|2| Rozdział 33. Żegnaj Kuba...

2.9K 145 66
                                    

Prawie calutką noc przepłakałam, dopiero nad ranem zasnęłam, ale też nie na długo. Próbowałam jakoś pozbierać swoje myśli, zrozumieć postępowanie Kuby, ale doszłam do wielu wniosków. Obudziłam się, przetarłam swoją twarz, ale kiedy zerknęłam na nasze wspólne zdjęcie w gościnnym, w moich oczach ponownie pojawiły się łzy. Otworzyłam drzwi od pokoju, a  ku mojemu zdziwieniu, na podłodze spał Kuba, leżał na poduszce i nie był niczym przykryty. Od razu coś mnie ukuło w serduszku.

- Co ty odpierdalasz? Wstawaj, Kuba wstawaj.  - Ukucnęłam przy nim i zacząłem go budzić, klepać po policzku i drapać za uchem, zawsze tak udawało mi się go wybudzać. 

- Csii - Przebudził się i na jego twarzy od razu zobaczyłam promienny uśmiech. - Wyszłaś, ja przepraszam... 

- Daruj sobie. - Machnęłam ręką, zbywając go. - Przecież dobrze wiesz, że przez plecy nie możesz spać na podłodze. Jesteś cholernie nieodpowiedzialny. - Prychnęłam i wstałam. 

- Plecy nie są ważne. - Również wstał i podszedł blisko mnie, od razu odsunęłam się o krok do tyłu. - Ty jesteś najważniejsza. 

- Tak? To ciekawe jak będziesz chodził, po tych Stanach, z bolącymi plecami. - Warknęłam i zeszłam do kuchni. Nie chciałam kontynuować tej rozmowy. 

Zrobiłam nam śniadanie, bo doszłam do wniosku, że skoro to mają być ostatnie dwa tygodnie naszego wspólnego życia, to musimy je spędzić miło. Musimy jakoś zapamiętać ostatnie, wspólne chwile. 

- Smacznego. - Położyłam talerz z goframi przed chłopakiem i usiadłam obok, z uśmiechem zaczęłam pałaszować śniadanko. 

- Wiem, że jesteś zła...

- Daj spokój. - Przerwałam mu. - Chcę aby to były dwa najpiękniejsze tygodnie naszego życia. Ostanie wspólne tygodnie...

- Przecież wrócę, będę pod telefonem...

- Daj spokój. - _Przerwałam mu ponownie.  - Dobrze wiesz, że to będzie bez sensu. Poznasz zaraz jakąś amerykankę, czy inną Brazylijkę i tyle będzie z naszej miłości... Nie mam zamiaru stawać Ci na drodze do szczęścia, a sama nie chce mieć z tyłu głowy, że mam chłopaka i nie mogę zrobić czegoś szalonego, patrząc na odpowiedzialność związaną z Tobą. To bez sensu. 

- Nie mów tak. - Przełknął głośno ślinę i wpatrywał się smutno w moje oczy, szukając,  w nich zrozumienia? 

- Inaczej. Nie chcę być z Tobą, gdy wylecisz. To za duża odpowiedzialność, której na siebie nie wezmę, więc nawet nie próbuj mnie zmuszać, prosić o zmianę zdania. 

Kilka dni spędziliśmy w łóżku. Kompletnie z niego nie wychodziliśmy, chyba, że po jedzenie albo do łazienki. Ciekawe co będzie jak okaże się, że będę w ciąży. O nie, nie wypluj!
Pierwszy i drugi dzień świąt został przez nas olany, wszyscy bawili się w Ciechanowie, w hotelu mojej mamy, ale my zostaliśmy w Warszawie, razem.  

W sylwestra chłopacy zorganizowali ostatnią imprezę, dowiedziałam się, że Maciek jedzie tylko na cztery miesiące, Wojtek wcale, a Krzysiek będzie latał w tę i z powrotem między Polską, a USA. 

Sylwester był pięknym dniem, oczywiście jak na nas przystało w ostatnich dniach, obudziliśmy się po 12.00, jeszcze chwilę spędziliśmy w łóżku, nie tracąc czasu. 
Później udaliśmy się na wspólną kolację, na której nie szczędziliśmy sobie czułości, nawet nie zwracaliśmy uwagi na otoczenie, liczyliśmy się tylko my. 
Wieczorem na imprezie było trochę łez, dałam do zrozumienia wszystkim, że rozstaję się z Grabowskim, ale ani mi, ani jemu nie chciało chyba to dojść do głowy. O północy zamknęliśmy się w szczelnym uścisku i namiętnym pocałunku. 
Mówią, że jaki Sylwester i Nowy Rok, taki cały rok. No właśnie, chyba nie w tym przypadku. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz