|6| Rozdział 144. Chcę zostać sam

1K 77 40
                                    


Kuba wylatywał chwilę po 21, więc mieliśmy większość dnia, żeby spędzić razem czas. 
Wczoraj powiedziałam mu, że nie przeszkadza mi jego podróż, ale w głębi duszy czułam takie rozczarowanie. Pierwszy raz zostawałam sama z dzieciakami, domem i pracą. Jeszcze nie miałam pojęcia jak sobie poradzę, dodatkowo dochodził fakt, że nie chciałam prosić o pomoc teściowej czy mojej mamy, bo doskonale wiedziałam jak to się kończy... 

Od samego rana pomagałam spakować się Grabowskiemu, z uśmiechem na twarzy podawałam mu kolejne rzeczy, prasowałam gacie i przyjmowałam do siebie wszystkie jego obawy dotyczące podróży. Nawet nie wybuchałam na jego rozdrażniony nastrój i fakt, że gdyby mógł to by mnie rozszarpał. Od piątej rano był tak cholernie wkurwiający, ale przymykałam na to oko, twierdząc, że za chwilę wyjedzie i wróci za 10 dni, może w lepszym humorze. 

Uśmiechałam się, byłam niby zadowolona, ale serce mnie cholernie bolało. Nie chciałam, żeby mnie zostawiał, nie w takim czasie, gdy mi samej było ciężko pogodzić się ze wszystkim co ma miejsce, z jego płytą i tymi ciągłymi zmianami nastroju. 

- No nareszcie, nie masz żadnego wyczucia czasu. - syknął w moim kierunku mąż, gdy pojawiłam się w progu z siatami pełnymi zakupów. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, ale ten od razu wcisnął mi Hanię na ręce, nawet nie patrząc na to, że w drugim ręku trzymam zgrzewkę wody. 

- A tym razem chodzi Ci o? - zapytałam, odstawiając wodę na podłogę. 

- Dobrze wiesz, że dziś wylatuję, to zostawiasz mnie z dwójką dzieci i wychodzisz sobie na zakupki. - warknął, wymachując rękami. 

Chciałam coś powiedzieć, fuknąć na męża i zawinąć się pod kołdrę, wypłakując w poduszkę łzy bezsilności, ale miałam pod opieką dwójkę dzieci, które na pewno nie powinny słuchać kłótni swoich rodziców, a już na pewno nie powinny pozostawać bez opieki. 

Przymknęłam powieki i próbowałam odgonić zbierające się pod nimi łzy. Nie mogłam się popłakać przy moim prawie trzyletnim synu, który rozumie więcej niż wydaje się wszystkim wkoło. Przybrałam uśmiech na usta i przeszłam z córką do kuchni, wypakowując zakupy. 

Chwilę po 14 skończyłam robić obiad i udało mi się położyć na drzemkę Hanię. Wystawiłam wózek z córką na balkon, a sama zajęłam się zabawą z synem, bo jemu też musiałam poświęcić sporą ilość uwagi. 
W trakcie budowania kolejnego domku z lego, zjedliśmy obiad i obejrzeliśmy kolejną bajkę. 
Udało mi się zmęczyć Maćka i chwilę po 15 zaniosłam go do pokoju na górze, w którym położyłam syna do łóżeczka. 

Przez cały ten czas Kuba nawet na chwilę nie wyszedł ze swojego biura. Sama nawet nie wiedziałam co powinnam o tym myśleć, po prostu zszedł mi z oczu, ale to może i dobrze, nie denerwowałam się, wysłuchując kolejnych problemów męża. 

- Co? - warknął sucho, gdy zapukałam do drzwi. Już wtedy przeszła mi chęć wchodzenia do tego pokoju, ale jak powiedziało się a, to trzeba powiedzieć też b. Kliknęłam na klamkę i wstawiłam głowę między futrynę, a drzwi. 

- Zrobiłam obiad. - powiedziałam spokojnie, obserwując plecy męża, gdy ten siedział przodem do swojego biurka i coś szperał w laptopie. 

- Nie będę jadł. - odparł. 

- Czeka Cię długi lot, będziesz brał xanax, musisz coś zjeść. - stwierdziłam, wręcz prosząc męża, żeby skusił się na mój makaron z truskawkami. 

- Zjem w samolocie, a teraz mnie zostaw.  - i kolejna szpilka przebiła moje serce, sprawiając, że rozłamało się na setki kawałków. 

- Znowu mnie zdradziłeś? - prychnęłam, wchodząc do pokoju. Stanęłam tyłem do biurka, tak żeby móc obserwować twarz męża. Moje pytanie wyszło całkowicie niespodziewanie, ale właśnie takie myśli krążyły po mojej głowie, bo inaczej nie umiałam uzasadnić zachowania Kuby. 

- Słucham? - zmarszczył swoje kruczoczarne brwi i popatrzył na mnie z po wątpieniem wypisanym na twarzy. 

- Tak się zachowujesz. Od kilku dni zmieniasz swoje nastawienie względem mnie, raz niby kochany mąż, jak Ty bardzo mnie kochasz, później drzesz się na mnie za przedszkole syna, naraz akceptujesz ten fakt i kochasz się ze mną, a podczas silnego orgazmu płaczesz. Nie pytałam o co chodzi, wiedziałam, że sam mi kiedyś powiesz, ale po dzisiejszym dniu mam wątpliwości. Wyszłam na zakupy, bo zostaję sama z dwójką dzieci w domu i nie będę miała możliwości na zrobienie większych zakupów. Już nie wspominam o tym, że to ty powinieneś się tym zamartwić, jechać ze mną do tego sklepu i zapewnić nam jakieś jedzenie na ten czas, a przynajmniej wodę, której sama nie wtarmoszę do domu. - rozłożyłam bezradnie ręce i podskoczyłam by usiąść na biurko. - Co się z Tobą dzieje? Nie radzisz sobie z czymś, nie chcesz mi powiedzieć, zaakceptowałam, choć przyszło to ciężko. Ale mógłbyś chociaż nie dolewać oliwy do ognia w naszym związku. 

- Zrobiłaś mi cholerne świństwo, nie powiedziałaś o nim, a teraz czepiasz się, że nie pojechałem na zakupy? Jesteś zabawna, żono. - ostatnie słowo wypowiedział z taką kpiną na ustach, że przeszły mnie ciarki po kręgosłupie. 
Przez chwilę milczałam, ślepo wpatrując się w profil męża, jakby szukając odpowiedzi na jego słowa, ale nic nie przychodziło mi na myśl. 

- Jakie świństwo? - zapytałam, przełykając gulę w gardle. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, ale jeszcze nie wiedziałam za co. 

- Nie przedłużyłaś kontraktu Szwarcowi. - odparł sucho, wgapiając się w ekran monitora. 

Popatrzyłam na męża z niezrozumieniem i zdziwieniem wypisanym na twarzy. Chciałam się wręcz śmiać baranim głosem, bo miałam wrażenie, że sobie robi ze mnie jaja. 

- Słucham? - pisnęłam wkurzona. - Przecież o tym rozmawialiśmy, sam powiedziałeś, że raczej czas zakończyć współpracę. 

- Nie mówiłem, że na 100% to zrobię. - warknął. - A teraz nie mam wyboru, bo kolesia przyciągnęła inna wytwórnia i pożegnałem się z naprawdę dobrym muzykiem. Dziękuję żono. - uśmiechnął się niechlubnie i wstał z krzesła, otwierając mi drzwi od biura. - Chcę zostać sam. - skinął głową na drewnianą powłokę i z wyczekiwaniem spojrzał na mnie. 

Wyszłam z tego pomieszczenia, bo nic innego do zrobienia nie miałam. 
Nawet mi się nie śniło, żeby przepraszać Kubę za to co zrobiłam, bo nie widzę w tym swojej winy, ale wielki Pan się na mnie obraził. Trudno. 

Tak naprawdę to całe QQ było na moich barkach, zarządzałam tam wszystkim. Od muzyki, przez sklep do firmy, oczywiście dochodziła do tego fundacja. Miałam rozeznanie w zasięgach twórców i doskonale wiedziałam, że Szwarcowi idzie najgorzej, poza tym i tak mieliśmy rozwiązywać kontrakt, więc ułatwiłam to nam i rozwiązałam z naszej winy. Wydawało mi się, że Kuba nie jest do końca zadowolony ze współpracy, zresztą sam wspominał, że czas się z nim pożegnać. To się pożegnaliśmy. 

On tą decyzję odwlekałby w czasie, przeciągał i w końcu nic by nie wyszło, a Szwarc blokował by miejsce dla innego, może bardziej ambitnego twórcy. 
Nie czułam się winna, bo wiedziałam, że dobrze zrobiłam. Poza tym kontaktowałam się w tej sprawie z kilkoma osobami i poparły moją decyzję, więc ja miałam czyste sumienie. 
A jak Grabowskiemu coś nie pasowało, to mógł nie odpisywać mi udziałów, wtedy nie byłoby problemów. 

O 18 mieliśmy wyjechać na lotnisko, żeby pożegnać Kubę i chłopaków, a ja mogłabym się zorientować z kim w końcu leci. Jednak nie miałam najmniejszej ochoty tam jechać, nie widziało mi się żegnanie z nim, skoro od kilku godzin omijał mnie jak powietrze... Sam sobie wybrał taki los, więc ja nie miałam podstaw do tego, żeby zmieniać swoje zachowanie i jeszcze może przepraszać za to że żyję. Bez przesady. 

- Chciałbym, żebyście pojechali na te lotnisko. - usłyszałam w końcu, gdy stałam w kuchni, zmywając naczynia. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na męża z rozbawieniem na twarzy. 

- O czyli jednak umiesz mówić? Myślałam, że odebrali ci mowę... - rozbawiona wycierałam ręce w szmatkę, patrząc na męża. Całość sytuacji przerwała Hanka, która siedziała w krzesełku obok i zaczęła czkać. - Wybacz, muszę nakarmić córkę. - zbyłam go i zabrałam córeczkę do salonu, żeby dać jej cycka. 

- Pojedziesz? Nie chcę zamawiać taksówki, ani zostawiać auta na lotnisku. - drążył mężczyzna, stając w progu pomieszczenia. 

- A, czyli mam robić za Twoją taksówkę? -prychnęłam, układając dziewczynkę do jedzenia. - Pojadę, bo chcę się pożegnać z chłopakami i w ten sposób Maciek może zrozumie, że tata sobie gdzieś jedzie. 

- Dziękuję. 

No i tak jak obiecałam, tak też zrobiłam. Wpakowałam dzieci w foteliki, sama zajęłam miejsce kierowcy i całą rodziną ruszyliśmy na lotnisko Chopina, żeby pożegnać naszych bliskich, którzy wyjeżdżali w kolejną podróż. 
Wcześniej, gdy Kuba wylatywał do Jordanii, Ameryki Południowej, czułam taką niemoc, jakby świat się kończył. Nawet dziś rano miałam takie poczucie. Ale teraz, gdy dał mi do zrozumienia, że jest obrażony na mnie, bo niby zrobiłam coś wbrew jego woli, nie czuję w zasadzie nic. Świat się nie kończy, bo zostają ze mną dwa skrzaty, które są całym moim światkiem. 

- Tam są. - odezwałam się, gdy weszliśmy na halę odlotów i próbowaliśmy zlokalizować resztę ekipy. Mąż skinął głową i bez słowa udaliśmy się w kierunku ekipy, z którą zaczęliśmy się witać. 

- Gdzie lecisz tatusiu? - zapytał synek, gdy Grabowski kucnął obok niego, żeby się pożegnać. 

- Lecę zwiedzić trochę świata. - odparł, uśmiechając się do syna i potargał mu włosy. 

- A kiedy mnie zabierzesz ze sobą? 

- Jak zobaczę, że jest tam bezpiecznie i nie czyhają na ciebie żadne zła, dobrze? 

- A zabierzemy mamusie i Hanie? 

- Oczywiście, że zabierzemy. Następnym razem będziemy już latać razem, umowa? - wyciągnął swój mały palec, żeby obiecać synkowi. 

- A nie będziesz się już gniewał na mamusie? - zapytał chłopiec, spoglądając na Kubę maślanymi oczkami. Serce mi pękało. 

- Pomyślimy nad tym. - uśmiechnął się słabo i ucałował syna w czubek główki. - Dbaj o siostrzyczkę, okej? 

- Zawsze. - maluch przybrał poważną minę i zasalutował ojcu. 

- Wracajcie bezpiecznie. - poprosiłam Krzycha, gdy stanął blisko mnie. - Czuję, że dzieje się coś złego, mniej na niego oko. 

- Jasne, obiecuję nie spuszczać go ze smyczy. - szwagier puścił mi oczko i poszedł żegnać się ze swoją żoną. 
Wyglądali tak słodko, ona wtulona w jego ciało, on nie widzący poza nią świata. 

- Wracam za dziesięć dni... - z rozmyśleń nad wspaniałością związku siostry, wyrwał mnie głos Kuby. 

- Super. - westchnęłam, odwracając spojrzenie na niego. Mężczyzna skinął głową i zarzucił plecak na ramię, odszedł za swoim bratem w kierunku bramek, machając jeszcze synowi. 

Polecieli... 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz