|6| Rozdział 174A. Tata jest teraz taki inny

822 68 10
                                    

Nie spodziewałam się, że po naszej szczerej rozmowie, będziemy lądowali sobie w ramionach. Ale miałam nadzieję, że będzie żyło się nam łatwiej. Chciałam, byśmy wreszcie wrócili do tej normalności, chociaż na czas, który został Kubie w kraju przed długim wyjazdem do Szwecji. A zbliżał się on szybko, ale to dobrze, cieszyłam się z tego. Poniekąd, spadał mi ciężar z serca, przestawałam pełnić nad nim opiekę, a ten wyjeżdżał do innego kraju, w którym walczył o swoje zdrowie i była szansa, że wróci do mnie w pozycji wyprostowanej. Na to liczyłam. 

Imponował mi swoją siłą i wytrwałością. Już w czasie koncertu na Torwarze, zobowiązał się do walki dla samego siebie, ale byłam wręcz przekonana, że to bujda, palcem po wodzie pisana. Rzeczywistość okazała się inna, a mój mąż faktycznie podjął się walki i mimo wszystko, zdecydował na wyjazd, który mógł zmienić całe nasze dotychczasowe życie. Tak, bo poniekąd niby wrócilibyśmy do normalności. Może, gdyby stanął na nogi, zagrałby zaległą trasę koncertową, wrócił do pracy w wytwórni, wrócił do mnie. Normalność, prawda? Ale on był bogatszy w doświadczenie, które odciśnie piętno na jego psychice. I to była podstawa, a przede wszystkim powód, dla którego nasza normalność, normalnością nigdy nie będzie.

Ale nie chciałam wracać do tego co było. Jak pisała poetka, nie ma dwóch tych samych spojrzeń w oczy i ja nigdy nie popatrzę na mojego męża, tak jak wcześniej. Po tym wszystkim będę widziała w nim swój ideał, ale dziesięć razy silniejszy i dziesięć razy ważniejszy dla mnie samej. Bo Kuba swoją walką i determinacją pokazał, że ograniczenia są tylko w naszych głowach.
I może trochę przesadzam, bo za kolorowo nie mieliśmy, swoim nieszczęściem ranił innych, ale o tym się już nie pamięta. Wspomina się tylko dobre chwilę, a te w których leżał plackiem na łóżku, albo powiadał o swoim końcu, to przeszłość. Ostatecznie podniósł się i postanowił iść dalej, pod prąd.

– Maciek chodź do mamy. – przywołałam do siebie syna. Od naszego kryzysu, kolejnego z resztą, minęło kilka dni. Przerwałam magiczne wakacje dzieci u dziadków i ściągnęłam je do Warszawy, wiedząc, że ostatnie chwile z maluchami, będą ważne dla Kuby. Mimo wszystko.

– Kiedy Hania wstanie? – zapytał, stając na palcach, by zobaczyć co kroje na blacie w kuchni. Oczekiwał jak zbawienia, przebudzenia siostry, bo obiecałam mu, że po drzemce dziewczynki, pójdziemy na spacer do parku. Z tatą. Był wniebowzięty i nie mógł się doczekać, aż będzie mógł dumnie kroczyć obok wózka ojca.

– Śpi dopiero dwadzieścia minut. – stwierdziłam, wrzucając pokrojone ziemniaki do garnka. – Tata też zasnął? – dopytałam, wiedząc, że syn spędzał z nim ostatnie chwile i wspólnie czytali bajki, czy układali klocki w sypialni Kuby. 

– Tak, czytał bajkę i zasnął. – wyjaśnił mi syn. Pozostałam ostatnią osobą, która mogła dać mu jakąś uwagę, więc podniosłam go i usadziłam na blacie, pozwalając by wrzucał pokrojone kawałki warzywa do garnka. – Tata jest teraz taki inny. – zdziwił mnie swoimi słowami. 

– Jak to inny? – nie do końca widziałam o czym mówi, milczał przez chwilę, więc zdziwił mnie, gdy rozpoczął ze mną rozmowę i to o ojcu. Odłożyłam nóż i wytarłam ręce w ręcznik obok, czekając aż syn dokończy swoją myśl. Chciałam mu pokazać, że będę z nim kontynuowała rozmowę, poświęcając mu swoją uwagę. 

– Wesoły.

I w tamtym momencie zakuło mnie serduszko, a oczy zapiekły. Miałam tak mądre dziecko, a sama do końca nie zdawałam sobie z tego sprawy. Oczywiście, miałam pojęcie, że dzieci są mądre i widzą co dzieje się dookoła, ale nie sądziłam, że aż tak i aż tak widzą wszystko. Maciek wcześniej dawał mi powody, którymi jasno komunikował brak ojca, jednak nie myślałam, że odczuwa to aż tak. Prawdą były jego słowa, Grabowski był nieco weselszy, poświęcał mu z pewnością więcej czasu, niż wcześniej, jednak ta zmiana nie była tak zauważalna, jak mogło się wydawać. Syn zauważył, czym utwierdził mnie w przekonaniu, że jemu przeszkadzała i wadziła mentalna nieobecność taty. Potrzebował go, bo w końcu każdy dzieciak potrzebuje obojga rodziców, a nie tylko mamy od święta i babci na co dzień. 

Wspólnie ugotowaliśmy zupę, Maciek pobiegł obudzić Kubę na obiad i później zjedliśmy przy stole posiłek. Rozmawialiśmy, dużo tłumaczyliśmy przez cały czas, opowiadaliśmy o tym dlaczego taty nie będzie. Poniekąd rozumiał, miałam takie wrażenie, że gdzieś w tej swojej główce już układał fakty, tak jak sam je rozumował i to było dla mnie ważne. Bo zdawałam sobie sprawę, że tęsknota będzie wielka, płacz po nocach i niekiedy sny z główną rolą ojca, ale tak być musiało. On nie wylatywał na wakacje, a do ciężkiej pracy fizycznej, która miała zagwarantować nam lepsze życie w przyszłości. 

–  Patrz, tam jest wiewiórka, dasz jej orzeszka? – Kuba wygrzebał z torebki orzechy, które kupiłam specjalnie na ten spacer, wiedząc, że w warszawskich łazienkach będzie pełno rudych szczurków i z pewnością syn wyrazi chęć ich nakarmienia.  – Tak delikatnie synku, kucnij a ona sama do Ciebie przyjdzie, jak nie będziesz się gwałtownie ruszał. - tłumaczył Maćkowi i sam podjechał bliżej, układając orzecha na rączce chłopca, bo ten zamknął ją, żeby nie wypadła mu zawartość, a wiewiórki nie mogły wyczuć co on tam ma. 

– Wzięła! Mamo wzięła ode mnie! – pisnął szczęśliwie, gdy zwierzak skradł się i zabrał orzeszka od niego, szybko uciekając na drzewo. Był taki rozradowany, taki szczęśliwy, jaki nie był dawno. Podbiegł do wózka Hani i dał jej buziaka, ciesząc się i piszcząc z radości, którą odkryła w nim mała wiewióreczka. 

– Super kochanie, też się cieszę. – uśmiechnęłam się, gdy przytulił moją nogę i ucałował w udo. Ściągnęłam czapkę chłopca, bo nieco się spocił i położyłam ją na daszku wózka, czochrając włosy syna. – To spróbuj jeszcze raz. 

I tym sposobem w parku spędziliśmy jeszcze kilka dobrych chwil. Maciek radował się, gdy kolejne zwierzaki zabierały od niego owoce. Kuba dzielnie pokonywał parkowe wertepy, wjeżdżając na trawę za synem. Chciał mu dorównać, nie dać odczuć, że jest inaczej, niż było, gdy mógł za nim biegać. Było inaczej i syn z pewnością zdawał sobie z tego sprawę, ale dzielnie czekał na ojca i nie robił niczego samemu, dopiero gdy Grabowski podjeżdżał do niego, działał. Nie wiem, może teoretycznie się bał, a może nie chciał robić tego samemu, a czekać na tatę, który wspierał go i pokazywał coraz to nowe, inne rzeczy, którymi jego klon był zachwycony. We dwóch odkrywali jesień, odkrywali uroki ojcostwa, w którym Kuba radził sobie wyśmienicie,  na wózku, czy bez niego. 

– Mogę spać z tatą? – zapytał mnie synek, gdy wieczorem kładłam go do łóżeczka i już gasiłam lampkę, bo powiedział, że da radę zasnąć sam, a ja mam iść do Hani. Był taki dorosły, samodzielny...

– Jutro kochanie, dziś tata już śpi i nie będziemy mu przeszkadzać, okej? – zapytałam bardzo spokojnie, byłam w stanie przenieść syna do Kuby, ale tą noc chciałam ja spędzić z mężem, stąd nasunęło mi się kłamstwo. 

– No dobrze, idź do Hani mamusiu. – uśmiechnął się blado i przymknął zielone oczka, gdy ucałowałam jego czoło i podrapałam jeszcze skórę głowy. 

– Kocham Cię syneczku, dobranoc. - szepnęłam jeszcze, przymykając drzwi. Maluch pomachał mi, a gdy przymykałam drzwi, mogłam usłyszeć ciche:

– Też Cię kocham mamusiu. 

Najpiękniejsze słowa, które może usłyszeć każda matka, która tą mamą próbuje być. 

Zgodnie z zaleceniem mojego królewicza, przeszłam do pokoju córki, którą położyłam wcześniej, ale Hania się wierciła  i nie miałam pojęcia czy faktycznie zasnęła. Jednak po przekroczeniu progu jej pokoju, ujrzałam uniesioną w górze dupkę i odsłonięte plecy. Spała w najlepsze, utrzymując ciężar ciała na kolanach i przedramionach. Widok był tak słodki, a jej się musiało wygodnie spać, że nie miałam serca by zbudzać dziewczynkę. Nakryłam ją tylko kołdrą i zgasiłam lampkę przy łóżku, uważając by jej nie zbudzić, bo sen miała wyjątkowo płytki i najmniejsze szmery mogły doprowadzić do jej pobudki, a tego nie chciałam.

W kuchni spał też Colin, więc dumna, że po raz kolejny dałam sobie radę sama z czwórką dzieci, przeszłam do pokoju Kuby, w którym miał na mnie czekać, bo on sam na spacerze poprosił mnie, czy mogłabym dziś z nim zasnąć. Chciałam tego, więc jeśli liczył na odmowę, przeliczył się. Weszłam do środka i mój wzrok padł na czytającego Kubę, który tylko się uśmiechnął kącikiem ust i chyba planował doczytać stronę do końca. Stanęłam przy szafie i ściągnęłam swoje ubrania, pozostając w bieliźnie, a on skończył czytać, więc wsunęłam się pod kołdrę, od razu przylegając do boku męża. 

–  Śpią?–   upewnił się, odkładając swoje okulary na szafkę nocną i to samo zrobił z książką. Kiwnęłam głową i ziewnęłam, ukrywając twarz pod jego pachą. Zimnymi opuszkami palców, przebiegłam po jego brzuchu i ścisnęłam dłoń męża, a on splątał nasze palce. 

–  Kocham Cię, wiesz? – zapytałam, spoglądając w jego oczy, a ten pokiwał głową, przyciągając mnie do siebie, swoim ramieniem. Uwielbiałam zasypiać w jego ramionach, w bezpieczeństwie i miłości, którą czułam na kilometr. Nie potrzebowałam nikogo innego. 

 – Kocham Cię. – zapewnił mnie, całując w czółko. Przymknęłam oczy, czując się tak beztrosko. Jakby zupełnie nic się nie wydarzyło, a uprzednie miesiące nie miały wcale miejsca. 

– To nasza przedostatnia wspólna noc. – zauważyłam. 

– Wiem, ale nie ostatnia w całym życiu, jeszcze wiele takich przed nami. 

____________

Odpowiadając na pytania dotyczące Wojtka, będą dwa zakończenia książki. Jedno z literką A, drugie z literką B. Czekajcie cierpliwie 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz