknęła na godzinę, a zegarek wskazywał 6.44. Zdziwiła się, że Maciek dzwoni z samego rana, ale ostatecznie odebrała.

- Tak Maciek? - zapytała sennie i zsunęła się na łóżku by jeszcze się zdrzemnąć na chwilę i nie wybudzać do końca.

- Alicja, Ala musisz tu przyjechać. - wydyszał do słuchawki Grabowski, co jeszcze bardziej zadziwiło dziewczynę i aż oparła się o zagłówek.

- Maciuś spokojnie, uspokój się i powiedz o co chodzi. - poprosiła.

- Kuba... Kuba on miał wypadek, nabrał się czegoś i.... Alicja on umiera. - szepnął do słuchawki, zsuwając się po ścianie w jednym z Warszawskich szpitali. - Ala on potrzebuje was, Ciebie i Maćka. - powiedział jeszcze, a dziewczynie cały świat stanął przed oczami.

Nie miała pojęcia co się właśnie stało, czuła się jakby otępiała, jakby jej serce też odmawiało posłuszeństwa. Zacisnęła powieki, a dłonie na pościeli. Wszystko zaczęło się w niej trząść, sama jakby straciła grunt pod nogami i odsuwała się w niewiadomą przestrzeń.

- Gdzie... Gdzie on leży? Co z nim? - zapytała po chwili, a wszystko nabrało jakby innego tępa.

- Na Banacha, macie mało czasu. Jest przytomny, ale nie w najlepszym stanie. Lekarze mówią... Alicja przyjedź. - nie chciał jej już tłumaczyć wszystkiego, nawet przez usta nie chciały mu przejść słowa, że jego najmłodszy brat umiera.

- Daj mi 20 minut, ubłagaj lekarzy. Cokolwiek. - rzuciła szybko do telefonu i odrzuciła go na łóżko, a sama zaczęła szybko się ubierać.

Nigdy nie spodziewałaby się, że taka rzecz jeszcze może się jej trafić. Wszystko wskazywało na to, że zostanie wdową z dwójką dzieci, że jej nienarodzony dzidziuś nie pozna własnego ojca. Nie mogła na to pozwolić, ale wiedziała, że za wiele nie da rady zrobić. Mogła przynajmniej pozwolić na pożegnanie ojca i syna, a przy okazji też swoje z własnym mężem.

Wpadła do pokoju syna jak burza, Maciek za bardzo nie miał pojęcia o Bożym Świecie, ale siłą udało się go zwlec z łóżeczka. Ledwo stał na nogach, gdy mama zakładała mu bluzę i spodnie, jęczał coś pod nosem, a dziewczyna nawet nie zauważyła momentu, w którym łzy zamazały jej punkt widzenia.

- Pojedziemy do tatusia, dasz mu buziaczka w policzek i wszystko będzie dobrze. - zapewniała młodego, ale te zapewnienia były jakby chęcią przekonania samej siebie, że wszystko będzie dobrze, ale czy będzie?

Z mieszkania wyszli dosłownie 7 minut później, to było najszybsze zbieranie na świecie, ale z Mokotowa miała kawałek drogi na Banacha, około 15 minut jazdy, jednak tym razem nie zwracała uwagi na przepisy ruchu drogowego, nawet przejechała na czerwonym świetle, ona po prostu chciała się znaleźć przy swoim mężu.

Jeszcze za bardzo chyba nie dotarło do jej głowy co miało miejsce, nie mogła sobie uzmysłowić, że za kilka chwil może zostać wdową z dwójką dzieci. Kuby nie było od dwóch tygodni w jej życiu, ale wiedziała, że jest gdzieś obok, przecież co jakiś czas Maciek wędrował w jego ramiona, a później wracał uśmiechnięty, wołając: byłem u tatusia. Nie wyobrażała sobie, że teraz jej syn zostanie półsierotą, a nienarodzone dziecko nie będzie miało okazji go poznać.

Był jaki był, grał jej na nerwach, czasem zachowywał się zbyt pochopnie, oceniał po wyglądzie. Nie sprzątał, za bardzo przeklinał, jeździł jak wariat, upierał się przy swoim, ale był. Zdradził ją, było to ciosem poniżej pasa, wiedziała, że raczej nie jest to rzecz wybaczalna, ale w tamtym momencie była w stanie mu to wybaczyć,w końcu jej mąż odchodził na drugą stronę tego świata.

Całe szczęście była chwila przed 7 rano, wtorek, więc samochody nie jeździły jeszcze tak często, nie było wielkich korków, co ułatwiło jej dostanie się do szpitala. Maciek prawie zasnął w foteliku, ale wyciągnęła go i z synem na rękach przeszła do wejścia szpitalnego.

- Dzień dobry, Alicja Grabowska, jestem żoną Kuby Grabowskiego... - zaczęła przestawiać się na recepcji, ale pielęgniarka zbyła ją ręką, pokazując, że rozmawia przez telefon.

Ala nie miała pojęcia, w którą stronę ma iść, gdzie jest jej mąż, a nikt nie chciał jej pomóc. Pytała jeszcze dwóch przechodzących pielęgniarzy, ale obaj wzruszyli ramionami i przeszli dalej. Maciek wtulał się w jej ramie, prawie płakał, przecież nie miał pojęcia co się właśnie dzieje, dwuletnie dziecko. Czas, który marnowała na szukanie męża, działał na jej niekorzyść. Coraz mniej czasu na pożegnanie.

- Przepraszam bardzo. Jestem żoną Pana Grabowskiego, proszę mi powiedzieć... - poprosiła jakąś starszą kobietę, licząc, że od takiej staruszki uzyska satysfakcjonującą odpowiedź.

- Ten taki wytatuowany, z wypadku? - dopytała się kobieta, a w sercu dziewczyny aż coś pękło. Nikt nie chciał jej powiedzieć gdzie jest jej mąż, dopiero starsza kobietka się zlitowała.

- Tak, tak.

- Kochana sprawdź OIOM, ciężko z nim było. Na pierwszym piętrze po prawej. - puściła jej oczko i szybko odeszła, bo została zawołana przez jakąś inną kobietę.

Dziewczyna przymknęła oczy i wzięła wielki oddech, cholernie bała się tego co zastanie, nie wiedziała w jakim stanie będzie jej mąż, czy pozwolą jej tam wejść, a co z jej synem? Czy jemu też pozwolą wejść? W jej głowie było wiele pytań, ale cholernie mało odpowiedzi, które tak bardzo chciała usłyszeć.

Wchodząc po tych schodach, przed oczami miała wizję siebie idącej do ołtarza, siebie i Kuby podczas pierwszego tańca. Przypomniała sobie swój poród, jak Grabowski dzielnie jej towarzyszył, mimo swojego strachu. Rozmowa na Dominikanie, zapłakany Kuba, który walczył o serce swojej mamy, zagubiony podczas koncertu w Białymstoku. Uradowany, gdy pozwoliła mu na coś więcej, gdy straciła pamięć. W takim chłopaku się zakochała, takiego sobie wybrała i całe szczęście, on wybrał ją. Wszystko straciła po jego zdradzie, ale gdzieś była jeszcze iskierka nadziei. Teraz ta nadzieja kompletnie pękała, przecież on umierał.

Pod OIOMEM spotkała niemiłe spojrzenia pielęgniarek, które jednoznacznie mówiły, że Maciek nie może tam wejść. Dziewczyna wyjaśniła, że idzie do taty, który umiera, a chłopaczek się rozpłakał w tamtym momencie, zupełnie jakby wiedział co to jest śmierć i z czym się wiąże. Dopiero na widok zapłakanych tęczówek chłopca, pielęgniarki ustąpiły, ale ubrały mu na buźkę maseczkę.

- Alicja! - od razu po przekroczeniu progu oddziału intensywnej terapii, w jej ramiona rzuciła się teściowa, która nie wiedzieć jak, była już na miejscu.

- Mamo. - odstawiła na podłogę chłopca, który od razu pobiegł do swojej ulubionej cioci, która pocieszała wuja Macia, a Alicja mogła się wtulić w ramiona swojej teściowej, w których chociaż minimalnie czuła się bezpiecznie. - Co z nim? - zapytała po chwili, ocierając łzy i odsuwając się od kobiety.

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz