|3| Rozdział 47. Brak apetytu?

2.6K 111 30
                                    


Te słowa płynęły z jego ust jak słowotok, a każde jedno sprawiało, że każda kolejna łza opuszczała moje powieki. Maciek nagrywał moją reakcje, mama Kuby mnie przytulała, ale jedyne czego potrzebowałam to jego. Żadne ramiona nie zastąpią tych wytatuowanych, niepowtarzalnych. 

Ta piosenka skończyła się tak szybko, ale z tego co wiedziałam to miało być ich aż 7. 
Siedziałam na tym krześle jak wryta, jeszcze nikt w życiu nie napisał dla mnie piosenki, nikt nie zrobił dla mnie tak wiele jak on. 

W tak krótkim czasie naszego związku sprawił, że na mojej buźce prawie zawsze był uśmiech. Powodował tak skrajne uczucia, jedna osoba wpływała na mnie w ten sposób, że sama nie wiedziałam czy nie wyląduje w psychiatryku. W ciągu jednej chwili potrafiłam na niego nawrzeszczeć za kolejne skarpetki, które były porozwalane po naszej sypialni, a za 10s już przytulał mnie i szeptał tak czułe słówka na ucho, że rozpływałam się, a w moich oczach zbierały się łzy. 

To było tak... Tego się nie dało opisywać do jakich emocji on potrafił mnie doprowadzić. Można to porównać do strzału amora. Z jednej strony boli Cię bo strzała przebija Twoje serce, a z drugiej to kochane bo to Amor, miłość. 

Kolejne piosenki były równie uczuciowe, w każdej był chociaż wers o nas, o jego rodzinie czy ciężkiej przeszłości. Ostatnia była nie do opisania. 

Jej skóra wygląda i pachnie jak Latte Macchiato 

A wzrok na mnie działa jak Mate

To już nie jest normalne, mylę kawę z herbatą  

Przepadłam. Już nawet nie kontrolowałam łez, które wypływały z moich powiek, sama w sumie nie wiedziałam dlaczego płaczę. Te piosenki były cudowne, każda z nich opisywała nas, nasz związek i miłość, którą do siebie żywimy, były pozytywne i wesołe, ale to chyba samo uczucie, że zrobił ktoś coś dla mnie tak na mnie działało. 

Mój ojciec każdego wieczoru mi powtarzał, że nic mi się nie uda, że nic nie osiągnę. Miał rację, nie osiągnęłam żadnego medalu, pucharu czy innego diamentu, ale dostałam najpiękniejszy prezent od losu. Kochającego mężczyznę, który kocha mnie tak samo jak ja go. Szanuje mnie i moje ciało, jest przy mnie kiedy go potrzebuje. Po prostu zdobyłam miłość. 

Kiedy koncert Kuby się zakończył wszyscy zaczęli się rozchodzić spod sceny, Maciek coś tam do mnie mówił, ale ja nie umiałam mu odpowiedzieć, zabrakło mi głosu, odebrało mowę. 

- Pójdziemy do niego, chodź. Potrzebujecie siebie. - Natalia załapała mnie za przedramię i wszyscy opuściliśmy wieżę. 

Droga na Backstage dłużyła się niemiłosiernie, a ja chciałam po prostu się do niego przytulić, poczuć jego oddech i wsłuchać się w bijące serce. Przechodziliśmy przez tłumy ludzi, uwierzcie, że patrzyli się na mnie jak na jakąś wywłokę, podejrzewałam, że mój makijaż, który i tak nie był jakiś arcy mocny, spłynął. 

Dopiero kiedy dotarliśmy do środka budynku odetchnęłam z ulgą, wiedziałam, że nie zostało dużo czasu do spotkania miłości mojego życia, kogoś kto jest najważniejszym mężczyzną na świecie.

- Przebiera się. - Oznajmił nam Adaś, którego minęliśmy na korytarzu. Maciek wskazał mi drzwi do garderoby Que, na których była karteczka z jego nazwą i pokazał kciuka do góry. 

Posłałam im słaby uśmiech i weszłam do środka. Prowadził do niej długi korytarzyk, więc nie widziałam od razu mojego mężczyzny. 

- Przebieram się! - Krzyknął kiedy usłyszał, że ktoś wszedł, ale mnie nie musi się już wstydzić. 

- Widziałam Cię w gorszym stanie. - Odparłam cicho i już po chwili lewitowałam w górze. 

- Przepraszam. - Kuba szepnął na moje ucho i mocno wtulał w swój nagi tors. To właśnie tego potrzebowałam, przytulenia i oddechu na moim karku. 

- Za co mnie przepraszasz? To ja Ci dziękuję. Skarbie jeszcze nikt w życiu nie zrobił dla mnie czegoś tak wspaniałego, to było cudowne. - Wyszeptałam na jego ucho i zamknęłam nasze wargi w czułym pocałunku, przepełnionym emocjami, które nami szarpały. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz