|5| Rozdział 119. Powinnaś wreszcie o niego zawalczyć

1.2K 102 117
                                    


Z Paryża wróciliśmy w poniedziałek wieczorem. Spędziliśmy jeszcze pół dnia razem, a na lotnisku każdy z nas poszedł w własną stronę. I właśnie wtedy zrobiło mi się tak dziwnie pusto, nienaturalnie. Spędziłam z Kubą prawie trzy dni, a tak się przyzwyczaiłam do jego obecności, że było mi cholernie dziwnie przebywać samotnie w mieszkaniu. Jeszcze nie było Maćka, ponieważ ten bawił się u babci Eli w Ciechanowie. 

Ten wyjazd wprawił mnie w takiego doła psychicznego, a raczej to co działo się w mojej głowie po nim, że od razu na wtorek umówiłam się do swojego psychologa, który całe szczęście miał chwilę żeby mnie przyjąć. 

- Cześć, słuchaj dziś mam ważną sprawę do załatwienia na mieście, mógłbyś jechać sam po Maćka? - zapytałam od razu, gdy w telefonie rozbrzmiało się "Grabowski słucham". Kuba jakby chwilę się zastanawiał i cicho westchnął. 

- Myślałem, że pojedziemy po niego razem i spędzimy dzień w Ciechanowie. - odparł nieco zdezorientowany. 

- Nie mam ochoty jechać do Ciechanowa żeby tam zostawać na jakiś czas. - stwierdziłam bez ogródek. - Jedź po niego sam, a jak chcesz to możecie zostać na noc. 

Już nie chciałam się sprzeczać, że ma dziś koniecznie wrócić z synem, chociaż zależało mi, żeby Maciek pojawił się w mieszkaniu. Czułam się tutaj tak nieswojo i dziwnie. 
A do Ciechanowa nie chciałam jechać, nie poradziłabym sobie z nienawiścią teściowej. Chociaż sama nie mam pojęcia czy takowa jest, rozmawiała ze mną normalnie, ale kto wie czy nikt z ekipy nie przekręcił jej na swoją stronę. 

- Jedź ze mną, proszę. - poprosił jeszcze raz, z tonu jego głosu wiedziałam, że zależy mu na tym. 

- Kuba jestem umówiona do psychologa dziś, a później mam spotkanie z Wojtkiem. - wytłumaczyłam spokojnie, przerzucając swoje kartki od lekarza. 

- Wiedziałem. - odparł po chwili i mogłam się założyć, że kiwa głową. - Mam nadzieję, że kiedyś będę znowu ważniejszy od Koziary. - dodał jeszcze, czym zdecydowanie zagotował we mnie krew. 

- Grabowski! - krzyknęłam, ale nie było mi dane dodać nic więcej, ponieważ w słuchawce pozostał dźwięk zakończonego połączenia. 

Jak tu być poważnym, chcieć dobrze dla kogoś, jak nawet przyjaźnić  się nie mogę z Wojtkiem, bo zaraz sprawia to problemy. 

Przez chwilę jeszcze próbowałam zadzwonić do Kuby, ale ten wyłączył telefon i wtedy poczułam się jak w prawdziwym przedszkolu. Takim, do którego mój syn niedługo pomaszeruje. Zachowywał się jak dziecko, które nie dostało zabawki, ale byłam świadoma, że sama też tak czasem robiłam. 

- Znowu spięcie? - zainteresował się Wojtek, który wszedł do mojego biura, gdy tylko odrzuciłam telefon na blat biurka. Odwróciłam głowę w jego stronę i kiwnęłam głową z kwaśną miną. }

- To już chyba nikogo nie powinno dziwić. - westchnęłam, siadając na fotelu. - A Ty miałeś jakieś nieprzyjemności w tym czasie? - zainteresowałam się, przerzucając dokumenty. - W sensie wiesz, ze strony chłopaków. 

- Ala dajmy temu spokój. - zbył temat, ale ja nie miałam zamiaru chować tego pod dywan. 

- Wojtek to nie jest normalne. Co tym razem? - poprawiłam się na krześle i przetarłam czoło, spoglądając na mężczyznę przede mną. 

- Oj weź, mieli jakieś przytyki, że z mężem poleciałaś, a kochanka nie wzięłaś ze sobą. Przymknijmy na to oko. - machnął ręką, pokazując mi kolejne notatki dotyczące sprzedaży w ten weekend. Chciał mi nimi zamydlić oczy, ale nie dałam się. 

- Zostaw mnie samą, proszę. - popatrzyłam w oczy mężczyzny, były pełnie niezrozumienia, ale musiałam zostać sama na jakiś czas. Potrzebowałam tego. 

- Nic pochopnie. - ostrzegł mnie, odrzucił kartki na biurko i wyszedł. 

Naprawdę miałam nadzieję, że moja przemowa w kierunku chłopaków coś da. Ale jak widać nawet nadzieja umiera. Miałam po dziurki w nosie tej sytuacji, wszystkiego było zdecydowanie za dużo, a ja gubiłam się w swoich uczuciach. Z jednej strony cholernie zależało mi na Kubie, a z drugiej coś odpychało. Czułam się jakbym łączyła ze sobą dwa takie same bieguny, a nikt nie chciał przekręcić mojego magnesu w drugą stronę. 

W tamtym momencie działałam pod wpływem emocji, wiedziałam, że będę żałowała, ale to była jedyna opcja żeby spokojnie przeżyć końcówkę swojej ciąży. Oczywiście miałam wątpliwości co do tego skąd wezmę kasę na życie, ale święty spokój ma jednak większą cenę. 

Przysiadłam na krześle przy biurku i włączyłam worda, w którym zaczęłam pisać podanie, które miało nagłówek "Wypowiedzenie umowy o pracę". Jak to mówią, miarka się przebrała, a ja mam dość ciągłego mieszania z błotem. Oczywiście wycofywałam się z pracy w wytwórni, co jak co, ale fundacji zostawić nie mogłam. 

To jak trzęsły mi się ręce podczas pisania tego cholernego wypowiedzenia, to jedna sprawa. To jak biło mi serce, gdy wysyłałam je na maila Kuby, Adama i Krzyśka, których menadżerem byłam, na pocztę Maćka, który zajmował się przesyłkami i pozostałych pracowników; to zupełnie inny temat, a stres sięgał zenitu, gdy kliknęłam te magiczne "wyślij". 

Dopiero po chwili odetchnęłam z ulgą, wiedziałam, że zakończenia tej sytuacji mogą być dwa. Albo panowie się ogarną i porozmawiamy na poważnie, albo na moje miejsce wejdzie inny pracownik, a oni pozostawią to bez echa. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz