|5| Rozdział 126. Zapomnijmy o tym po prostu

1.3K 92 19
                                    


Z wielkim uśmiechem na ustach wpakowałam się do samochodu, który wypożyczył Kuba, na najbliższe dwa tygodnie, które mamy spędzić na tej cudownej wyspie. 
W momencie, gdy wsiadałam do samolotu w Polsce, podchodziłam pesymistycznie do tego lotu i tych całych wakacji. Jednak po wylądowaniu tutaj, zdanie zmieniło się o 180 stopni, a ja jestem w stanie dziękować Kubie, że namówił mnie na ten wyjazd. 

W przytłaczającej ciszy, która panowała w aucie, dotarliśmy w końcu do naszego hotelu. Tego samego, w którym byliśmy za pierwszym razem, gdy przylecieliśmy po zdaniu mojego licencjatu. Lata temu... 

- Nie ma łóżeczka dla Maćka, dopiero za cztery dni będą mogli nam dostawić. - wyjaśnił Kuba, gdy weszliśmy do pokoju. 

Pomieszczenie nie było za duże. Pod jedną ścianą stały dwa łóżka. Jedno podwójne i pojedyncze. Widziałam, że Grabowski już rozłożył się na pojedynczym, więc domyśliłam się, że to ja będę spała z naszym synem na podwójnym łóżku. Zaraz na wprost drzwi wejściowych były drzwi balkonowe z pięknym widokiem, po ich prawej stronie szafa i biurko, nad którym wisiał telewizor. Warunki wystarczające, nie potrzebowaliśmy luksusów. 

Podeszłam do dużego łóżka, na którym usiadłam, by zaraz opaść bokiem na materac z nogami na podłodze. Podróż wymęczyła mnie i byłam ledwo żywa, ale godzina za wczesna, żebym szła spać, musiałam jakoś wytrzymać do 21 chociaż. 

- Jak chcesz to mogę nam zejść po obiad. Pewnie jesteś zmęczona, ale też głodna. - zaproponował Kuba, ustawiając wózek z Maćkiem na balkonie. Postawił parasolkę, która miała uchronić młodego od słońca i wszedł do pokoju, przysiadając obok mnie na łóżku. 

- Nie, pójdziemy na obiad razem. - stwierdziłam, układając nogi na jego udach. - Jestem zmęczona, ale muszę wytrzymać do 21, inaczej jet lag mnie wykończy. - dodałam, ściągając buty. Mężczyzna mi w tym pomógł i delikatnie masował moje łydki. 

- To idź weź prysznic, może Cię trochę otrzeźwi, a ja w tym czasie wyjmę nasze ubrania z walizek i ogarnę tutaj. 

Tak ja proponował, tak zrobił. Ja zabrałam swoją przewiewną sukienkę, z którą zginęłam za drzwiami łazienki. Kuba w tym czasie ogarniał nasz pokój, w którym mieliśmy spędzić kolejne dni. Razem. 

Te razem trochę mnie przerażało. Bałam się, że nie damy rady wytrzymać ze sobą tylu godzin, bez przerwy. Dawno nie spędzaliśmy czasu razem, aż tyle czasu. Co innego spędzić kilka dni u teściowej, a co innego wyjechać kilka tysięcy poza kraj i tolerować się przez 24 na 7. 

W nieco luźniejszym, a na pewno bardziej przewiewnym, ubraniu zjawiłam się w pomieszczeniu. Kuba leżał na swoim łóżku, jedną rękę miał pod głową, drugą scrollował coś w telefonie. Dopiero, gdy odchrząknęłam, zauważył mnie. 

- Idziemy? - zapytał, odrzucając telefon na bok. Skinęłam głową, odkładając kosmetyczkę na blat biurka. 

- Jak Ty robisz, że wcale nie wyglądasz na zmęczonego? - zapytałam bez przemyślenia, dopiero po chwili dotarło do mnie, to co powiedziałam. 

- Nie biorę. - zaznaczył ostrzej, wychodząc po wózek na balkon. 

- Nie to chciałam powiedzieć. - próbowałam się wybronić, otwierając drzwi od pokoju, by mógł wyjechać bez problemu. Szybko podążył korytarzem, więc musiałam stawiać dwa razy większe kroki, chcąc go dogonić. 

- Ala, ja naprawdę nie biorę. - dodał jeszcze, gdy znaleźliśmy się w windzie. 

I wiem, że niewiele zdałyby się moje tłumaczenia. Jednak prawda była taka, że nawet przez myśl nie przeszło mi, że mógłby brać jakieś uspokajające. Zapytałam jak najbardziej bez żadnych podtekstów. Nawet nieco w żarcie, tak żeby między nami nie było ciszy. 

- Kuba. - zawołałam mężczyznę, który wreszcie na mnie spojrzał. Westchnęłam głośno, odrzucając włosy na jedno ramię. - Pytałam czysto teoretycznie, nawet nie mając na myśli psychotropów. 

- Zapomnijmy o tym po prostu. - zadecydował, wychodząc z windy. 

Bez słowa przytaknęłam na tą propozycję i podążyłam za mężem, który wyszedł przed hotel. Zdziwiłam się dlaczego będziemy jeść poza hotelem, ale wyjaśnił, że ma ochotę na obiad nad basenem, a w hotelu nie ma takich luksusów. 

Odeszliśmy kawałek dalej i po chwili znaleźliśmy się w dobrze mi znanej knajpce, do której chodziliśmy za każdym razem, gdy byliśmy tutaj. Zajęłam miejsce przy stoliku, przystawiając sobie wózek z Maciusiem, który powoli wybudzał się z drzemki. 

- Tak jak zwykle?  - zapytał Kuba, posyłając mi spojrzenie znad menu. 

- Zatęskniłam, więc tak. - skinęłam głową, odkładając kartę na stolik. Doskonale wiedzieliśmy o czym mowa, mieliśmy tutaj takie wybrane danie, które smakowało najlepiej i to właśnie ono zostało zamówione przez naszą dwójkę u kelnera. 

- Pójdziemy na jakiś spacer, a później wracamy do hotelu i idziemy w kimę, widzę jaka jesteś zmęczona. Jutro będziesz nieżywa, a to nie o to chodzi na tych wakacjach. - oznajmił zdecydowanie. Nie chciałam się stawiać. 

I stało się dokładnie tak, jak powiedział. Po sytej obiado-kolacji, wybraliśmy się na spacer, brzegiem morza Kaspijskiego. Nie było jeszcze zachodu słońca, mimo że zachodziło ono tam dość wcześnie, bo kilka chwil po 19 było już ciemno. Jednak na zegarku było dopiero po 17. 

Spacerowaliśmy we trójkę, Kuba prowadził wózek, który ciężko szedł po tej drewnianej kładce, ale jakoś dawał radę. Ja stąpałam obok nich, trzymając w dłoni swoje sandały. Czułam się tak cholernie dobrze, przyjemnie i szczęśliwie. Naprawdę dawno nie miałam takiego momentu, w którym ta pełnia szczęścia przepełniałaby moje wnętrze, tak jak teraz. 

- Eeee srajdek. - zawołałam Maćka, który zadowolony z życia krążył od balkonu do łóżka Kuby, przynosząc mu kamyczki, które wyjmował z doniczki. 

- Nie mów tak. - powiedział, stając przede mną. Zrobił tą swoją smutną minkę, marszcząc brwi i wyłaniając dolną wargę. Ten widok był przesłodki. 

- To chodź się kąpać, proszę od 10 minut. - odparłam, opierając się o futrynę drzwi od łazienki. 

- Tata mnie może kąpać. - stwierdził, układając ręce pod piersią. Ten dzieciak ma niecałe 2 lata, oczywiście. 

- Może, może. - za nim pojawił się Kuba, unosząc do góry i całując w policzek. Posłałam mężowi rozczarowane spojrzenie, nie na to liczyłam. 

- Kuba, teraz Ty dajesz się przekupywać? - pokręciłam z niedowierzaniem głową, ale mąż tylko wzruszył ramionami i przeszedł do łazienki, w której była gotowa kąpiel dla syna. 

Miałam chwilę dla siebie, więc rzuciłam się na łóżko, założyłam ręce pod głowę i przyglądałam się fascynującemu sufitowi. 
Na pierwszy rzut nasuwały mi się myśli, które były swego rodzaju wspomnieniami z pierwszego wyjazdu na Dominikanę, gdy byliśmy tutaj z ekipą. 

Pamiętam te ekscytujące rozmowy z Natalią, Maćkiem i Kubą. Naszą kolację, która do tej pory nie wiem jaki miała cel. Te pieńki, na których siadałam, gdy spacerowałam z Maćkiem, a kolejnego dnia z Kubą. Doskonale pamiętam klub, do którego uciekłam po odważnej wymianie zdań z Grabowskim. Obrzydłe centrum handlowe, w którym kupiłam sobie te niewygodne buty, ale wtedy były najlepsze na świecie. Sklepik hotelowy, w którym nakupowałam słodyczy, a one i tak wylądowały w koszu... 

Wspomnień z tą wyspą mam naprawdę wiele. Zdarzyło się tutaj sporo rzeczy, które mają wielkie znaczenie w teraźniejszości. Największą ma moja rozmowa z Kubą, która wpłynęła na naszą relację. 26 maja 2017 roku zostaliśmy parą, 26 marca 2018 Kuba wrócił do Polski. 26 marca 2019 roku zostałam narzeczoną tego kretyna, a 26 maja 2020, żoną. 

To wszystko przez jeden głupi wyjazd. 

Co stanie się po tym wyjeździe? 

Oby nic złego, mam dość zła. 

Chcę tylko dobra. 

Po 20 wreszcie mogłam położyć się na łóżku. Maciek leżał od ściany, oczywiście już dawno był w krainie Morfeusza, bo przecież Maciek, on zasypia gdzie się da. 
Przekręciłam się przodem do Kuby, przełączając telefon na hotelowe wifi, chcąc sprawdzić sprawy dotyczące preorderu mojej kolaboracji z filą, która już wystartowała, bo w Polsce było o 6 godzin do przodu. 

- Kuba! - zawołałam męża, nieco głośniej niż chciałam. Ale miałam wrażenie, że rodzę. 

- Co się dzieje? - odwrócił się w moją stronę, prawdopodobnie chciał już spać, a ja mu przeszkodziłam. Mówi się trudno. 

- Wyprzedało się, wszystko!  - byłam tak podekscytowana, że od razu odrzuciłam kołdrę na bok, wstałam z łóżka i przeszłam na materac męża, na którym przysiadłam. Pokazałam mu, że na stronie nie ma już żadnych dostępnych produktów. 

Byłam z siebie tak cholernie dumna. Ten kolab był moim oczkiem w głowie, od dnia, w którym powstał na to pomysł. Zasiadł w mojej głowie i nie mogłam przepuścić takiej okazji. W każdy projekt włożyłam całe swoje serce, nawet nawalałam w fundacji, ale najważniejsze były ubrania z QueQualityxFILA. Wszystko się udało! 

- Gratuluje maluchu. - mężczyzna podciągnął się na łokciu, siadając za mną. Ucałował mnie w tył głowy i odebrał ode mnie telefon, przeglądając ubrania. - Mam nadzieję, że zostawiłaś co nieco dla nas. Ja nawet nie miałem okazji widzieć tych projektów, a co mówić o ciuchach. 

- Tak, oczywiście. - stwierdziłam, siadając bokiem na łóżku. - Porozsyłali do influencerów i osób, z którymi współpracujemy. Zostało też kilka dla nas, a każdy projekt został też wyprodukowany w dwóch mniejszych wersjach. - dodałam z wielkim uśmiechem. 

- Dla Maćka? - oczy zaczęły mu się świecić. 

- Dla Maćka i małej Elżbietki. - odparłam, głaszcząc się po brzuszku. - Mamusia nie darowałaby sobie, gdyby jej dzieci nie mogły nosić tych ciuszków. 

- Widzę, że naprawdę się w to zaangażowałaś. - powiedział, zabierając pasmo włosów z mojego policzka. 

- Podobała mi się praca w wytwórni. 

- Może wrócisz? - zaproponował niepewnie. Od razu pokręciłam głową, propozycja była nierealna. 

- Nie ma opcji, mam dość współpracy z Maćkiem i resztą chłopaków. 

- Nie mówię o menadżerce, o wytwórni. - odparł. 

- To się łączy. 

- Proszę, bez Ciebie to nie będzie miało sensu. A ja sam nie dam rady tego prowadzić, prędzej to zamknę, niż poprowadzę dalej. 

 - Nie możesz tego zrobić, to Twój skarb, oczko w głowie. Musisz prowadzić to dalej, dajesz kasę na życie setce osób. 

- Za to Ty, dajesz mi życiodajny tlen. 


Jestem naprawdę słabą pranksterką. 
Wczorajszy rozdział miał być żartem, że niby będzie epilog na dniach czy coś. Ale zauważyła to tylko jedna osoba, więc brawo dla mnie i tego jak potrafię przekazać to, co chcę przekazać. Fanfary please!!! 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz