|5| Rozdział 109. Razem będziemy nieszczęśliwi

1.3K 90 107
                                    


Miłujcie się i zmiłujcie nade mną :)

- Po prostu... Czuję się jakbyś mnie wykorzystywała i ciągle bawiła mną.

Ogarnął mnie szok. Po tych słowach leżałam, wpatrzona w Kubę. Jedyne co robiłam to tylko mrugałam i oddychałam, chociaż momentami miałam wrażenie, że moje organy przestają ze mną współpracować. To było jak taki cios prosto w serce, taki sztylet, który przeciął moje biedne, połamane serce, na jeszcze więcej drobnych kawałków.

Patrzyłam pusto w te zielone oczy, które były kiedyś dla mnie całym światem, w których mogłam się przeglądać i widziałam najpiękniejszą kobietę na całym świecie, tak mnie traktował. Byłam jego królową, księżniczką, boginią. Powoli stawałam się diabłem, kimś kogo zaczynał nienawidzić.

- O-okej. - tylko tyle byłam w stanie z siebie wymruczeć. Poprawiłam kosmyk włosów, który spadł mi na czoło i próbowałam zebrać wszystkie siły w sobie, byleby nie pokazać jak naprawdę zabolały te słowa.

- Powiedziałem coś nie tak? - Kuba wyraźnie się zdziwił, podparł na łokciu i obserwował moją twarz. Co prawda było ciemno, jednak wpadający księżyc co nieco oświetlał nasze ponure twarze. Pokręciłam przecząco głową i usiadłam prosto, krzyżując nogi w kolanach.

- Nie... Ja chyba muszę iść się przewietrzyć. - zadecydowałam, bez słowa przeszłam przez jego nogi i już dosłownie postawiłam prawą stopę na ciemnych panelach, ale mężczyzna pociągnął mnie za przedramię i wylądowałam na jego chudych nogach. Uniosłam znudzone spojrzenie na jego twarz i czekałam na wywód co złego to nie ja.

- Uciekasz. Widzę, że coś jest nie tak, wytłumacz mi to. - zażądał. Przełknęłam nerwowo ślinę, spoglądając w te zielone oczy. Musiałam nie dać po sobie poznać, teraz nie miałam siły ani ochoty na dyskusje z nim. Najpierw sama musiałam wszystko przeanalizować.

- Muszę iść do łazienki i chcę wyjść na dwór, na chwilę. - odparłam spokojnie, ponawiając próbę zejścia z łóżka, która powiodła się. Złapałam swój szlafrok i zarzuciłam go na ramiona. Na swojej sylwetce czułam baczny wzrok Kuby, ale nie uniosłam spojrzenia by się upewnić.

- Chcesz żebym tutaj przyszedł, chcę spędzić z Tobą noc, a teraz uciekasz? Alicja nie mów, że nie grasz na moich uczuciach i nie wykorzystujesz mnie. - sztylet wbijał się znacznie głębiej, a ja sama nie miałam pojęcia co czuję. Musiałam wyjść.

Bez żadnego słowa, złapałam klamkę drzwi i po cichu uchyliłam drewnianą powłokę, opuszczając pokój Kuby. Dopiero na schodach, prowadzących na dół, wzięłam głęboki oddech i pozwoliłam by gromadzące się w moich powiekach łzy, po prostu je opuściły.

W przedpokoju założyłam buty Kuby, miał wielkie w porównaniu do mnie stopy, więc bez żadnego problemu mogłam je włożyć na swoje stópki i otworzyłam drzwi na dwór. Na dole nie było już nikogo, każdy rozszedł się do swoich pokoi, co było na plus dla mnie, nie musiałam się nikomu tłumaczyć, chociaż i tak użyłabym aspektu swojej ciąży, która mogła być wymówką w prawie każdej sytuacji.

Przeszłam przez ścieżkę ułożoną z kamieni i usiadłam na huśtawce, na której kilka miesięcy wstecz, a w sumie rok, usypiałam swojego syna. Wystarczyło położyć go na deseczkach, przykryć kocykiem, pobujać kilka minut, a ten myk i w kimę. To były bardzo przyjemne wspomnienia, nasz syn miał tedy o wiele przyjemniejsze życie.

Teraz wszystko się zepsuło, ale to tylko nasza zasługa. Nie zapewniamy mu stabilizacji, bezpieczeństwa i spokoju, na który zasługuje. Jestem przekonana, że za jakiś czas nam się odpłaci, już teraz ma zaczątki buntu dwulatka, który przechodzi u niego niesamowicie burzliwie. Jednak wiem, że w przyszłości, może nie za kilka miesięcy, ale za trzy - cztery lata, gdy sytuacja między mną i Kubą się nie poprawi, on będzie mógł mieć nam to za złe, a wtedy jego pretensje będą uzasadnione.

Podkuliłam nogi pod szyję, korzystając z tego, że mój brzuszek nie jest jeszcze wielkości piłki lekarskiej, a ja mogę usiąść w takiej pozycji. Na dworze nie było zimno, ale mimo to nakryłam swoje nogi kocykiem, który leżał na huśtawce. Nie miał kto mnie na niej bujać, więc sama też nie miałam tej radości z siedzenia na niej, ale potrzebowałam takiej chwili wytchnienia i przemyślenia wszystkiego.

Słowa Kuby wciąż odbijały się w mojej głowie, powiedział, że go wykorzystuję i bawię się nim.
Sama w sumie nie wiedziałam co o tym myśleć, próbowałam dojść do tego czy to jest prawda, ale argumentów za tak i nie, było równie wiele.
Z jednej strony miał rację, chciałam czegoś więcej w tym lasku, chciałam poczuć się ważną dla niego, miałam pragnienie, które mógł spełnić, w końcu był moim mężem. Równie dobrze mogłam iść z tym do kogoś innego, chociażby do Wojtka, którego tak mi wypominał, ale dla mnie nasze małżeństwo wciąż istniało, a ja nie chciałam zachować się jak ostatnia kurwa, odegranie się na nim było ostatnią rzeczą, którą mogłam i chciałam zrobić.
Ponadto zachowywałam się jakby wszystko inne nie miało miejsca, jakby ten cholerny dzień został wypisany z mojej głowy, ale ja podświadomie tego chciałam. To było moje marzenie, chciałam z dnia 19 kwietnia przenieść się na 21-ego i mieć w chuju cały ten 20. Ale nie mogłam, nie da się pstryknąć palcem i zapomnieć o wszystkim co miało miejsce.

Ja wiem, że Maciek, Krzysiek i teściowa próbowali mnie namawiać do zmiany zdania, do otworzenia się przed Kubą, który przeżywał to wszystko. I ja tu zgadzam się z nimi w 100%, przeżywał i próbował schować swoje cierpienie w paczce leków czy w dymie, który rozchodził się po wypalonym blancie, ale życie tak nie działa. Czasem trzeba stawić się problemowi prosto w twarz. Przyznaję rację, że po sytuacji, która miała miejsce na koncercie, ja spuściłam z siebie te wszystkie emocje, pełne nienawiści, bo zrobiło mi się go żal, a tym bardziej miałam jego nazwisko w dowodzie. Nie chciałam dopuścić do tego żeby stoczył się przeze mnie, postanowiłam wziąć się w garść i odbudować nasze małżeństwo.

Pójście na terapie było skokiem milowym w moim zachowaniu, ja tak naprawdę nienawidziłam psychologów, psychiatrów, mimo że sama miałam takie wykształcenie. Źle mi się kojarzyli, przed wszystkim z ciężkim i trudnym dzieciństwem, w którym nie dawałam sobie rady i to wszystko było ostatnią nadzieją dla mnie.
Teraz też nie daję sobie rady, a terapia jest dla mnie ostatnią nadzieją. Poszłam na nią dla nas, dla mnie, Kuby, ale przede wszystkim dla naszych dzieci. Nie skreśliłam nigdy naszego małżeństwa i nie zrobię tego. Pamiętam, że kiedyś wypominałam Kubie, jak to będzie, gdy będę bawiła się na jego koncercie i ledwo będziemy o sobie pamiętać, teraz jest inaczej. Jesteśmy razem ponad 4 lata, tego nie da się skreślić i wykreślić tych lat z życia, za wiele nauczyliśmy się od siebie. Właśnie dlatego chciałam o to walczyć i nadal chcę.

On daje sobie idealnie radę na tej terapii, to widać. Stał się znacznie pewniejszy siebie, ale ja nie potrafię, po prostu coś mnie blokuje. Psycholog na pierwszym spotkaniu powiedział mi, że muszę ograniczyć z nim kontakt, jeśli chcę się wyleczyć z tego co mi zrobił, bo inaczej za każdym razem będę wyobrażała sobie wszystko co mogło mieć miejsce w Oslo. I to jest prawda, na samym początku muszę wyleczyć swoją psychikę, pozwolić aby całość sytuacji przeszła gdzieś na samo dno mojej pamięci, a dopiero wtedy próbować budować cokolwiek razem z Kubą.

Mówiłam sobie to już wiele razy, ale naprawdę muszę zacząć naprawianie siebie, żeby naprawić wszystko wkoło.

Posiedziałam na tej ławce z dobre 30 minut, siedziałam i obserwowałam gwiazdy, ale żadna nie spadła. Wszystkie świeciły do mnie, czasem mrugały jak szalone, ale żadna nie chciała spaść. A miałam tak ważne marzenie do jednej z nich. Chyba czas poszukać czterolistnej koniczyny.

Zabrałam się w końcu i wróciłam do domu. Napiłam się jeszcze wody i weszłam powoli na górę. Po drodze zahaczyłam jeszcze o łazienkę i w końcu weszłam do pokoju Kuby. Świeciła się lampka przy łóżku, która oświetlała twarz Kuby. Leżał spokojnie na łóżku, miał zamknięte oczy, a gęste czarne brwi dotykały jego doliny baka. Mimika jego twarzy nie wyrażała żadnych spiętych emocji, raczej był wyluzowany, nawet miałam przypuszczenia, że może spać. Prawa dłoń luźno leżała nad głową, a palce miał zaplątane we włosach.
Zajrzałam do łóżeczka by zobaczyć czy śpi mój syn, ale ten spał w najlepsze. Od długiego czasu było tak, że Maciek przesypiał całe noce. Aniołek, nie syn.

Delikatnie przysiadłam na materacu, który zaskrzypiał, więc mimowolnie wykrzywiłam twarz w skrzywieniu. Siadałam przodem do Kuby, który od razu otworzył oczy, gdy zajęłam na nim miejsce. Przesunął się całe szczęście do ściany, więc nie musiałam przechodzić przez jego osobę. Ułożyłam się na łóżku, przykryłam kołderką i zgasiłam lampkę, więc w pomieszczeniu zapanowała ciemność.

- Już przemyślałaś wszystko? Wiem, że uciekłaś. - szept Kuby wyrwał mnie z zadumy nad tym jak zmienił się ten pokój na przestrzeni lat. Westchnęłam głośno, wywracając oczami. Przewróciłam się na prawy bok by móc spoglądać w jego oczy.

- Każdy czasem musi przemyśleć. - wzruszyłam ramionami, przekładając dłonie ponad kołdrę, bo było mi coraz cieplej. Mężczyzna przetarł twarz, podrapał się po swojej lewej brwi i westchnął głośno.

- Podzielisz się ze mną tymi przemyśleniami? - zapytał dość niepewnie, spuściłam wzrok na jego szyję, na której wytatuowane znaki nie zmieniły się nawet trochę. Wcześniej Kuba prosił żebym smarowała tatuaże, aby nie wyblakły. Teraz... Ach.

- O czym ja mam Ci mówić, Kuba? - nie bardzo wiedziałam co mam powiedzieć, przecież nie chciałam się przyznawać do tego co siedzi w mojej głowie. - Powiedziałeś, że gram na Twoich uczuciach. Ale tak naprawdę to sama nie wiem co jest ze mną samą. Umówmy się, że myślę jedno, a chcę myśleć zupełnie co innego. Jesteś dla mnie kimś naprawdę ważnym, mężem i ojcem moich dzieci. Najważniejszym przyjacielem i nie ukrywajmy, ale najważniejszą osobą w moim życiu, poza mną samą, bo to ja powinnam być najważniejsza dla siebie. A gdzieś powoli tracę własną wartość, ja wiem, że jesteś gotów pomóc mi ją najlepiej odbudować, ale to chyba ja sama muszę najpierw nad tym popracować. - powiedziałam bardzo niepewnie.

- Alicja...- Kuba chciał coś powiedzieć, ale nie chciałam żeby mi przerywał.

- Jesteśmy dla siebie lekiem na całe zło, tak? - spojrzałam prosto w te zielone tęczówki i delikatnie przejechałam dłonią po prawym policzku. - Najwidoczniej muszę poszukać jakichś antybiotyków, żebyś Ty później mógł zaleczyć wszystko inne. Jeśli ja sama nie wypracuję sobie tego co chcę czuć i co czuję, nie damy rady. Będziemy wracać do siebie miliony razy, ale ja będę wciąż Cię raniła, bo z tyłu głowy będę miała sytuację, która miała miejsce. I masz rację, ranię Cię. Bo cholernie pragnę Ciebie, ale jak już ma dojść do czegoś więcej, jakiejś szczerej wymiany zdań, ja wtedy głupieję, bo zdaję sobie sprawę, że nie jestem wystarczająco dobra dla Ciebie, bo poszedłeś w ramiona innej kobiety. - przełknęłam nerwowo ślinę, mężczyzna usiadł na łóżku i zapalił lampkę, więc mogłam doskonale go obserwować. W tych zielonych oczach było pełno bólu.

- To była chwila załamania, takiej niepewności. Postąpiłem źle... Ale to Ty całe życie byłaś moją księżniczką, nie pozwól, żeby taka chwila zawahania zepsuła nasze małżeństwo. - prosił głosem, który wyrażał wielką skruchę i żal.

- Kochanie... - westchnęłam cicho, również usiadłam i niepewnie zajęłam miejsce na jego kolanach. Uniosłam spojrzenie na te piękne tęczówki, a twarz ujęłam w swoje dłonie. - Nasze małżeństwo jest, było i będzie. Ja nie skreślam nas, ale chcę poniekąd dobrze dla samego Ciebie. Bo razem będziemy nieszczęśliwi, gdy ja będę miała przed oczami to co się działo, a chcę być z Tobą szczera i zapomnieć o tym wszystkim, bo bardzo mi zależy. Zrozum to, nie chcę źle dla Ciebie, zrobię wszystko żebyś miał najlepiej. Jednak wiem, że gdybyś to Ty był na moim miejscu, gdybym to ja poszła szukać ukojenia w innych ramionach, też nie dałbyś sobie rady.

- Ja teraz nie daję rady, wyrzuty sumienia. To bardzo boli, cały czas... - mówił prawie łkając, tak bardzo bolał widok dorosłego mężczyzny, który wyraża taką skruchę.

- Mnie też bardzo boli, nawet nie wiesz jak bardzo. Ciągle mam wrażenie, że nie jestem tą najlepszą, że była jeszcze inna... Możesz mnie wychwalać pod niebiosa, ale to ja sama muszę zaakceptować to, że jestem idealna, żeby później wierzyć w Twoje słowa. - zagryzłam nerwowo wargę i spuściłam wzrok na nasze klatki, które przylegały do siebie.

- Nie dam rady sobie, gdy odetniesz mnie od siebie....

- Dasz radę, jesteś silnym człowiekiem, musisz wierzyć w to, że całość tego co się stało, że to nas ukształtuje i wyjdziemy z tego silniejsi. Mamy dla kogo walczyć. - uśmiechnęłam się niepewnie, układając jego dłoń na swoim brzuszku. - Jedno serce jest tutaj, drugie w łóżeczku za mną, a trzecie... - w tym momencie położyłam jego drugą dłoń na swojej lewej piersi. - Tutaj. Ty musisz być silny, żebym ja mogła wygrać tą walkę. A wszystkie te leki, to co brałeś dotychczas, to jest Ci zdecydowanie zbędne.

Nie zabijajcie, nie krzyczcie. Napisałam ten rozdział całkowicie zmęczona, więc może nie być idealny, ale to przemyślenia Alicji w większości. Wracamy do formy 1-wszo osobowej!!!

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz