Rozdział 10. Chodź, musimy pogadać

4.1K 166 32
                                    

Przebudziłam się nad ranem. Dzięki otwartemu oknu, mogłam wsłuchiwać się w szum fal, ponieważ nasz hotel leżał nad samym Oceanem Atlantyckim. Widok z tarasu zapierał dech w piersiach. Aż się chciało więcej i więcej. Ale wpierw trzeba było stawić czoła rzeczywistości.  Westchnęłam głośno na wspomnienie wczorajszej imprezy, nawet nie wiedziałam jak to się stało, że jestem w pokoju hotelowym, więc nerwowo sprawdziłam czy mam bieliznę.

- Spoko, tego już nie zdejmowałem. - Usłyszałam ochrypnięty głos zielonookiego i szybko odwróciłam się w jego stronę. Kuba leżał wsparty na lewym ręku i przyglądał się mojemu zakłopotaniu. 

- Co? - Jeszcze raz sprawdziłam swój ubiór. - To nie ja sama..? Myślałam, że Maciek mi pomógł czy coś...- westchnęłam ciszej, drapiąc się po głowie przez moje zakłopotanie. Ponownie dałam się ponieść, a obiecałam sobie! Jak zwykle.  

- Nie byłaś w stanie. - Westchnął, przecierając twarz dłonią. - Maciek zresztą też nie był. Krzysiek przyprowadził Cię do pokoju, a Maciejką zajął się Adam, bo on nie był w stanie iść sam. - wyjaśnił mi, streszczając ostatnią część naszego wspólnego wieczora. -  Wiesz, że nie możesz tak często sięgać po narkotyki? Rozwali Ci to organizm i uzależnisz się. Może nie jestem najlepszym materiałem na radzenie w tych sprawach, ale mówię o własnym doświadczeniu. - pouczył mnie ojcowskim tonem, taksując uważnie wzrokiem. 

Doskonale zdawałam sobie sprawę z problemu Kuby.  Wiedziałam, że w przeszłości często sięgał po narkotyki, co nie podobało się jego mamie, wręcz doprowadzało ją do szału. Nic dziwnego, kto chciałby obserwować jak jego własne dziecko schodzi na psy i wyprzedaje cały dobytek? Maciek odwiedzał areszt kilka razy z tego powodu, zawsze się jakoś tam karaskał, ale mieszkańcy Ciechanowa wiedzieli jaką rodziną byli Grabowscy i co się sprzedawało pod ladą u Grabusa.  Może to dlatego Kuba nie lubi przebywać w domu rodzinnym, kto chciałby spacerować ulicą i słyszeć szept starszych babć, które tylko widzą życie poza swoim czubkiem nosa. 

Sama z doświadczenia wiedziałam, że bycie na językach ludzi nie jest niczym przyjemnym. Większość mieszkańców na moim osiedlu, zdawała sobie sprawę z tego, że w moim domu nie bywało za kolorowo, gdy szłam ulicą często słyszałam szept tych plociuch, nie było to przyjemne, a na pewno nie dla 12 letniego dziecka.

- Przysięgam, że zrobię coś temu Maćkowi. - mruknęłam, odrzucając kołdrę. -  Dzięki za świetne rady, wujaszku. Moim zdaniem nie powinno interesować Cię moje życie, ale wezmę do serca Twoje cenne porady.  - Puściłam oczko chłopakowi, ściągnęłam z fotela swój szlafrok, którym się okryłam. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ogarnęłam włosy. Po chwili opuściłam toaletę, w pokoju nie było nikogo, dlatego zeszłam na śniadanie.

- Cześć. - Uśmiechnęłam się siadając do stolika ekipy. Dałam soczystego buziaka w policzek Maćkowi. - Jak impreza? Czemu nie byłeś w pokoju? - Zerknęłam na chłopaka smarując kromkę chleba dżemem. 

- Lepiej ty opowiedz jak noc po imprezie. Que się Tobą zajął? - roześmiał się Krzysztof, poruszając wymownie brwiami. 

- Umm no chyba tak, dzięki, że mnie do pokoju odprowadziłeś. Nie pamiętam nic co się działo, musiał to być mocny towar, za mocny. - stwierdziłam nieco speszona, miałam wrażenie, że się trochę zagubiłam. Wcześniej sięgałam po narkotyki, ale nie z taką częstotliwością jak teraz, może to złe myślenie, jednak kobiecie nie przystoi ćpać.   

- Nie dziwię się,  Maciuś zaszalał tym razem, całą do hotelu drogę przeżywałaś jak ty z tym popierdolonym, zarozumialcem spędzisz noc, jak śpi..

- Stop, stop. Zamknij się Krzysiu. - Przerwałam mu, chcąc zakończyć słowotok tych epitetów, które padały z jego ust, w kierunku mojego współlokatora. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz