|5| Rozdział 87. Zdjąłem ją

1.4K 83 115
                                    


Do Warszawy wróciliśmy jakąś chwilę po 18, Maciek był wykończony, więc nie miałam żadnego problemu z położeniem go do łóżka. Sama też byłam zmęczona, ale psychicznie. To wszystko wiele mnie kosztowało nerw i zżartej psychiki. Nie umiałam rozmawiać z własnym mężem, który był dla mnie całym światem, ale powoli wszystko się burzyło, a nasza relacja odchodziła do lamusa. 

- Wychodzę, Maciek już śpi. - oznajmiłam, wchodząc bez pukania do pokoju Kuby, w którym się zaszył. Byłam przekonana, że robi coś związanego z muzyką, może coś pisze, albo załatwia sprawy z wytwórni, ale on tylko siedział wpatrzony w czerwoną ścianę. Gdy usłyszał mój głos od razu się odwrócił w moją stronę. 

- Gdzie idziesz? - zainteresował się, wpatrując w moją osobę. 

- Umówiłam się ze znajomymi. 

- Ale ekipa jest na meczu. 

- Ale ja nie mam znajomych tylko w ekipie. - zakpiłam roześmiana. 

- Okej. 

- Jak Maciek się obudzi to zadzwoń do mnie. 

- Nie będzie to konieczne, ma też ojca. 

- Po prostu to zrób, dobra? - warknęłam poddenerwowana. Już miałam zamykać drzwi, ale zawołał mnie. 

- Alicja. 

- Co? - burknęłam. 

- Po prostu uważaj na siebie, okej? 

- Ta. 

Zdziwiłam się tym, że poprosił mnie o coś takiego. Wcześniej to było taką naszą tradycją, w sumie przyzwyczajeniem, za każdym razem jak gdzieś szło jedno z nas, drugie prosiło żeby na siebie uważało. Troszczyliśmy się i te słowa miały być swego rodzaju "kocham Cię", czy w tym momencie też oznaczały te dwa słowa? 

Zabrałam swoją kurtkę, kluczyki i torebkę. Wyszłam z mieszkania i wyjechałam z garażu podziemnego. Tak naprawdę to nie miałam żadnego spotkania umówionego, ja po prostu potrzebowałam pobyć sama ze sobą, wewnętrznie musiałam się uspokoić, a tylko w swoim skromnym towarzystwie szło mi to zrobić. 

Podjechałam nad Wisłę, ale nawet nie miałam odwagi wysiadać z auta, wszystkie wspomnienia wzięły górę. 
Rok temu brałam z nim ślub, składałam przysięgę małżeńską, która była takim dopełnieniem naszej miłości, swego rodzaju udokumentowaniem tego, że naprawdę się kochamy. Dziś siedzę sama w samochodzie, nad Wisłą i wspominam moment, w którym wymienialiśmy się tymi cholernymi łańcuszkami. 

Wesele, to był naprawdę piękny moment. Nasz pierwszy taniec, piosenka McGrawa, później te wszystkie wygłupy ekipy. Nasze oczepiny, podczas których Wioletta i Maciek zostali nową młodą parą, tort w kształcie mikrofonu i taniec Kuby ze swoją mamą. 

To wszystko było tak niedawno, a zarazem tak bardzo odlegle. Teraz pozmieniało się wiele, cała ta nasza miłość się wypala, Kuba pokłócił się ze swoją mamą, a nie robi tego prawie nigdy. Tylko Maciek i Wioletta są w sobie szaleńczo zakochani, i tego im zazdroszczę. 

Posiedziałam w tym aucie z dobrą godzinę, popłakałam nad swoim losem, w dłoni dzierżąc swoją obrączkę, znak miłości do mojego męża. 
Ostatecznie wróciłam do mieszkania, przecież nie mogłam nie wiadomo ile spędzać czasu na spotkaniu ze znajomymi. W lusterku auta ogarnęłam swoją zapłakaną twarz, ale okazało się to niepotrzebne, bo w mieszkaniu było ciemno co uświadomiło mnie w tym, że obaj panowie śpią. 

Z garderoby zabrałam nową piżamę i zniknęłam za drzwiami łazienki, pozwalający by kaskada wody zmyła moje łzy, które zaschły na policzkach. Wtarłam w siebie pachnący balsam, ogarnęłam pielęgnację i zeszłam do sypialni. 

Jakie było moje zdziwienie, gdy zastałam w niej Kubę. Bez słowa przeszłam na swoją stronę łóżka i delikatnie wsunęłam się pod kołdrę. Miałam ogromną nadzieję, że mężczyzna już śpi, ciężko byłoby wytrzymać moment, w którym obydwoje nie spalibyśmy, a między nami byłaby ta niezręczna cisza. Ułożyłam się przodem do chłopaka, ale leżał tyłem do mnie, więc nie było między nami niezręczności, chociaż nadal nie byłam pewna czy śpi. 

- Wróciłaś. - szepnął, odwracając się przodem do mnie. Przymknęłam rozczarowana powieki, naprawdę liczyłam, że będzie spał. - Jak się stało w tym samochodzie? Naprawdę musiałaś wyjść z mieszkania by postać godzinę w samochodzie nad Wisłą? - zapytał drwiąco. 

- Skąd niby wiesz co robiłam? - prychnęłam pod nosem, starając się pokazać, że wcale nie ma racji. 

- Zapomniałaś, że jakiś czas temu udostępniłaś mi swoją nawigację w telefonie? 

- Shit. - mentalnie przybiłam sobie dłonią w czoło, jak mogłam o tym zapomnieć. - Nadal nie rozumiem dlaczego mnie śledziłeś. 

- Bo się martwię, bo jesteś moją żoną, bo Cię kocham. 

- Daruj sobie, dobrze? - prychnęłam, odwracając się na plecy. 

- Jesteśmy małżeństwem. 

- Twoja mama powiedziała, a ja zgadzam się z jej słowami, chyba tylko na papierze. 

- Nieprawda. - poczułam jak pod kołdrą zaczął szukać mojej prawej dłoni, którą ujął i zaczął bawić się obrączką, znalezioną na palcu serdecznym. - Właśnie. 

- Tak? - sprawnie złapałam jego rękę w swoje i odszukałam palec serdeczny, który był pusty. - To jest właśnie nasze małżeństwo, jednostronne. 

- Zdjąłem ją, bo... - zaczął się tłumaczyć, ale mu przerwałam machając ręką. 

 - Nie tłumacz mi się, nie musisz. Szkoda, że nawet do pierwszej rocznicy nie doczekaliśmy  w zgodzie. - prychnęłam pod nosem rozczarowana, robiłam wszystko by łzy nie opuściły moich powiek, ale było to cholernie ciężkie. 

- Co robisz? - zapytał, gdy odsłoniłam swoje nogi i usiadłam na krawędzi łóżka. 

- Idę do jedynej osoby, której zależy na mnie bez względu na wszystko inne. - prychnęłam pod nosem. - Nawet nie próbuj tam przychodzić, albo zmieniać mojej decyzji, że Ty tam pójdziesz. - oznajmiłam sucho i zniknęłam za drzwiami pokoju, zalewając się łzami. 

BOGINI|QUEBONAFIDEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz